poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 1

— Panienko, czas wstawać!
Niezadowolona otworzyłam oczy i spojrzałam na Mercy, moją ulubioną gosposię. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził i nie kryłam dezaprobaty na ten czyn. Kobieta jednak wcale się tym nie przejęła, posłała mi pobłażający uśmiech i wywróciła oczami na moją kwaśną minę. Powinnam ją okrzyczeć, ale nie mogłam, bo naprawdę miałam do niej słabość. Innej gosposi na pewno nieźle by się oberwało i to może dlatego ona spędzała ze mną najwięcej czasu, nie licząc Suzie — mojej przyjaciółki.
Mercy Hallas była kobietą po czterdziestce. Miała duże piwne oczy i brązowe włosy, a jej twarz zawsze zdobił serdeczny uśmiech. Ubierała się dość zabawnie, bo zestawy, które wybierała niemal zawsze do siebie nie pasowały i były czystym przypadkiem. W dodatku była postawna, aby nie powiedzieć, że gruba. Ponadto miała swój własny zapach, niemal zawsze pachniała jabłkiem i cynamonem. Miałam wrażenie, że powodem tego było częste robienie szarlotki, którą wręcz uwielbiałam, a Mercy ładowała we mnie owego ciasta tyle, ile tylko mój żołądek mógł zmieścić. Dla niej zawsze byłam za szczupła, co naprawdę było bardzo zabawne. Nie mogłam też ukryć tego, że traktowałam ją jak moją drugą matkę. Z tą różnicą, że Mercy okazywała mi więcej miłości i czułości, niż ta biologiczna. Nie widziałam w tym nic złego, bo myślałam, że tak właśnie ma być. Nie było mi żal, bo nie znałam innego podejścia matek do córek. Pani Hallas czasami patrzyła na mnie ze współczuciem, ale ja tego nie rozumiałam. Może jako dziecko domagałam się czułości od matki, ale z biegiem lat zrozumiałam, że nie mogę od niej tego oczekiwać i zaakceptowałam to. Miałam od tego Mercy i pamiętam, że jako dziecko nazywałam ją „moją drugą mamusią”.
— Nie patrz na mnie tak krzywo, Joyce — zaśmiała się cicho i pogłaskała mnie po policzku, kciukiem gładząc zmarszczki, które pojawiły się na moim czole, bo niezadowolona je marszczyłam. — Twój ojciec kazał cię obudzić godzinę wcześniej. Nie pytaj mnie, bo nie wiem, z jakiego powodu. Próbowałam się dowiedzieć, ale to nie mój interes. Nie powiedział tego dosłownie, ale łatwo to można było wywnioskować. — Posłała mi delikatny uśmiech i ponagliła mnie ruchem głowy.
— Już wstaję, Mercy, już — wymamrotałam ospale.
Całkiem możliwe, że gdyby nie wspomniała o ojcu i o tym, że to on kazał jej mnie obudzić, to bym się spierała i wykłócała o „jeszcze pięć minut”, które w rzeczywistości byłyby następną godziną, ewentualnie dwiema godzinami. Wiedziałam jednak, że z ojcem nie ma żartów i zabaw z przekomarzaniem się. Musiałam przełknąć swoją senność i wstać z dumą, bo tak mi wypadało, jako młodej damie.
— Przygotuję ci śniadanie, Joyce — zaproponowała gosposia. I tak musiałaby to zrobić, ale chyba po prostu chciała coś powiedzieć, bo moje powieki znów opadały. — Na co masz ochotę? — zapytała i zsunęła ze mnie kołdrę.
— Naleśniki z sosem truskawkowym i bananem pokrojonym w plasterki. Zrób mi też herbatę żurawinową, dwie płaskie łyżeczki cukru, jak zawsze — pokierowałam ją. Nie siliłam się na żadne „proszę” czy „dziękuję”. Uwielbiałam Mercy, prawda, ale to nadal było jej pracą i za to płacił jej mój ojciec. Ona chyba do tego przywykła i nie próbowała tego zmienić, bo wiedziała, że właśnie na takich zasadach byłam wychowywana i nie miała zamiaru zmieniać planów moich rodziców.
— Będzie za niecałe pół godziny.
— W porządku. Postaram się przygotować w trzydzieści minut, ale jeśli nie zdążę to chciałabym ciepłe jedzenie — powiedziałam.
Kiwnęła głową i wyszła z pokoju, a ja westchnęłam ciężko i spojrzałam na zegarek. Była ósma trzydzieści i nie miałam ochoty wstawać ani pojęcia, dlaczego wstać musiałam. Bez zbędnych jęków i kręcenia nosem zebrałam się z łóżka i pomaszerowałam do łazienki. Miałam swoją łazienkę i garderobę. Było to praktyczne i higieniczne. Nie miałam zamiaru dzielić z kimś tak intymnego pomieszczenia. Moi rodzice również mieli swoją łazienkę, służba jeszcze inną, a goście, którzy do nas przychodzili następną. Zdarzało się też tak, że goście i służba korzystali z dwóch łazienek na zmianę. W swojej miałam wannę i prysznic, umywalkę i toaletę, wielkie lustro na całą ścianę i półeczkę na różne kobiece bibeloty oraz kosmetyki. Uwielbiałam tam przebywać i moczyć się w wannie z funkcją masażu. Cudowna rzecz i biada tym, którzy takiej wanny nie mieli.
Nie miałam jednak czasu na przyjemności z masażem, bo musiałam zjeść śniadanie i udać się do ojca z pytaniem, czego ode mnie oczekiwał. Wybrałam prysznic i, choć tego nienawidzę, włączyłam nieco chłodniejszą wodę, aby szybciej się rozbudzić. Kąpiel jak zawsze mnie rozluźniła, a ulubione zapachy olejków, szamponów, odżywek i żeli ukoiła zmysły pięknymi woniami. Czułam się o wiele świeżej, spokojniej i lepiej. Mogłam bez problemu oddać się moim obowiązkom, których miałam dość dużo, ale wszystko po kolei. Po prysznicu, ubierając bieliznę, którą wcześniej przyniosłam sobie z garderoby, stanęłam przed lustrem i oceniłam sytuację. Niechciany trądzik, który miałam na skroniach, powoli znikał, więc kosmetyki, które zaaplikowałam działały bez zarzutu. Uśmiechnęłam się zadowolona do swojego odbicia i stwierdziłam, że było nieźle i nie wymagałam dużej pracy nad sobą w tym dniu. Podeszłam do toaletki, najpierw myjąc zęby, i sięgnęłam po krem z małą domieszką podkładu i naniosłam go na twarz, potem podkreśliłam kości policzkowe i podkręciłam rzęsy tuszem. Na tym skończyłam i wyszłam z łazienki. Następnym celem była garderoba i tu pojawiał się, jak to mawiała Suzie, odwieczny problem kobiet pod tytułem: „co mam dziś na siebie włożyć?”. I ja nie byłam inna, też ten problem miałam. Ostatecznie zdecydowałam się na dziewczęcy zestaw w ciepłych kolorach. Na nogi wciągnęłam obcisłe, dżinsowe, beżowe spodnie, a na górę luźny sweterek w szare i bardzo jasnoróżowe, grube pasy. Odwróciłam się w stronę ściany, przy której stał wielki regał, a na nim poukładane były buty. Z jednego z niższych poziomów wybrałam jasnoróżowe, pasujące do pasów na sweterku, conversy i założyłam je na stopy, wiążąc połowicznie i sznurówki wciskając w środek buta. Ze swojego pokoju ukradłam jeszcze kolczyki perełki i włożyłam je na uszy, a na szyi zapięłam łańcuszek z przywieszką w kształcie serduszka. Przeczesałam swoje włosy i stwierdziłam, że wyglądam bardzo dobrze.
Schodząc po schodach czułam przyjemny zapach mojego śniadania. Woń truskawek roznosiła się w powietrzu, aż ślinka naleciała mi do ust. Weszłam z uśmiechem do kuchni, a Mercy akurat skończyła układać pocięte w plasterki banany na talerzyku.
— Wygląda obłędnie — skomentowałam i usiadłam przy wysepce kuchennej. To tam jadałam śniadania w dni robocze. W soboty i niedziele jadaliśmy razem, wraz z matką i ojcem, w jadalni. Obiady i kolacje razem jedliśmy niemal zawsze.
— Zaleję herbatę — powiedziała i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Kiwnęłam głową i zabrałam się za swoje jedzenie. Nie dość, że wyglądało obłędnie to jeszcze tak smakowało. Uwielbiałam dania przygotowane przez Mercy. Nie znałam nikogo, kto gotowałby lepiej od niej i wątpiłam, jeśli mam być szczera, że ktoś taki w ogóle istnieje, a jeśli istnieje to musiał być z nią spokrewniony.
Nie chciałam narażać się na niezadowolenie ojca, więc starałam się zjeść w miarę szybko, co było dla mnie problematyczne. Zaliczałam się do tych osób, które koszmarnie długo jedzą. Moi znajomi zawsze marudzili, gdy wychodzili ze mną gdzieś do restauracji czy na pizzę. Dlaczego? Oni skończyli jeść i zdążyli zgłodnieć, a ja dopiero finiszowałam swoją porcję. Rozkładałam na części pierwsze już wszystko w szczęce i najzwyczajniej bałam się, że jeśli zacznę jeść szybciej to się pobrudzę czy, nie daj Boże, zakrztuszę.
Wracając do ojca… Nie to, że się go obawiałam. Był groźnym człowiekiem dla wszystkich ludzi, wszystkich oprócz jego ukochanej córeczki, czyli mnie. Miałam u niego najwięcej forów, co czyniło mnie szczęściarą. Gdyby mój ojciec mnie nie lubił, to miałabym trudne życie, bo on uwielbiał utrudniać wszystko tym, z którymi nie sympatyzował. Jednak wiedziałam, że jeśli stawię się u niego na czas, to go zadowolę i w jakiś sposób sprawię mu przyjemność. Uwielbiał, gdy wszystko było pod jego dyktando, tak samo jak ja, więc czemu miałabym mu tej malutkiej przyjemności odmówić.
— Dzięki, Mercy, było pyszne — rzuciłam i chwyciłam kubek z ciepłą herbatą w obie dłonie, upijając małego łyka, a potem odstawiając naczynie na blat i zeskakując ze stołka.
Pobiegłam na górę, gdzie ojciec miał swój gabinet. Musiał tam być, skoro chciał się ze mną spotkać. Był bardzo formalny i nawet chcąc rozmawiać ze mną czekał na mnie w swoim biurze. Już tak miał, a dla mnie to było normą, choć dla niektórych mogło wydawać się niecodzienne, że z własnym ojcem rozmawiam w jego azylu, gdzie zajmuje się biznesowymi sprawami z wielkiego świata.
Pchnęłam drewniane drzwi, wchodząc do profesjonalnego, utrzymanego w ciemniejszych barwach pomieszczenia. Ściany były szare z białymi detalami na rogach i pod sufitem. Przy jednej ścianie stały regały z książkami i papierzyskami. Głównym meblem w tym pokoju było jednak wielkie, mahoniowe biurko mojego ojca, a za nim skórzany, obracany fotel. Właśnie na nim siedział Joseph Snowdon, patrząc na ekran nowiusieńkiego laptopa. Był w dość niecodziennym wydaniu, bo zazwyczaj siedział na swoim miejscu w idealnie dobranym garniturze. Tym razem mogłam go zobaczyć w piżamie i szlafroku. Uśmiechnęłam się delikatnie i wiedziałam już, że nie będzie to żadna formalna rozmowa. Usiadłam na krześle przed biurkiem.
— Co tam, jak tam, tatusiu? — zapytałam.
Joseph skierował na mnie swoje szare oczy i przeczesał, gdzieniegdzie siwiejące, czarne włosy. Na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech.
— Cześć, dziewczynko, jak poranek? Zjadłaś już śniadanie?
Ojciec był zawsze troskliwy, może nawet za bardzo, ale nie miałam mu tego za złe. Dbał o mnie i powinnam mu być za to wdzięczna, prawda? Ilu nastolatków płacze, bo ich rodzice nie przejmują się ich życiem i robią różne bzdety, prosząc tym o ich atencję. Ja nie musiałam o nic prosić, bo sami się mną zajmowali. Może nie okazywali mi mnóstwa miłości, nad czym ubolewała Mercy, ale zapewniali mi wszystko, czego potrzebowałam, jako mała dziewczynka w przedszkolu, początkująca uczennica w podstawówce i dorastająca nastolatka w prywatnym liceum.
— Zjadłam, ale się nie wyspałam, bo ktoś mi nie dał — mruknęłam z delikatnym wyrzutem w głosie, patrząc na rodziciela spod byka. Każdy w tym domu wiedział, że ze mnie był wielki śpioch, a mimo to ojciec kazał mnie obudzić.
— Ach, przepraszam, ale wiesz — zaśmiał się serdecznie, patrząc na mnie roześmianymi oczami — mam nadzieję, że rozmowa o twoim osiemnastkowym balu polepszy ci humor.
Cóż, punkt dla niego. Wiedział jak mnie podejść.
— Bal osiemnastkowy? — rzuciłam podekscytowana, wstając, a dłonie opierając o to wyśmienite, mahoniowe biurko i delikatnie się nad nim pochylając.
— Tak, pchełko, bal. Siadaj i weź wdech. — Jego spojrzenie ciągle było wesołe, co nie było częste, ale to chyba ja byłam tego powodem, i mój entuzjazm.
— Wiesz, że nienawidzę, gdy nazywasz mnie pchełką, tato — wypomniałam mu.
Odrzucił głowę w bezdźwięcznym śmiechu.
— Mówiłem tak, odkąd byłaś niemowlakiem i będę tak mówił, nic na to nie poradzisz — westchnął, rozkładając ręce, a po chwili dodał: — Pchełko.
Warknęłam zirytowana, ale nie miałam zamiaru się o to wykłócać. Chyba musiało być tak, jak mówił i czas do tego tytułu przywyknąć. Poza tym, co tam. Mogę być pchełką, jeśli mam mieć świetny bal osiemnastkowy! To było tego warte.
— No dobrze, dobrze — poddałam się i usiadłam. — Coś więcej o moich urodzinach, proszę?
— Aleś ty niecierpliwa!
— Nie chcę nic mówić, ale po kimś to mam — podsumowałam zgryźliwie.
Ojciec roześmiał się, po raz kolejny podczas tej rozmowy, i zaczął mówić:
— Razem z matką chcemy, aby ten dzień był dla ciebie specjalny. Zaplanowaliśmy już niemal wszystko. Sala, goście, a zaproszenia już wysłane. Menu, muzyka. Niczym się nie musisz martwić. Jesteś za malutka na organizowanie czegokolwiek. Tobie pozostaje tylko do zrobienia jedno.
Nie musiał kończyć, ja już wiedziałam.
— Sukienka! — wykrzyknęłam radośnie i klasnęłam w dłonie. — Zadzwonię do Sussanah! Powiem jej, że szykują się wielkie zakupy. Sukienka, buty, dodatki, fryzjer, paznokcie, makijaż! Och, tatku! To będzie wspaniały dzień, idealny! — pisnęłam. — Ale… ale ja mam na to tylko miesiąc. Miesiąc! Muszę pilnie do niej zadzwonić! — Poderwałam się i niemal rzuciłam do drzwi. — Dzięki! — krzyknęłam na odchodne i wybiegłam z jego gabinetu.
Miałam zadzwonić do Suzie, ale z rozbawieniem przypomniałam sobie, że przecież spotkam się z nią zaraz po obiedzie, bo byłyśmy umówione na wspólny spacer. Zrezygnowałam z telefonu do niej i stwierdziłam, że o zakupach porozmawiam z nią na naszym spotkaniu. Swoją drogą bardzo cieszyłam się, że się z nią zobaczę, dawno jej nie widziałam, a teraz moje podekscytowanie tylko urosło przez nadchodzący bal, no i zakupy!
Wróciłam do kuchni w szampańskim nastroju i uśmiechnęłam się do Marcy, która uniosła brew w pytającym geście.
— Ach, chodziło o planowanie moich urodzin! — oznajmiłam entuzjastycznie.
— Czyli było warto wstać?
To było urocze, jak bardzo oni wszyscy mnie znali. Czułam się tak bardzo szczęśliwa, że mogłabym wybaczyć im wszystko. Nawet, jeśli zniszczyliby, na przykład, moją ulubioną bluzkę.
— Pewnie, że warto, Mercy, ale będę miała tyle roboty.
— Susannah ci pomoże — zaśmiała się. — Kochacie to, a teraz idę do sklepu, kochanie. Miłego dnia!
Do spotkania z Suzie zajmowałam się tym, czym zazwyczaj zajmowałam się w soboty. Po śniadaniu i rozmowie z ojcem miałam lekcje gry na wiolonczeli. Wiem, dziwny instrument. Bardziej popularna była gitara, fortepian, nawet skrzypce, które skrzeczały niesamowicie, ale gdy się potrafiło na nich grać to potrafiły wydawać najpiękniejsze dźwięki na świecie. Mnie jednak przypadła wiolonczela. Dlaczego? Moja matka, Elizabeth, uwielbiała ten instrument i nie było mowy, abym uczyła się grać na czymś innym. Znaczy była taka możliwość, ale to byłby instrument dodatkowy i musiałabym umieć posługiwać się dwoma, więc tak, wiolonczela. Nie byłam za to jakoś specjalnie zła, bo z biegiem lat, gniewu i łez, pokochałam ten instrument i odkryłam, że ma serce i możliwości równie wielkie, jak szlachetny fortepian. Myślę, że szło mi nawet całkiem nieźle, a i nie raz do swojej gry dokładałam wokal. Nie miałam idealnego głosu, ale wszystko da się wyszlifować. Lekcje śpiewu skończyłam dwa lata temu, bo więcej z moich strun głosowych bym nie wyciągnęła. Może nie nadawałam się na wielką scenę, ale owszem, potrafiłam śpiewać i lubiłam to, odprężało mnie. Często sama przysiadałam przy ukochanym instrumencie i śpiewałam, chcąc się odprężyć czy sprawić przyjemność matce.
Na grze się nie kończyło. Po dwugodzinnych ćwiczeniach musiałam się pouczyć. Sobota była dniem, w którym miałam czas na naukę, ponieważ w niedzielę uczyć się nie mogłam. Mój ojciec ustalił, że w tygodniu mam mieć jeden dzień bez nauki, przynajmniej tej szkolnej, bo ma być to czas, w którym regeneruję siły na nadchodzący poniedziałek. Żartobliwie to nazywał „ładowaniem akumulatorków”. Lubiłam niedziele, choć wiadomo, że następnym dniem był poniedziałek. Szkoła nie była jednak dla mnie złem i piekłem, a raczej kolejnym obowiązkiem, który muszę odhaczyć ze swojej listy. Jedynym minusem, wielkim, było to, że musiałam rano wstawać, a zdążyliśmy uzgodnić to, iż tego nienawidzę z całego serca.
Nawet nie zauważyłam, kiedy Mercy wróciła do domu. Tym bardziej nie wiedziałam, kiedy zrobiła obiad, i że to już była ta godzina. Soboty, ogólnie każde wolne dni, strasznie szybko mijają. Jak dla mnie — za szybko, ale przecież nic nie mogłam z tym zrobić. Takiej mocy to nie miałam ani ja, ani mój ojciec, który mógł robić niemal wszystko, bo miał władzę i był szanowany. Szacunek ludzi to jedna z najważniejszych cech w biznesie. Jeśli ktoś ciebie nie szanuje, to jesteś ofiarą, a tak przynajmniej mawiał Joseph.
O piętnastej zasiedliśmy do stołu. Byłam pierwsza, bo urządziłam sobie małą pogawędkę z Mercy. Dziesięć minut później przyszedł ojciec z matką. Od Elizabeth, jak zawsze, biło dumą i szlachetnością. Moja matka była elegancką, zawsze pachnącą i nienaganną kobietą. Przy okazji była moim całkowitym przeciwieństwem, albo raczej to ja byłam przeciwieństwem Elizabeth. Moja rodzicielka miała krótkie, idealnie przystrzyżone blond włosy i głęboko osadzone, błękitne oczy. Zgrabny nosek z lekkimi piegami, które zawsze maskowała i pełne, różowe jak maliny usta. Była wysoka i szczupła, dbała o siebie niesamowicie. Była moim wzorem kobiety do naśladowania. Wiedziała o życiu znacznie więcej od mnie, a przynajmniej w takim przekonaniu żyłam. Elizabeth Snowdon była kimś, kim ja chciałam stać się w przyszłości.
— Dzień Dobry, mamo — powiedziałam, bo widziałam ją po raz pierwszy tego dnia.
— Słyszałam jak grałaś — odpowiedziała mi bez przywitania i uśmiechnęła się półgębkiem. — Idzie ci coraz lepiej.
— Zawsze mówiłem, że to zdolna pchełka! — zaśmiał się Joseph, który już jadł swój obiad, bo był zbyt głodny, aby czekać na to, aż ja i matka zaczniemy pałaszować.
— Dziękuję — mruknęłam i nieco speszona, spuściłam wzrok, zajmując się swoim obiadem.
I to by było tyle z rozmów wspólnych. Raz wymieniłam jakieś zdanie z matką, a raz z ojcem. Potem był deser i Joseph zaczął z matką rozmawiać o pracy, a ja się tylko im przysłuchiwałam, choć i tak większości nie rozumiałam, bo to były sprawy dorosłych ludzi. Ja miałam jeszcze czas na dorosłość i nie śpieszyło mi się do niej. Wcale. Lubiłam być wesołą Joyce, która miała wszystko pod nosem. To było łatwe i szczęśliwe życie. Nie musiałam się niczym martwić, a jeśli pojawił się jakiś problem, to był on mały i niszczony przez mojego tatusia.
__________________________________________________________________________
Cześć kochani! Pierwsza rzecz, jaką chciałabym napisać to: ogromne dziękuję! Nie spodziewałam się tylu pozytywnych opinii pod prologiem. Jak widzicie, i jak uprzedzałam, Joyce w rozdziale pierwszym jest całkowicie inna, niż w prologu, a jej tok myślenia... No sami ocenicie! Na pewno nie pokazuje się z dobrej strony, ale mam nadzieję, że mimo jej podejścia do świata i ludzi, obdarujecie ją pewną dozą sympatii. Trochę tak na krechę, bo niekoniecznie na to zasługuje, ale co tam. Czy pasuje Wam taka długość rozdziałów? Ja myślę, że jest okey, ale warto zapytać. Ach, i jeszcze jedna sprawa, a mianowicie: mam zaległości na Waszych blogach, nie wszystkich, ale u niektórych, i będę to nadrabiała, także na pewno możecie się mnie spodziewać. Ferie mi się skończyły, niedługo matura i terminy gonią, ale na pewno nie zniknę i czas znajdę. Hm, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że się podobało i czekam na komentarze, które są największą motywacją! 


Pozdrawiam,
CM Pattzy.

78 komentarzy:

  1. Hej hej. Chciałabym na wstępie powiedzieć, że podoba mi się twój styl pisania (taki bezbłędny O.o). Joyce może być, długość rozdziałów jest ok, tylko akcja trochę się wlecze. Wiem, że to pierwszy rozdział, a one z reguły są bardziej opisowe itd. ale mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się coś szybszego ;p
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Dziękuję bardzo. Joy może być, ale z pewnością się jeszcze rozkręci. Ja wiem, wiem. Akcja się wlecze, ale chciałam tutaj opisać życie Joyce i jakoś musiałam to wszystko ułożyć. Postaram się, aby było coraz lepiej ;).
      Również pozdrawiam!
      CM Pattzy

      Usuń
  2. Cześć :)
    Och, Mercy jest świetnie ukazana :D Taką gosposię pewnie chciałby każdy. Widać, że znalazła sposób na to, by skutecznie docierać do Joyce ze swoimi poleceniami. Okazała jej także serce, jest taką drugą mamą.
    Wow, jakie wymagania w sprawie śniadania. Ja mam kilka "opcji" śniadania, do którego nieodłącznie wybieram earl grey'a bez cukru.
    " Nie siliłam się na żadne „proszę” czy „dziękuję”. Uwielbiałam Mercy, prawda, ale to nadal było jej pracą i za to płacił jej mój ojciec." - takie właśnie pojęcie sprawiło, że Joyce odbierana będzie jako niewychowana księżniczka. Ale na razie mam do niej cień sympatii.
    Wanna z masażem wywołała u mnie uniesienie brwi z cichym "och, naprawdę?" w głowie. Nie przepadam za ludźmi podobnymi do Joyce, ale potrafię zrozumieć, dlaczego ona akurat tak się zachowuje.
    Świetne opisy, bardzo plastyczne :) Zauważyłam za to, że gdy tworzysz bardziej rozbudowane zdania, w ich dalszych częściach zapominasz o przecinkach, które powinny się w nich znaleźć.
    "a jeśli istnieje to musiał być z nią spokrewniony, albo ona z nim." - ale przecież pokrewieństwo działa w dwie strony. Zawsze. To "albo ona z nim" wydaje mi się zbędne.
    "nie daj boże" - naprawdę? Można zrobić błąd w takim wtrąceniu? Tak się składa, że zawsze dotyczy ono tego Boga, więc należy pisać z dużej litery.
    Joyce: długo je, długo śpi. Czy jest coś, co robi w normalnym tempie? Poza chodem, oczywiście.
    Bal osiemnastkowy. Kolejna okazja do zaprezentowania, jakim to się jest szczęśliwym dzieckiem bogatych rodziców, którzy mogą dać taki prezent. Blichtr i przepych wyczuwam.
    Okay, właśnie dotarłam do momentu, kiedy muszę westchnąć i to głośno. Ech. Joyce tak zafiksowała się na punkcie sukienki i całej reszty, że aż mnie od siebie odstraszyła. Nigdy nie marzyłam o życiu jak amerykańska nastolatka z filmów, stąd dlatego podchodzę z dystansem do życia głównej bohaterki. Choć przyznaję, czekam na zmianę. I na Davida. Hue.
    Życie idealne. Żadnych trosk - poza nową sukienką - żadnych problemów. Wszystko na tacy. Ach, pragnę, by Joyce dostała takiego pożądnego kopa od życia i przekonała się, że nie jest tak łatwo. Może brzmi to jak przytyk do jej osoby, ale poza irytacją, którą nie jest zbyt duża, występuje także zrozumienie i odrobina empatii. Życie piękne, ale w zamknięciu. Cała sobota jest jednym wielkim harmonogramem, wszystko się umawia. A gdzie możliwość bycia spontanicznym? Tego może Joyce brakować.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam! :*
    P.S. Mam maturzystkę w domu, która zamiast się uczyć, ogląda seriale. I tak wiem, że zda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perdoname, maturzystka ogląda filmy. Ale reszta się zgadza.
      Mogę się zapytać, kiedy będzie David? Tak mniej więcej? Bardzo chcę go poznać!

      Usuń
    2. Hej! Jaki ładny komentarz. Na wstępie powiem, że poprawiłam to "Boże" i masz rację — zdanie z pokrewieństwem było bez sensu :D. Nie wiem, jak ja to zrobiłam, ale... Czasami walnę głupsze zdania. Zdarza mi się w realu błysnąć zdaniami "koszmary są straszne" czy "ale starzy ludzie też kiedyś byli młodzi". W każdym razie dzięki za wytknięcie tych byków.
      Ja wiem, że Joyce jest okropna, ale ona taka miała być. I będzie jeszcze gorsza, bo w tym rozdziale właściwie, dla mnie, wydaje się całkiem przystępna. Panna Snowdon została tak wychowana i nie zna innego życia — to będzie wyjaśniane też dalej, pokazywane jak bardzo ona jest głupiutka i ograniczona. Wątek z sukienką jeszcze się pogorszy, bo to jednak jeden z największych problemów w jej życiu!
      A David? David będzie już w dwójce. Na końcu, ale jednak się pojawi :).
      Dziękuję za komentarz. Takie najbardziej mnie motywują! A z maturką... Ech, właściwie to jak zdam matematykę, to będzie dobrze!
      CM Pattzy

      Usuń
  3. Co do dlugosci to jak przywaznie dla czytelnikow za krotkie XD :D SUPER ROZDZIAL :D :)Mam nadzeje ,ze nasteony rozdzial dodasz szybciej ;)
    Duzo WENY :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no tak. Znam to. Czyta się i chce się więcej. Bardzo mi miło, że masz tak z moim opowiadankiem, choć to dopiero drugi rozdział! :)
      Dzięki wielkie! Wena się przyda.
      CM Pattzy

      Usuń
  4. Hej!Dzięki za powiadomienie mnie na blogu o nowym rozdziale! :)

    Zacznę od strony technicznej, a potem fabuła. To tak, powiem szczerze, że na początku było nudnawo, ale to pierwszy rozdział - opisówka, więc przymykam na to oko. Jednak mała uwaga z mojej strony, czy ten opis porannej toalety i ubierania musiał być tak długim akapitem? :D Miałam wrażenie, że jest trochę zapchaj-dziurą, aby wydłużyć rozdział, ale to tyko moje zdanie.

    Co do fabuły. Jest początek historii, ale już wyrobiłam sobie zdanie na temat bohaterki. Jak dla mnie jest typową córką bogaczy, ma wszytko i wątpię, że traktuje to z szacunkiem (np. do gosposi, mimo, że ją lubi, to odzywa się do niej drętwym językiem). Joyce wydaje mi się być trochę pusta, przeprasza za wyrażenia. Jednak mimo to, w jakiś sposób czuję, że jest pozytywna i dam radę ją ścierpieć. :D Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona. :)

    Mam nadzieję, że szybko nadrobisz zaległości u mnie, tak jak obiecałaś. :)
    PS. Mnie też gonią terminy maturalne... Łączę się w bólu.

    Pozdrawiam Xx
    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze są zawsze ciężkie — takie przełamanie lodów. Hm, właściwie to nie zapchaj dziura w tym przypadku, choć wiem, że tak może wyglądać. Ten obszerny akapit miał pokazać próżność i zadufanie Joyce. Jej największymi problemami w życiu są właśnie ubrania, jej wygląd. To się dla niej liczy, dlatego poświęca temu tyle czasu. Mam nadzieję, że to wyjaśniłam :).
      Och, nie masz za co przepraszać! Ja wiem, że Joy taka jest i właśnie taka miała być. Mam nadzieję, że jednak nieco ją polubisz, bo niekoniecznie jest taka sama z siebie. Tak została wychowana i może nie będzie to "typowe" zachowanie, jak bardziej się ją pozna — raczej chore ze strony jej rodziców.
      Nadrobię, nadrobię :). Muszę tylko zrobić jakiś grafik, który blog kiedy, bo ferie się skończyły, a ja ze wszystkim nie zdążyłam.
      Dzięki za komentarz!
      CM Pattzy

      Usuń
  5. Jaki długi rozdział :)
    Nasza bohaterka troszkę przesadza chyba, wszystko ma na tacy, żyć nie umierać i jeszcze tak oschle traktuje czasem swoją gosposię... -,-
    Osiemnastka i klimaty rozwydrzonych, bogatych dzieci to coś, czego nienawidzę xD
    Wtedy ludziom odbija, mają takie zachcianki, że hej -,- No, ale bardzo fajnie to nam opisałaś. Podobało mi się :)
    MAm nadzieję, że jej się w końcu gdzieś powinie noga xD Nie no, wiem nie zyczy się nikomu złego, ale ona mnie drażni :P
    Czekam na kolejną notkę <3 <3 <3

    weny :* (wybacz, że tak krótko, ale padam z nóg po pracy ;___; )

    nielegalna-pasja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro długi, to znaczy, że taka ilość słów wystarczy? Mam nadzieję, bo nie chcę aby było długo, ale nudnie. Bohaterka przesadza, bo inaczej nie umie, ale o tym w następnych rozdziałach więcej. Nie będę zdradzać, co będzie dalej! :D Ja też nie lubię bogaczy i księżniczek, ale z Joy to nieco inna sytuacja będzie. Noga się podwinie, ktoś coś uświadomi. Różnie to będzie.
      Dziękuję za komentarz,
      CM Pattzy

      Usuń
  6. Jestem pod wrażeniem, rozdział jest wprost świetny :) Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dowiem się czegoś więcej o matce bohaterki, zaciekawiła mnie ta postać. Bardzo polubiłam ojca Joyce. Może wydaje się, że jest surowym biznesmenem jednakże swoją pchełkę uważa za największy skarb. Niewiarygodne jak człowiek potrafi się zmienić w otoczeniu ważnych dla niego osób. Moją uwagę przykuła także gosposia Mercy, jest niesamowitą osobą. Jestem pod wrażeniem jak zaprzyjaźniła się z główną bohaterką. Z chęcią poznam też przyjaciółkę Joyce, Suzan, jestem ciekawa wydarzeń, które ich spotkają. Z niecierpliwością czekam na więcej i zapraszam na pierwszy rozdział: http://dziewczyna--z--blizna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Hm, o matce będzie niewiele w następnym. Właściwie nic, ale widzę, że ta postać wzbudziła zainteresowanie, więc zanotuję to sobie i napiszę o niej więcej w rozdziale trzecim :). Tak, Mercy to kobieta o złotym sercu i właśnie taka miała być :). O Suzie będzie dużo w dwójce!
      Dziękuję za komentarz, a Twój już przeczytałam! :*
      CM Pattzy

      Usuń
  7. Wybacz kochana, ale wcześniej nie mogłam się wyrobić z przeczytaniem. Rozdział ciekawy i oczywiście przedstawia nam trochę pogląd bohaterki na świat. Trochę wydaje się rozpuszczoną księżniczką, ale tak jest wychowywana. Ma wszystko czego tylko chce, a ojciec usuwa jej wszystkie kłody spod nóg. Tak naprawdę nic o życiu jeszcze nie wie i sama decyzji nie podejmuje, bo o wszystkim decyduje ojciec. Jest taka powiedziałabym cukierkowa xD Tydzień ma ustalony według "grafiku" przez 5 dni się uczy, w sobotę też, a niedzielę ojciec jej wolne zrobił i mu się nie sprzeciwi xD Ale nikt by się w tej sprawie akurat nie spierał xD Mimo wszystko nie doświadcza ona takiej miłości rodziców, ich bliskości. Dają jej wszystko czego tylko pragnie, ale nie wydaje mi się, żeby rozmawiali z nią o jakiś problemach, czy powiedzieli jej chociaż krótkie "kocham Cię" lub nawet przytulili (takie odnoszę wrażenie). Już jestem bardzo ciekawa spotkania z "bestią" xD
    Taka długość rozdziałów jest idealna. Nie męczysz kochana opisami, ale przedstawiasz je wszystkie dogłębnie.
    Omg teraz prawie cały czas słucham kawałka Kali - Piękna i bestia - nowe uzależnienie hahahaha xD Wcześniej o niej nie słyszałam, a jak chciałam sprawdzić twoje źródło inspiracji to do tej pory słucham tej piosenki xD
    Mogę Cię dobić, ponieważ mnie się ferie zaczęły ;d Ale matura jest ważna i każdy to zrozumie.
    Ps. Mam pytanie czy kochana bierzesz udział w czymś takim jak LBA? :D
    Pps. Być może dzisiaj dodam 3 rozdział. Jeżeli będziesz miała czas i chęci do czytania tych wypocin to zapraszam :*
    W sprawie matury - jestem pewna, że zdasz ją śpiewająco!
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nie mam czego wybaczać, bo wpadłaś do mnie bardzo szybko. Dziękuję <3. Joy jest rozpuszczoną księżniczką, a nie się nią wydaje. Ma łatwe życie, ale chyba nie warto jej zazdrościć, bo przecież wiele traci. Z uczuciami rodzinnymi też ciężko, chyba bliżej jest z ojcem, choć to też wszystko nie do końca jasne jest jeszcze.
      Noo, ja wiem XD. Ten kawałek uzależnia, jest strasznie prosty i co zrobić, trzeba słuchać, bo jak się wkręci to po człowieku. LBA? Myślę, że jak pytania będą ciekawe, to owszem, wezmę udział, bo w sumie dlaczego nie? :)
      Dziękuję, a u Ciebie rozdział widziałam i wpadnę w piątek lub weekend!
      CM Pattzy

      Usuń
  8. Długość idealna, chociaż czytać skończyłam trochę za szybko :D Faktycznie, nieco inaczej niż w prologu, ale pierwsze rozdziały zawsze takie są, więc nie ma się do czego przyczepić.
    Twój styl pisania jest świetny, aż chce się czytać dalej! Obiecuję, że będę często wpadać:)
    ps. powodzenia na maturze, na pewno dobrze Ci pójdzie!

    Zapraszam do siebie jakbyś miała już dosyć książek :D
    http://make-me-heart-attack.blogspot.com/

    L x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny. Ano, inaczej. Uprzedzałam! Joyce nie jest taka świadoma, jak w prologu i to chyba bardzo do niej zniechęca.
      Do Ciebie wpadnę w wolnym czasie. Zapisuję link!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  9. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, czytając opis sposobu jedzenia bohaterki- wypisz wymaluj ja!
    Bardzo przyjemnie się czytało, więc nie mogę doczekać się następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypisz wymaluj Ty, bo nie mogłam się powstrzymać. Trzeba było gdzieś to opatentować XD. O następnym rozdziale Cię powiadomię i będę męczyć, abyś za dobrze ze mną nie miała.
      Pozdrawiam, CM Pattzy!

      Usuń
  10. Cześć, Kinga!
    Przybywam i ja. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie złą, że zwracam się do Ciebie po imieniu. Rozdział przeczytałam już wczoraj, ale dopiero dzisiaj, znalazłam chwilę, aby usiąść i na spokojnie go skomentować.
    Jak Ci napisałam na gg, mimo że mamy dopiero pierwszy rozdział, to póki co główna bohaterka, nie wzbudziła we mnie sympatii. Wydaje mi się, jak na razie taką trochę snobką,która ma wszystko podane na tacy i ma u mnie minusa za to, że nawet nie potrafiła podziękować za zrobienie śniadanie. Tutaj nie wykazała się wdzięcznością. Co z tego, że to praca Mercy? Lubi ją, ale takim zachowaniem, szacunku jej nie okazała - ale to jest moje zdanie - mam bzika na punkcie właściwego i kulturalnego zachowania.
    Zresztą, sądząc po pierwszym rozdziale, Joy póki co ma naprawdę bezstresowe życie. Śniadania sobie nie musi robić, bo jej zrobią. A jej jedynym zmartwieniem jest to, że za miesiąc ma urodziny i musi sobie kupić kieckę na bal. W sumie, nie zazdroszczę jej. Nie chciałabym takiego życia. Takie osoby, bardzo często w późniejszych latach, nie potrafią sobie poradzić z prawdziwymi problemami. Stają się marionetkami, a ludzie postępują z nimi, tak jak chcą - o czym zresztą było wspomniane w prologu. Cóż zobaczymy, jak to będzie dalej z naszą Joy. Jak się będzie zachowywać, gdy na jej drodze pojawią się naprawdę poważne problemy. Niech się przekona, co to znaczy prawdziwe życie. Jeszcze do tego jest pupilką tatusia. Cóż nie zazdroszczę.
    Ale za to uwielbiam Mercy, przewspaniała kobieta, ale powinna czasami krzyknąć na tą dziewczynę :D

    Z mojej strony, chyba tyle na dziś. Pozdrawiam Serdecznie i czekam na kolejny.

    Ear :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Ear! Nie, nie przeszkadza, spokojnie :D. Właściwie to miła, dziwna odmiana, bo CM Pattzy to już jak moje drugie imię (którego nie mam, a to z bierzmowania się nie liczy). Miło mi, że znalazłaś czas, aby skomentować moje skromne wypociny. Joy jest i będzie specyficzna, ale mam nadzieję, że z czasem jednak ją polubisz. Jest jaka jest, bo tak ją wychowano i to nie do końca jej wina, a rodziców. Też lubię, jak ktoś jest kulturalny, więc stworzenie takiej Joyce nie było dla mnie łatwe :D. Prosto stworzyć bohatera, którego się lubi, a z Joy to różnie bywa. A Mercy jest świetna, będzie umilać to opowiadanko. Jeśli się ją polubi, to na pewno dłużej poprowadzę jej postać.
      Jeszcze raz dzięki!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  11. Hej :)
    Nie skomentowałam prologu, bo ciągle to odkładałam i odkładałam, a potem dodałaś rozdział 1. Ale teraz to już chyba nie mam nic do powiedzenia w tamtej kwestii, bo tu Joyce jest trochę mniej... uświadomiona.
    Szczerze mówiąc, po tym rozdziale nie wzbudziła we mnie sympatii, bo wyobrażałam sobie biedną cierpiącą dziewczynkę zamknięta w ciele kobiety wystawionej na błysk fleszy. Staram się jej nie szufladkować, bo zapowiedziałaś, że się zmieni, ale mam nadzieję, że ta zmiana będzie poprzedzona porządnym kopem w cztery litery.
    Nie rozumiem, dlaczego Joyce nie mogła podziękować Mercy. To tak jakby na siłę chciała pokazać jaka to ona jest wielka, bo ma bogatych rodziców i w ogóle i podkreślić, że to tylko służąca. A tatuś stanowczo za bardzo jej pobłaża. Spodziewałam się raczej surowych rodziców, a tu taka niespodzianka.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, ważne, że w ogóle jesteś! :) Rozumiem, że brak czasu i te sprawy. Chyba każdy na to cierpi. Dla mnie nawet na feriach było przechlapane, a teraz to zamieszanie. Każdy ma jednak swoje.
      Joyce się zmieni, jednak do tego czasu będzie jakoś trzeba ją taką zaakceptować, bo rozpieszczona z niej dziewucha. Nie podziękowała, bo to jej się dziękuje. Takie wychowanie.
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  12. Uwielbiam Mercy. Taka z niej dobra, ciepła kobietka. A że do tego jeszcze tak świetnie gotuje… Wow, super człowiek! Trochę zazdroszczę Joyce, że ma ze sobą taki skarb, który przygotowuje jej pyszne jedzonko :D
    No cóż, Joyce rzeczywiście na razie wygląda na bohaterkę, której z pewnością nie da się lubić bezwarunkowo :P Fakt, raczej pozytywna z niej osoba, ale ma dość specyficzne podejście do życia o czym świadczy momentami czy stosunkowo chłodne podejście do Mercy, czy choćby jej reakcja na wiadomość o możliwości zorganizowania balu. Po prostu na tę chwilę Joyce wydaje się mieć w sobie coś z takiej rozpieszczonej jedynaczki, która wesoło i bez trosk żyje sobie, opływając we wszystko, czego jej mniej lub bardziej potrzeba. Aczkolwiek takie jej życie ma pewne minusy. Chociażby kwestia tego, że całe jej dnie bywają rozplanowane z pełną dokładnością. Ale coś za coś xd Zresztą i tak stosunkowo ma dobrze z rodzicami, bo widać, że się nią interesują, że chcą dla niej dobrze i że nie zamęczają ją aż tak bardzo, bardzo swymi ambicjami (heloł, dali jej wolną niedzielę <3).
    Ja bardzo niecierpliwie czekam na Davida. Zastanawia mnie w jak wielkim stopniu jego życie będzie zupełnie inną, mniej kolorową bajką ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że postać Mercy zostanie tak ciepło przyjęta! Nie miałam bardzo skupiać się na jej postaci, ale jeśli tak bardzo dobrze została odebrana... Będę musiała coś wykombinować, aby nie odsunąć jej na dalszy, dalszy plan. Joy ma swoje miłe momenty, bo za śniadanie jednak na końcu podziękowała, ale ogólnie to mała księżniczka z niej. Moim zdaniem jest o wiele gorsza od rozpieszczonej jedynaczki. Tak, wolna niedziela! Dzięki ci panie ojcze XD.
      David już niedługo, bo w następnym rozdziale. Mało, bo mało, ale jednak. Dziękuję!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  13. Niezbyt wiele dzieje się w tym rozdziale i nie za bardzo wiem, jak tu skomentować. Nie mówię, że mi się to nie podoba. Wręcz lubię, gdy kilka pierwszych rozdziałów wprowadza w fabułę - według mnie to duży plus dla całego opowiadania.
    Teraz jedynie stwierdziłam, że Joyce jest trochę taką rozpuszczoną dziewczynką i wcale nie wydaje mi się, aby rozpieszczanie jej przeszkadzało. Nie przekonała mnie do siebie, ale tym bardziej jestem ciekawa, kiedy pojawi się David i jak wielkie będzie zderzenie tych dwóch światów. Domyślam się, że jego nie będzie już tak kolorowy i bardzo zmieni to postawę dziewczyny. Cóż, pozostaje mi czekać :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam właśnie tak powoli wprowadzić w życie bohaterki, aby nie było akcja i nagle spadek, a potem flaki z olejem. Sama czytałam ten rozdział kilka razy i wydawało mi się, że tak jest okey. Joy jest okropna, racja i ciężko mi tak pisać, ale muszę utrzymać ten charakterek. David już niedługo!
      Dziękuję za komentarz,
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  14. WItaj kochana.
    Trochę kazałaś sobie czekać na I rozdział i warto było czekać. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie. Młoda bohaterka ma swoje wady ale jest dobrą dziewczyną. Widzę również jej relacje z rodzicami i trochę tego zazdroszczę. Dla mnie najważniejszym centrum jest mama;) Ona ma oboje rodziców którzy się o nią troszczą. Ciekawi mnie również David. Jak bardzo zniszczy życie bohaterki? Czy może je odbuduje? Jestem ciekawa co będzie dalej i z przyjemnością poczytam kolejny rozdział.
    Pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Ach, czekać? Ojej, jak na mnie to bardzo szybko dodałam rozdział. Na poprzednim blogu czekać było po miesiąc, a nawet dwa! Tutaj mam zamiar dodawać coś miarę regularnie. Jej relacje z rodzicami mogą być nieco podkoloryzowane przez nią samą, bo piszę z jej perspektywy. Mercy tego kolorowo tak nie widzi.
      Wszyscy czekają na Davida, a on już niedługo. Dziękuję bardzo za komentarz!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  15. Joyce trochę denerwuje mnie swoim postępowaniem, ale za to należą ci się gratulacje bo nie sztuka stworzyć pozytywnego bohatera :) jestem ciekawa co się stanie gdy jej świat zderzy sie z swiatem Davida. Za to Mercy wprost ubóstwiam ^^
    Super piszesz i czekam na rozwinięcie historii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się denerwuję, jak piszę o jej wybrykach :D. Trudno mi pisać za taką rozpieszczoną dziewuchą, bo sama jestem całkowicie inna. Może dlatego, że nie jestem z takiej rodzinki i mam dwa okropieństwa, zwane młodszym rodzeństwem :D.
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  16. Muszę Ci się przyznać do czegoś. Byłam bardzo ciekawa Twojej historii, więc rozdział pierwszy przeczytałam już chwilę po tym jak go opublikowałaś, ale w związku z tym, że ostatnio ciągle byłam w różnego typu rozjazdach to przeczytałam go na telefonie a tam bardzo nie lubię pisać komentarzy. To dlatego moja opinia pojawia się z lekkim opóźnieniem.

    Akcja, jak na razie, rozwija się dość powoli. Ale to dobrze, bo za to wprowadziłaś nas w idealny świat Joyce. Muszę przyznać, że do tej pory, jak na razie najwięcej mojej sympatii wzbudziła Merycy. Myślę, że postać głównej bohaterki jeszcze się nieco ożywi. Ale w sumie dziewczyna jest jeszcze bardzo młoda, i mimo, że kończy te osiemnaście lat to nie wydaje się być jeszcze bardzo dojrzała. Nie. Na pewno nie jest w ogóle dojrzała, jeśli jej największym kłopotem jest znalezienie odpowiedniej sukienki na bal :)

    Myślałam na początku, że rodzice dziewczyny będą w stosunku do niej bardzo surowi. Nie mam pojęcia dlaczego w mojej głowie właśnie taki obraz zawitał. W każdym bądź razie, wydaje mi się , że ojciec Joyce wydaje się być naprawdę spoko gościem. Widać, że kocha córkę i chce dla niej jak najlepiej – w końcu organizuje jej bal. O matce ciężko cokolwiek na razie mi napisać bo było jej bardzo mało. Odniosłam jednak wrażenie, że nie jest aż tak ciepła w stosunku do swojego dziecka jak jej mąż. Może jest to błędne odczucie i sprostuję je wraz z kolejnymi rozdziałami.


    Już teraz jestem bardzo ciekawa w jaki sposób Joyce trafi na Davida. I z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg :)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. Każdy ma jakieś obsuwki w czasie. Ja mam wielkie, jeśli mam być szczera, więc hipokryzją byłoby gniewanie się za takie coś. Poza tym nie ważne kiedy, a ważne, że w ogóle do mnie zajrzałaś :).
      Mercy jest taką dobrą duszyczką, która każdego otuli. Pomyślałam, że w tym oziębłym i ułożonym świecie rodziny Snowdon będzie potrzebny ktoś taki i chyba się nie myliłam. Nie spodziewałam się tylko tego, że Mercy tak ciepło zostanie przyjęta, ale ogromnie mnie to cieszy.
      Sprawa rodziców wygląda tak, że trudno to do końca zidentyfikować. Na pozór jest dobrze, ale mimo wszystko jest między nimi duży dystans. Choć tak, Joyce lepsze kontakty ma z ojcem, ale matka jest jej takim celem ostatecznym, że tak powiem. Wzór idealny.
      Bardzo dziękuję za komentarz i również gorąco pozdrawiam, bo za oknem mroźno!
      CM Pattzy

      Usuń
  17. joyce jak na razie żyje w bance mydlanej. Ma prawie osiemnaście lat, a naprawdę w ogole nie zna zycia... Jest dziecinna, wlasciwie wszystko za nią robią, nie jest nawet konsekwentna-rozkazuje swojej ulubionej gosposci, ale jednak pozniej po śniadaniu jej dziękuje... Współczuje jej, musi stać sie cos, vo wyrwie ja z tego zycia... Ten egoizm az boli, serio. Podoba mi sie pomysł z wiolonczela. Jesli chodzi o styl, wymaga on doskonalenia, mieszasz czasy i niektóre zdania sa dziwnie sformułowane, ale ogólnie nie najgorzej. Czekam na cd i zapraszam na nowosc na zapiski-Condawiramurs na nowosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasy to moja zmora. I tak czytam rozdziały po milion razy, aby wyłapać coś tam, a te dziady i tak tam są i nie potrafię ich zauważyć :<. Jak piszę szybko, bo mam wielką wenę, to już w ogóle zapominam, że coś takiego jak czasy istnieje, a potem mam miliony poprawek.
      Joy nie zna życia, bo nie dostała takiej możliwości i tak miało być. Z założenia właśnie głupiutka ma być, no. Potem to się zmieni. Nie szybko, ale jednak.
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  18. W końcu udało mi się dotrzeć i do Ciebie! Przyznam Ci szczerze, że podbiłaś całkowicie moje serce i co by się nie działo, to chyba będzie mi się podobało to opowiadanie :D Jest tak lekko pisane i tak się szybko czyta... ach! Nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam, a na początku rozdział wydawał się taki długaśny! :D
    No ale co do treści.
    Wydaję mi się, że mimo różnych zachowań ojca, Joyce ma z nim lepszy kontakt niż z matką. A przynajmniej ja to tak odebrałam czytając rozdział. Rany, czasem sama bym chciała mieć wszystko zaplanowane w najdrobniejszym szczególe, żeby nic mi nie umknęło i żebym na wszystko znalazła czas. Jednak w pewnym stopniu jest to złe. Joyce od samego początku była wychowywana tak, że miała wszystko uporządkowane i poukładane - cały harmonogram zajęć i obowiązków! Nic dziwnego, że uwielbiała spędzać czas w wannie z masażem, bo wtedy chociaż na chwilę mogła się oderwać od tego wszystkiego :D Ja też jestem typem śpiocha! Znam ten ból, kiedy trzeba rano wstawać a mi się ta strasznie nie chce :D
    Może i rodzice się o nią martwią, układają jej plany, mówią co ma robić... Ale co kiedy przyjdzie jej samodzielnie podejmować decyzje albo rozwiązywać jakieś problemy? Świetnie ukazałaś tu dzień troszkę głupiutkiej na swój sposób dziewczyny a jednak tak wychowanej i ona nie wie, że to źle. Bo przecież nie zna życia. Nie wie czym są problemy - problemem na pewno nie jest to w co ma się ubrać (choć ja przed takim dylematem też jestem każdego ranka :D).
    Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się jej dalsze losy, jak to wszystko będzie wyglądało i czy ten jej idealny świat nie zadrży w końcu w posadach i nie pozwoli się wedrzeć problemom, z którymi przyjdzie jej się zmierzyć?

    Czekam na nowość, życze Ci dużo weny i pozdrawiam! :*

    http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień Dobry! Och, podbiłam kogoś serce? Jak mi miło! Tak, rozdział jak na mnie jest długi, ale postawiłam sobie pewien limit i mam zamiar się tego trzymać, więc cieszę się, że szybko i przyjemnie się czyta! :)
      Zdecydowanie z ojcem ma lepszy kontakt, ale jak już komuś pisałam, to matkę ma za kobietę idealną, taki wzór cnót. A wcale taka dobra to ona nie jest! XD Aby nie było za pięknie. Każdy ma swoje sekreciki, ale ja nic nie będę zdradzała :D. Ee, tego zaplanowania to ja nie zazdroszczę, bo racja, czasu zawsze za mało, ale jednak akcje na spontanie najlepsze, a Joyce chyba nie wie nawet nie wie, co to spontan. Mówiłam! Każdy ma problem z tym, co ma się ubrać XD. Ciuchy nocą gdzieś uciekają, ja to wiem!
      Dziękuję za komentarz! Wena się przyda i również pozdrawiam!
      CM Pattzy

      Usuń
  19. Sama bohaterka jest rozpieszczoną, póki co głupią dziewczynką, która niesamowicie mnie wkurza. Po porstu wieje mi Mary Sue. Same relacje dziecinne: ojciec, jakby sam był dzieckiem (traktuje ją jak roczne dziecko, a ona na to pozwala...), matka zimna bestia, która tylko z ukrycia przygląda się córeczce. Niezbyt realistyczne. Nawet wspominasz, że rodzice o nią nie dbają pod pewnym względem, a ojciec to chyba nawet przesadza. xD Budzić kogoś po to, żeby wymienić pare nieznaczących zdań z córką. Mógłby to zrobić później.
    Podoba mi się za to Mercy, bo nie poświęcasz jej tak dużej uwagi i nie robisz z niej świra, jak zrobiłaś z tej rodzinki. :-D
    Moim zdaniem za długie to opisywanie wszystkiego na początku. Już się nawet rozpisywać nad pustością Joyce nie będę, bo to nie ma sensu; w końcu na pewno chciałaś ją tak wykreować. Mam tylko nadzieję, że ten David nie będzie takim bad boyem, bo tego nie zniosę, srsly. X'D
    Do następnego mojego pojawienia, bo ja niestety na bieżąco nigdy nie jestem albo po prostu nie komciam, bo telefon mi na to nie pozwala, a lapka otwieram coraz rzadziej; tak gdyby naszły cię wątpliwości co do mojej obecności. ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i taka właśnie miała być Joyce i jej rodzina, więc właściwie cieszę się, że tak to zostało odebrane :). Faktycznie tylko Mercy i cała służba rodziny Snowdon ma się z tego idealnego świata odróżniać i do niego nie pasować.
      Opisy dla mnie są właśnie bardzo ważne, ale każdy ma inne preferencje, więc rozumiem. A jeśli chodzi o akapit z procesem ubierania się Joy, to było to zamierzone, aby pokazać, jak bardzo błahe problemy ma dziewczyna i jak bardzo skupia się na samej sobie.
      Rozumiem, rozumiem, więc do następnego Twojego pojawienia się!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  20. Joice w tym rozdziale zachowywała się jak rozpieszczona księżniczka. Ale na razie rozumiem to. Dostaje to co chce, nawet zorganizowali jej imprezę osiemnastkową i jedyne co musi zrobić to kupić sukienkę, więc nic dziwnego, że tak jest.
    Ciekawe jak jej losy się dalej potoczą.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Joyce to jest taką rozpieszczoną księżniczką, a nie tylko się tak zachowuje. Na tym właśnie polega jej życie. Ona chce, więc dostaje. Łatwiutko ma.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      CM Pattzy

      Usuń
  21. Na początek bardzo przepraszam, że dopiero teraz - ostatni tydzień niewiele mi było dane korzystać z internetu. W każdym bądź razie, już jestem i zabieram się za nadrabianie zaległości :)
    To przykre, że bohaterka więcej czułości dostaje od gosposi, aniżeli własnej matki. Dobrze jednak, że w ogóle jest taka osoba, która jest dla niej dobra i troskliwa. Mercy od razu zyskała moją sympatię - kiedy tylko przeczytałam opis jej osoby i wzmiankę o szarlotce. To budzi we mnie miłe wspomnienia.
    Spodziewałam się, że Joyce większość zachowań przejmie właśnie od niej, ale jednak wychowanie rodziców przejmowało tutaj pierwszy plan - dlatego Joyce traktowała gosposię z może niewielką, ale wyższością.
    Zazdroszczę dziewczynie wanny! Matko, ile ja bym dała za taką rozpuste :)
    Polubiłam Josepha i jego relacje z córką. Są takie lekkie i urocze, aż uśmiech sam pojawia się na twarzy.
    Pamiętam do dziś moją ekscytację osiemnastymi urodzinami - dlatego nie dziwię się, że Joyce była taka niecierpliwa, tym bardziej, że ona akurat miała mieć na tę okazję wyprawiony bal z przytupem.
    Przez to, że Joyce jest tak rozpieszczana i wyręczana przez rodziców, wydaje mi się odrobinę próżna - ale jeszcze nie chorobliwie na szczęście, dlatego dalej bardzo lubię te postać. Ciekawa jestem, jaka jest jej przyjaciółka i oczywiście, kiedy i w jakich okolicznościach okaże się ów chłopiec z nagłówka, który intryguje mnie od prologu.
    Bardzo lekko mi się czyta to, co piszesz. Wszystko jest takie płynne i przyjemne, że już teraz wiem, że nie pozbędziesz się mnie ze swojego bloga w żaden sposób. :)
    Czekam na kolejny rozdział, kolejne postacie i oczywiście te szalone zakupy :)
    Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, więc nie ma za co przepraszać. Sama mam kilka zaległości na blogach, bo czasowo nie wyrabiam. Dzień to za mało, aby to wszystko pociągnąć, a gdzieś trzeba wcisnąć jeszcze naukę i życie towarzyskie!
      Matka Joy będzie specyficzną osobą i Mercy ją po części zastępuje. Nadal jestem zaskoczona, że postać gosposi została tak miło przyjęta! Nie spodziewałam się tego, jeśli mam być szczera. Myślałam, że to raczej będzie taka epizodyczna postać.
      Taak, ta wanna. Sama kocham wanny, a mam prysznic w domu :D. Przegrać życie. A Joseph... Wydaje się świetny, ja wiem, dopiero potem trochę się z nim namiesza.
      Ja osiemnaste urodziny miałam niedawno, bo w listopadzie 2015 roku, więc wszystko pamiętam idealnie. Naprawdę! Miałam trzy imprezy, z czego jedna niespodzianka... Chyba nie zamieniłabym tego na taki bal z przytupem :p. Wolę kameralnie, ale Joy to wszystko z rozmachem. Tak wychowana.
      O przyjaciółce dużo w rozdziale drugim, a David też się pojawi.
      Bardzo dziękuję za komentarz! Cieszę się, że przyjemnie się czyta moje wypociny.
      Pozdrawiam, CM Pattzy!

      Usuń
  22. Witam!
    Po sympatycznym prologu nastąpił ciekawy rozdział.
    Cóż mogę rzec…
    Masz bardzo lekkie pióro. Piszesz ładnym językiem, bez większych błędów. Nawet zauważyłam, że starasz się unikać powtórzeń, dlatego całość wygląda niemal nienagannie.
    Podoba mi się to jak przedstawiasz bohaterów. Zgrabnie wplatasz w tło informacje o nich, dzięki czemu wszystko jest uporządkowane, bez jakiegoś zbędnego przesytu.
    Nie wiem, co mam powiedzieć o głównej bohaterce. Na razie przychodzi mi na myśl: mała, rozpieszczona damulka. Choć w gruncie rzeczy wcale nie taka mała, skoro przed nią osiemnastkowy bal. Widać jednak, że owe cechy charakteru wynikają z łatwego i bezproblemowego życia. I tutaj od razu zastanowiłam się jak poprowadzisz postać, gdy przyjdą te trudniejsze czasy... Bo założę się, że – jak w życiu każdego – i ją czekają niemiłe, losowe niespodzianki.
    Przypadła mi do gustu postać gosposi. To taka prawdziwa, dobra „niania”, którą każdy chciałby mieć w zanadrzu ; ) widać, ze zastępuje głównej bohaterce matkę, która z kolei wygląda na nieco oziębłą.
    Ojciec Joyce nie wydaje się być złym człowiekiem, choć być może jest taki tylko w stosunku do ulubionej córeczki, a innym (tak jak gdzieś tam wspomniałaś ) potrafi utrudnić życie.
    Pewnie odpowiedzi na te wszystkie wątpliwości podarujesz nam przy kolejnych rozdziałach.
    Pozdrawiam i życzę weny : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się cieszę, że ciekawy! Patrzę na powtórzenia bardzo, bo kiedyś to był mój główny problem, więc miło, że widać moją pracę ad tym. Wiem, że czasami gubię czasy i teraz staram się tego dziada pozbyć.
      Opis bohaterów staram się jakoś przemycić i dopasować do całości. Głupio tak napisać tylko imię i walnąć, kim kto jest, bo potem we wszystkim łatwo się zgubić. Tym bardziej, że to początek, a już jest Joy, rodzice i Mercy, a w dwójce dojdzie Suzie, jej chłopak, szofer i namiastka Davida, bo o nim będzie malutko.
      Joy to właśnie taka rozpieszczona damulka, która na pozór ma idealne życie, ale łatwo będzie to wszystko zniszczyć.
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
      CM Pattzy

      Usuń
  23. Podobał mi się początek. Szczególnie z tym, że kolejne proszenie o 5 minut spania zamieniło by się w rzeczywistości na godzinę, ewentualnie dwie! HAHAHA no padłam, bo miałam wrażenie jakbym czytała o samej sobie. Jestem strasznym śpiochem i zaraz po spędzaniu czasu z moim mężem, spanie to moja ulubiona czynność :D No, dobra, dobra, kończę o sobie i przechodzę do rozdziału. Polubiłam Mercy. Babka jest w porządku i widać gołym okiem, że można jej zaufać. Jest oddana nie tylko Joyce, ale również jej ojcu, matce. Takie powinny być gosposie. Dobrze, że dziewczyna ma w posiadłości kogoś, z kim może pogadać. Relacje z ojcem też ma bardzo dobre i to się świetnie składa, bo czytając prolog miałam wrażenie, że rodzice będą takimi… bogatymi sztywniakami z mnóstwem zasad i swoich morałów. Fajnie, że jednak tak nie jest. Kurcze, ale jej zazdroszczę… gdybym urodziła się w takiej rodzinie i miałabym prawo wyboru, też z wielką przyjemnością wybrałabym grę na wiolonczeli. Wydaje niesamowicie cudowne dźwięki, uwielbiam! No i ogółem rozdział bardzo miły i przyjemny. Jestem ciekawa, czy to na swoim osiemnastkowym balu Joyce pozna tego… jak mu tam… Davida? Czy to się zacznie jakoś inaczej?
    Czekam na kolejny rozdział i serdeczne pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, spanie ogólnie jest przyjemne, ale czasami to mi szkoda dnia, bo ja też jestem leniuchem i śpiochem wielkim. Jak przyjdzie mi coś zrobić, to nagle biała ściana jest interesująca. Wiem, że mnóstwo ludzi tak ma, ale ja w nasilonym stadium :D.
      Mercy chyba polubił każdy, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Będę w takim razie rozwijać jej postać, aby gdzieś po drodze się nie zapodziała :). Relacje z ojcem są dobre, o wiele lepsze niż z matką. Jej matka to w ogóle inny model i o tym będzie w innym rozdziale. Może do trójki o niej coś dam, tak myślę.
      Tak, mnie najbardziej interesuje fortepian i wiolonczela, gitara jest już bardzo popularna, więc Joy musiała mieć coś speszjal XD.
      Dziękuję za komentarz i również serdecznie pozdrawiam!
      CM Pattzy

      Usuń
  24. Czuję się nieco zawiedziona. Byłam pewna, że już w pierwszym rozdziale pojawi się postać Davida. W sumie myślałam, że ta część będzie się opierała na ich poznaniu się i początkach znajomości. Być może taka wizja powstała przez to, że znam tendencje blogowych opowiadań. Ty zrobiłaś coś zupełnie odwrotnego i spowolniłaś akcję. I w sumie dobrze, bo nadal czekam na to, co najbardziej przyciąga mnie do Twojego opowiadania.
    Ja również powtórzę, że największą sympatię zyskała u mnie Mercy. Myślę, że główna bohaterka pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, że jej służąca, jest tak naprawdę najbliższą dla niej osobą, na której zawsze będzie mogła polegać, bo widać, że ta kobieta żywi sympatię do młodej Joyce. Co do jej rodziców - być może są oni nieco zdystansowani do córki, jednak wydaje mi się, że chcą jej dobra. Mam nadzieję, że się nie mylę i naprawdę tak jest.
    Jestem niesamowicie ciekawa osiemnastkowego balu, widać, że dla Joyce jest on czymś bardzo ważnym. Twoja bohaterka wydaje mi się taką małą, nieco głupiutką dziewczynką. Trochę ją lubię, ale całej mojej sympatii jeszcze nie skradła. Wiem, że się to zmieni, bo czekam na taką Joyce, jaka była w prologu. Tą taką dojrzalszą.
    Oczywiście nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, no i Davida. Nie będę też Ci już zaśmiecała spamu i napiszę, że na: igrajac-z-przeznaczeniem.blogspot.com również pojawił się pierwszy rozdział.
    Pozdrawiam,
    Sky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, no ja wiem, że każdy czekał na Davida, ale nie mogę wyłożyć od razu kart na stół, bo potem wszystko byłby już jasne. Chcę zrobić wprowadzenie do idealnego świata Joyce. Ona jest taką księżniczką i właściwie niewiele wie. Ach, ta Mercy! Normalnie gwiazda z niej. Zdecydowanie jest blisko z Joy, ale jednak nie ma do niej takiego poszanowania jak dla rodziców, bo tylko dla niej pracuje. Nie dostrzega tego, że Mercy robi dla niej o wiele, wiele więcej. I w końcu ktoś troszeczkę lubi Joyce!
      Dziękuję za komentarz! U Ciebie rozdział widziałam. Wpadnę, jak tylko znajdę czas, ale pojawię się na pewno!
      Pozdrawiam, CM Pattzy

      Usuń
  25. No nie skłamię, i też przyznam, że akcja jest troszkę spowolniona, co troszkę utrudnia czytanie. Ale no, tak to bywa z tymi pierwszymi rozdziałami - tak też kiedyś miałam. Nie wiem, dlaczego, ale chyba główna bohaterka nie skradnie mojego serca, ale to nie znaczy, że mi się nie podobało. Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, wiem, bo nie chciałam ruszyć z kopyta, a potem zanudzać. Zazwyczaj te pierwsze rozdziały są bardziej opisowe, a jak tak czytam ten mój, to wydaje mi się, że jest do przełknięcia, jeśli chodzi o ilość nudy.
      Dziękuję za komentarz!
      CM Pattzy

      Usuń
  26. Jesteś kolejną osobą, której blog nie ma komórkowego widoku, co skutecznie utrudnia pisanie komentarza, a ja często czytam w pracy i czasami mam potrzebę komentowania od razu.
    Co do twojej bohaterki to nie wydaje mi się by jej rodzice się sprawdzili. Co prawda sam nie jestem doskonałym ojcem, ale uważam, że zadaniem rodziców jest nauczenie dziecka żyć samodzielnie, czyli odpowiedzialność i podejmowanie decyzji, oraz ponoszenie konsekwencji także się liczy. Rodzice tej Pchełki dali jej instrukcje, spis zadań na każdy dzień i nie nauczyli dokonywać ważniejszych wyborów niż to jakiego lakieru do paznokci użyć. Sama dziewczyna ma mentalność jakiegoś 12 letniego dziecka. Ja osobiście nie widzę w niej nastolatki. Jest bardzo... dziecinna, nie umiejąca nawet ocenić wielu rzeczy, taka bez emocji, po prostu jak rodzic powie tak zrobi, jakby nie miała własnego zdania. Jasne, że nie zawsze można pozwolić dziecku na zrobienie jak chce, i czasami musi być posłuszne, ale wybór instrumentu należeć powinien do tego kto będzie na nim grał.
    Jest też różnica między bogactwem a snobizmem. Ta rodzinka to jednak snoby.
    Ojciec mnie rozbawił zdaniem, że jego Pchełka jest za mała na planowanie czegokolwiek. Śmieszy mnie to bo niektórzy w jej wieku planują już wspólne założenie rodziny i mieszkają ze swoimi drugimi połówkami. Niektóre kobiety w tym wieku mają już dzeci. Oczywiście nie ma c przesadzać też w drugą stronę, ale jednak po 18latce oczekiwałbym już dorosłości.
    Pozdrawiam i dziś już na sto procent w nocy opublikuję Spróbuj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już włączyłam wersję mobilną. Właściwie nie wyłączyłam tego specjalnie, nawet tego nie ruszałam, bo mnie to obojętnie i tego nie używam, ale jeśli Tobie ma pomóc, to proszę bardzo ;). Co do tej wersji mobilnej jest też tak, że niektórzy ją wolą, a niektórzy chcą tą komputerową. Nie da się dogodzić.
      Wrażenia wobec rodziny Snowdon masz dobre i ja się cieszę, że właśnie tak to odebrałeś, bo takie było założenie. Chciałam stworzyć na pozór idealną rodzinę, która w środku taka idealna nie jest, a ta perfekcja to tylko maska. Mnie to się kojarzy z "Moralnością pani Dulskiej". Snowdonowie cierpią na to samo — ma być perfekcyjnie dla innych, ale nie ważne, co dzieje się wewnątrz ogniska rodzinnego. Z tym, że oni przy okazji robią ze swojej córki sierotkę marysię, co bucika sama nie potrafi zawiązać.
      Dziękuję za komentarz i czekam na Spróbuj. Pewnie pojawię się z opóźnieniem, bo mam masę zaległości, ale będę!
      Pozdawiam, CM Pattzy

      Usuń
    2. Ja zawsze i wszędzie mam zaległości, ale teraz staram się czytać codziennie chociaż po 5 rozdziałów, by jakoś nadrobić to na co ostatnio wcale nie miałem czasu. Myślę, że nikt się nie obrazi, nawet jak nie będze mnie miesiącami u niego, a potem przyjdę i nadrobię całość. Często tak ostatnio mam.
      co do tego widoku komórkowego, to jest tak, że gdy masz go włączonego, to ktoś kto woli komputerowy to zawsze może sobie zmienić, a w drugą stronę nie da rady :-)

      Usuń
  27. Byłam przekonana, że skomentowałam ten rozdział, wiesz? Weszłam dzisiaj sprawdzić czy coś odpowiedziałaś i szukam, szukam, a tu komentarza nie ma. Mój kochany komputer jak zwykle musiał go nie dodać.
    W każdym razie rozdział mi się podobał, choć Joyce póki co nie zyskała mojej szczególnej sympatii. W pierwszej chwili wydała mi się taka rozkapryszona i nieczuła. Jednak staram się nie ulegać złudzeniom i z ostateczną ocenę wolę jeszcze trochę się wstrzymać.
    Dużo bardziej lubię Mercy. Biedna kobieta, nikt chyba nie chciałby być traktowany w taki sposób. Może i jest służącą, wykonującą pracę, za którą ktoś jej płaci, ale jednak gdyby ktoś czasem podziękował to chyba korona by im z głowy nie spadła, a ona sama poczułaby się doceniona.
    Ciekawą postacią wydaje się też ojciec dziewczyny. Spodobały mi się te czułe relacje, jakie łączą je z córką. To naprawdę urocze.
    Cóż, jestem ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy, bo póki co jest spokojnie. No, ale wiadomo, że to dopiero początek i ciężko oczekiwać jakiegoś wielkiego buum.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet mnie się wydawało, że miałam od Ciebie komentarz. Pewnie pomyliło nam się z prologiem. Odpowiadam na każdy komentarz, jakoś tak mam. Wcześniej tego nie robiłam, ale uznałam, że jednak fajnie mieć kontakt z czytelnikami. Milej jakoś tak. Czasami to nie wina komputera, a samego bloggera, który lubi robić psikusy i denerwować ludzi. Też tak miałam kilka razy, dlatego zaczęłam pisać komentarze w wordzie, a potem sprawdzam, czy aby na pewno poprawnie się dodał.
      Cieszę się, że rozdział się podobał. Ja wiem, że Joyce trudno będzie polubić, bo ona jeszcze długo, długo się nie zmieni i właśnie będzie taka, a nawet jeszcze gorsza, bo to, co pokazała tutaj, było tylko lekkim zarysem jej rozpieszczonego charakterku.
      Postacią Mercy byłam zaskoczona, pod tym względem, że niemal wszyscy ją polubili. W takim razie nie zrezygnuję z niej i nie zginie gdzieś w tłoku, tylko zostanie przy tej rozkapryszonej Joy. No, koniec końców panna Snowdon podziękowała jej za to śniadanko, ale jej myśli i tak były wredne.
      Jeśli chodzi o rodziców, to sprawa jeszcze się wyjaśni :).
      Dziękuję za komentarz. Rozdział u Ciebie widziałam i na pewno niedługo wpadnę!
      CM Pattzy

      Usuń
  28. Jak czytałam ten rozdział, miałam wrażenie że opowiadasz o jednej z moich koleżanek z otoczenia. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że cholernie nie cierpię osób typu Joyce. Z całym szacunkiem, ale naprawdę nie potrafię przełknąć tego jak bardzo pusta i ograniczona się wydaje. Doskonale pokazałaś jej bezproblemowe podejście do życia. Boże, gdyby to wszystko było takie łatwe. Widać, że pasuje jej takie życie - mniej, czy więcej, jednak ostatecznie jest zadowolona. Tatuś załatwia każdy jej problem, a mała, słodka dziewczynka nie musi się już niczym przejmować. Jak to rozpieszczona panienka ma w zwyczaju, musiała wyrazić swoją wyższość wobec kochanej gospodyni Mercy. Przypomniało mi to scenę z jednej z części "Piratów z Karaibów", gdzie panna Elizabeth zwraca się nieprzyjemnie do swojej służącej. Widać dobrze że dziewczyna uważa się po prostu za lepszą od swojej "drugiej mamy".
    Mercy to świetna postać. Nie pozwól, żeby zniknęła gdzieś z boku, bo może pozytywnie wpłynąć na tą rozpieszczoną dziewuchę. Wydaje mi się, że jest o wiele bardziej rozgarnięta niż matka dziewczyny, która zwyczajnie nie za bardzo interesuje się córką.
    Ojciec Joyce to osobny temat. Z jednej strony niepozorny tatuś, który dba o wszystkie potrzeby swojej małej i nie zdolnej do podejmowania decyzji córeczki. Z drugiej strony wydaje mi się twardym graczem, o własnych zasadach. Coś w stylu "ja tak mówię i tak ma być". I oczywiście nie mam na myśli tylko spraw biznesowych. Fajnie, że pokazałaś sytuację w której nie jest nadętym prezesem w garniaku, a zwykłym facetem w szlafroku przy biurku, co pozwoliło mi na niego spojrzeć łaskawym okiem (na razie).
    Z kwestii czysto technicznych mam wrażenie, że lekko zmieniłaś styl (???). Jest lekko i przyjemnie, ale z drugiej strony... jakoś tak inaczej niż na poprzednich blogach. Jedyne co mi przeszkadza, to czasem zbyt długie zdania. Pod koniec jednego zdążę już zapomnieć o czym było przez mnóstwo przecinków.
    Nie pytam kiedy będzie David, bo byłam pewna, że nie wsadzisz go do pierwszego rozdziału. Nie ukrywam jednak, że bardzo czekam na jego przybycie, bo braku znajomości prawdziwego życia było w tym rozdziale zbyt wiele.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    Całuję i ściskam,
    Twoja Lady A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joyce aniołkiem nie jest, ja wiem. Ona jednak nie zna innego życia, jak niektóre paniusie, więc mam nadzieję, że z czasem większość zrozumie jej położenie. Ma sielskie życie, ale to tylko ułuda, bo naprawdę nieco inaczej to wszystko wygląda, o czym wiesz, ale tutaj nic nie będę zdradzać!
      Nie pozwolę, aby Mercy zniknęła, skoro tak bardzo ją polubiłaś. Ty i inni. Wyszła mi całkowicie przypadkiem, a tu taka niespodzianka. Jeśli chodzi o ojca, to pozostawię to tajemnicą i nic nie napiszę.
      Nie wiem, czy zmieniłam styl. Bardziej się staram. Na AYC przez długi, długi czas przed zakończeniem pisałam lekko z przymusu, bo to, co zaplanowałam mi nie wyszło pierwotnie. Tutaj ma być inaczej.
      Dzięki, pyśku, za komentarz. Czekaj na Davida, czekaj!
      Kocham, CM Pattzy

      Usuń
  29. Bardzo podoba mi się rozdział, a szablon to prosto cudo. *___*
    Joyce wydaje się strasznie pustą, nie mającą pojęcia o życiu osóbką, ale mam wrażenie, że to tylko powierzchnia, a prawdziwa Joyce jest inna niż się wydaje. Chociaż to, jak potraktowała Mercy, nie było zbyt miłe i nie wpływa na pozytywną ocenę dziewczyny. ^^ Wszystko intryguje, zaciekawia czytelnika, a ja jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. I kiedy pojawi się David. ;)) Mam nadzieję, że niedługo i, że kompletnie zachwieje życiem Joyce.
    Pozdrawiam gorąco! <333
    szerly x
    http://polityka-nowych-szans.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, szablon jest świetny. Bardzo mi się podoba i pasuje do bloga. Joy, no nie będę ukrywać, jest pusta, o czym pisałam milion razy. W rozdziale także to bardzo widać. Rację masz z tym, że gdzieś tam tkwi całkiem inna dziewczyna.
      Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Również pozdrawiam!
      CM Pattzy

      Usuń
  30. Widzę, że większa część osób uważa Joy za pustą i niemającą pojęcia o życiu dziewczynkę. Jednak mi się wydaje, że ona jest inteligentna. Nie przejmuje się niczym, nie martwi się, bo nie ma powodu, tak ją wychowano, znajduje się pod płaszczem bezpieczeństwa swojego taty. Jest świadoma, że Marcy jest jej służącą, ma rację, że to praca tej kobiety. Nie traktuje jej źle, przecież wspomniała, że ją lubi.
    Jeśli ktoś jest czemuś winien to tylko jej rodzice. Ona sama nie była jeszcze w sytuacji, gdzie musiałaby się sprawdzić, czy poradzi sobie w prawdziwym życiu, a wydaje mi się, ze będzie miała niedługo ku temu okazję. Swoich rodziców traktuje z szacunkiem, co już dobrze o niej świadczy.
    Lubię Joy, mimo że jest rozpieszczona i zbyt świadoma swojej pozycji społecznej, mimo że czuje się zbyt bezpiecznie pod czujnym okiem tatusia, wsród wszędzie obecnej służby. Jaka jest jej druga część? Bez wątpienia gdzieś w jej wnętrzu kryją się obawy i wątpliwości. Z chęcią poznam kolejne kawałki, składające się na osobowość Joy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak znalazła się jedna osóbka, która polubiła Joyce i patrzy na nią obiektywnie. Masz dużo racji. Joyce jest, jaka jest, ponieważ nie zna innego życia i nie musi jego znać, dopóki jest tak skrupulatnie chroniona przez rodziców, którzy faktycznie źle robią, wychowując córkę w ten, a nie inny, sposób.
      Na pewno pojawi się jej druga część, gdy będzie musiała zmierzyć się z problemami, których nie zna.
      Bardzo dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.
      CM Pattzy

      Usuń
  31. Jestem i ja. Tak stwierdziłam, że skoro mam tylko jeden rozdział u Ciebie, a Twoje opowiadanie jest raczej lekkie, nie trzeba zbytnio myśleć, to sobie przeczytam na poczekaniu, gdy miała chwilkę. Teraz wracam z komentarzem.
    Nie będę powtarzać słów Condawiramurs, byś ponownie czytała, że trochę mieszają Ci się czasy. Wiem, że pracujesz nad tym, więc pomińmy już to.
    Jakoś tak nie wyłapałam błędów albo tak się zaczytałam.
    Wiem, że z reguły rozdziały pierwsze, które wprowadzają czytelnika w ten świat, nie są raczej pełne akcji. Jednakże uważam, że troszku rozlałaś i wyszczególniłaś każdą czynność Joyce, co sprawiło, że rozdział nieco stracił na ciekawości. Ale pamiętaj, że to tylko moja opinia.
    Co do Joyce, mam mieszane uczucia. Mało kiedy lubię główne bohaterki, bo w większości nie są dla mnie intrygujące i w mają cechy, które nie sprawiają, że pałam do nich sympatią. Tutaj również na razie nie polubiłam Joyce, chociaż nie wiem jak mogłabym ją określić. Fakt, wydaje się być rozpuszczoną dziewuchą, która ma wszystko od tak, co chce to ma i nie musi się wysilić. Nie wiem jakie ma podejście do ludzi biedniejszych, ale mam wrażenie, że no trochę nie najlepsze. Dowód na to znalazłam, gdy wspominała o wannie z masażem, co nie znaczy, że ten fragment daje mi 100% pewność iż bohaterka gardzi innymi. Jest pewna siebie, ale jeszcze nie chciałam ją osądzać czy w dobrą stronę jest pewną siebie czy to już jest zadufaną w sobie pannicą. Z tym osądzeniem poczekam do kolejnych rozdziałów. Niby jest wdzięczna Mercy za to, że ją tak dobrze traktuje, ale jednak nie używa słów "proszę". Uważam, że nawet jeśli jest to czyjaś praca, podać nam herbatę na tacy, to wypadałoby powiedzieć "proszę/poproszę" i "dziękuję". Jestem za szacunkiem, co nie znaczy, że i Joyce (bądź inni) muszą się ze mną zgadzać. Może wydam się osobą okrutną, ale mam nadzieję, że życie nauczy Joyce wartości pieniądza, szacunku i w końcu ktoś (za przeproszeniem) skopie jej porządnie tyłek. XD Wiem, jestem wredna. Ale może dzięki temu nauczy się życia i w końcu bardziej się usamodzielni. Jak na razie to taka pacynka, na rozkazach rodziców. To nie jest raczej dobre wychowanie.
    Co do rodziców... nie mam opinii. Joyce przedstawiła ich, jakby surowych rodziców, którzy mają mnóstwo ostrych zasad, a jednak ojciec wyprawia jej osiemnastkę i wcale nie wydawał mi się człowiekiem "bez serca", jak to zwykle bywa przy osobach bogatych. Co najwyżej myślę, że matka jest najbardziej surową osobą, ale to zobaczymy w praniu.
    Ogólnie to zapachniało mi klimatem amerykańskim (co lubię, a może nawet wręcz uwielbiam i za to plusik dla Ciebie!. Czekam na imprezkę, na którą z chęcią sama bym się wbiła. He he :D Mam nadzieję, że będzie się tam coś ciekawego działo. ^^
    Chciałam też jedynie zwrócić Ci uwagę, bo nie wiem, jak bardzo jesteś zorientowana, ale w Ameryce 18-stka to nie jest odpowiednik 18-stki w Polsce. Po prostu wyczułam to w tekście. I pamiętaj, że w USA alkohol można pić dopiero po skończeniu 21 lat. Nie wiem czy we wszystkich stanach (to byś musiała sprawdzić), ale niestety, tak jest. I dziwię się, że ojciec mógłby znać gust muzyczny własnej córki, ale nie wiem dokładnie czy i to on sam zorganizował czy miał czyjąś pomoc.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
    Pozdrawiam! :)

    http://dragon-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Powiem szczerze, że chciałam zacząć coś mocniejszego i bardziej przemyślanego, ale wiedziałam, że nie wyrobię się czasowo i nie będę miała czasu na pisanie rozdziałów, myśleniem nad fabułą. Nie znaczy to, że do tego się nie przykładam, ale stworzyłam coś lżejszego, niż pierwotnie stworzyć miałam.
      Ależ ja czytam rozdziały, nawet po kilka razy. Mam jednak taki problem z czasami, że nie potrafię tego dobrze wpleść, napisać i zawsze coś ominę i pominę. Nie za bardzo wiem, jak sobie z tym poradzić, ale się staram! Cieszę się jednak, że nie widać innych błędów, więc mam nadzieję, że wiele ich nie ma.
      Rozlewanie się nad czynnościami Joyce było pewnym zabiegiem. Piszę z jej perspektywy, więc chciałam wyszczególnić to, jak dziewczyna bardzo się na sobie skupia i nie widzi niczego wokół, tylko czubek własnego nosa, ale rozumiem, że mogło to się wydać nieco nudne.
      E, ja też jestem wredna. Umiarkowana wredota jest, moim zdaniem, fajna. W każdym razie, nie mylisz się co do Joy, bo z niej taka rozpieszczona dziewucha jest i będzie na czas dłuższy, bo zanim zmieni nastawienie do innych i pozna świat minie trochę czasu. Trzeba uzbroić się w cierpliwość do tej smarkuli i jej wywyższania się, dlatego wiem, że nie każdy jednak ją polubi. A może i polubi! Bo zrozumie, że to niekoniecznie jej wina. Nie zna innego życia, dla niej to, co robi jest całkowicie naturalne i wskazane.
      Kwestia rodziców jeszcze nie raz pozostanie ruszona, więc nie będę za wiele zdradzała.
      Oczywiście, wiem, jednak dziękuję za uwagę. Joyce bardzo rozwodzi się nad osiemnastką... Tak jak nad każdymi urodzinami. Jest rozpieszczona i na swoją siedemnastkę też krzyczała "o Boże niedługo moje urodziny!". Rozczula się nad sobą i tyle.
      Bardzo dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :)
      CM Pattzy

      Usuń
  32. Dla mnie rozdział nie był nudny. Piszę to, bo wpadł mi w oczy jakiś komentarz u góry. Ale nie był też jakoś oszałamiająco wciągający, bo górowały opisy zachowań, nawyków, osób. Ale ja się bardzo cieszę, że zaczęłaś właśnie w ten sposób, bez kopyta, bez akcji, bez jakiś druzgocących tajemnic itp. Lubię takie wprowadzenia, lubię wiedzieć na samym początku z kim mam do czynienia, jak wygląda otoczenie i czego mogę się spodziewać po bohaterach. A akcja nie zając, nie ucieknie. Odniosłam wrażenie, że masz wszystko dobrze przemyślane i nie chcesz z niczym pędzić. A to mnie mega zachęciło do kolejnych rozdziałów;)

    Głównej bohaterki na razie... nie lubię. Zdzierżę, nie skreślam jej, ale mam jakiś uraz do takich bogatych dziuń, co to gosposi nie podziękują, a patrząc na wypchaną szafę powiedzą, że nie mają się w co ubrać. Myślę, że będę się chyba nad nią pastwić troszkę;D Nie wyszła tu na jakąś totalnie zbzikowaną zołzę, ale widać, że ma zadatki na taką... elegancką, dystyngowaną paniusię z jasno określonymi priorytetami - być zawsze najlepszą.
    No cóż, czekam niecierpliwie na dalszy ciąg! ;) I jestem zdumiona jak bardzo się rozwinęłaś od czasu poprzedniego opowiadania! ;)

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wyczucie <3 Długo czekać na dwójkę nie musisz, bo się właśnie pojawiła. Haha :D Dziękuję bardzo za komentarz i za pochwały. Chcę się tu starać bardziej, nie tak na odwal się, więc ogromnie się cieszę, że widzisz postęp. Cholernie się cieszę.
      Ja wiem, że Joyce jest okropna, a na pocieszeniem powiem, że w dwójce będzie jeszcze gorsza, więc... :D
      Dziękuję, że się tu pojawiłaś mimo braku czasu! Również pozdrawiam! :*

      Usuń
  33. No, to jestem!
    Po przeczytaniu rozdziału pierwszego już mogę co nieco powiedzieć o głównej bohaterce, bo jakby nie było poznajemy trochę jej punkt widzenia.
    Nie będę za bardzo się do niej czepiać, bo rozumiem, że twoim zamysłem było pokazanie, że pomimo swojego zdaje się całkiem znośnego charaktery, miała być osobą rozpuszczoną, przyzwyczajoną do luksusów i tego, że każdy zawsze jest na jej zawołanie. Ale naprawdę nie wyobrażam sobie, jakbym ja, do ludzi którzy dla mnie pracują miała nie mieć szacunku. Jak Joy stwierdziła, to jest Mercy (swoją drogą cudne imię, takie pasujące do starszej, opiekuńczej osoby :3 ) praca, żeby robiła, co upodoba się dziewczynie. Owszem, ale moim zdaniem nie ważne, ile ma się pieniędzy, to rodzice powinni wpoić dziecku szacunek zarówno do pieniądza, jak i ludzi. I nie ważne, że są to tylko pracownicy. Ja sobie nie wyobrażam, żebym do osoby starszej o 20 lat albo i więcej miała zwracać się bez szacunku tym bardziej, jeśli ta osoba swoim zachowaniem wyraźnie na ten szacunek zasługuje. Co prawda Joyce nie powiedziała nic złego, ale chodzi tu o to, co pomyślała.
    Ale zostawmy to, bo bardzo mi się podobało to, jak rozmawiała ze swoim ojcem. Co prawda takie zwracanie się do niego ”tatku” bardziej by mi pasowało do takiej małej dziewczynki (albo do Izabeli Łęckiej z „Lalki” Prusa. Grrr...) ale ona w jego oczach jest chyba taką ukochaną córcią i po tej sytuacji przy obiedzie widzę, że w przeciwieństwie do matki ma z nim świetne kontakty. Choć dla mnie osobiście to przykre, że matka interesuje się własnym dzieckiem tylko... Zawodowo, że tak powiem. Bo właśnie tak mi się kojarzy mama Joy.
    No nic, lecę do trójki, może tam uda mi się coś więcej napisać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Boże, tylko nie "Lalka". Najlepsze określenie jakie słyszałam to: Izabela Łęcka to suka, która ma cieczkę. Ja pieprzę, kocham XD

      Och, no Joy będzie specyficzna na początku. Tak, a nie inaczej ją wychowano. Rodzice mają kategorię ludzi lepszych i gorszych, co jest złe, ale w takiej rodzince się panna Snowdon znalazła i nie ma zmiłuj. Musi być the best i koniec. Szanuje rodziców, ludzi, którzy są bogaci, a biedniejszych od siebie i gorszych... No nie, ich nie bierze w ogóle pod uwagę.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  34. Mmm, gdyby istniały perfumy o zapachu szarlotki z cynamonem, to biegłabym po nie do sklepu. :3 Jednak praca pracą, a uprzejmość uprzejmością. To, że obowiązkiem gosposi jest gotowanie, to nie znaczy że nie można być miłym i używać pięknego i uprzejmego słowa "proszę". Niegrzeczna Joyce. ;)
    Ogółem niestety mojej sympatii Joyce póki co nie zdobyła, co oczywiście nie umniejsza Twojej historii. Na razie Twoja bohaterka jest rozkapryszoną córeczką bogatego tatusia, ale wierzę, że życie i przygody, jakie dla niej przygotowałaś, zmienią ją, jej postrzeganie świata i nauczą życia. ;)
    "Miałam u niego najwięcej forów" - największe fory, tak mi się wydaje. Jeśli się mylę, wybacz.
    Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ojciec dyktator, a córka jego też miewa apodyktyczne zapędy.;)
    Piszesz naprawdę przyjemnie i dobrze, jednak dziwią mnie wtrącone gdzieniegdzie znikąd angielskie zapożyczenia jak finiszowanie lub atencja. Dlaczego? To jakiś slang, którego nieświadomie używasz? Bo jeśli celowy zabieg, to bardzo zły. :)
    Chciałam dopisać coś więcej, ale oczywiście zapomniałam. Ogółem mam bardzo pozytywne wrażenie, choć póki co Joyce mnie dość mocno irytuje. :D Mam nadzieję, że zdążę o niej zmienić zdanie.
    Pozdrawiam ciepło!
    witch-mark.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! I pewnie miałabym takich zapas. Kocham ten zapach, mam z nim przyjemne wspomnienia. Jeśli chodzi o Joy to wiem, że jest trudna w odbiorze. Właściwie większość właśnie jej nie lubi. Mało kto napisał, że jest odwrotnie, choć kilka osóbek się znalazło. Życie na pewno ją zmieni, taki właśnie cel ma to opowiadanko. Użyłam tych zapożyczeń nieświadomie, szukając synonimów, aby pozbyć się powtórzeń, do których mam skłonności.
      Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  35. Po pierwszym rozdziale mam dziwne wrażenie, bo... nie ukrywam, że poszłaś w stronę, w którą idzie większość. Podzieliłaś świat na pół - na dobro i zło, i tak np w matce nie ma niczego pozytywnego. Szczerze liczę, że to się zmieni. Zaczęłaś też jak to robi większość - bogaty dom, przygotowania, przedstawienie rodziców. To nudny schemat, którym większość podąża. Jednak ciągle mam w głowie prolog, opis i to sprawiło, że zostanę i zobaczę jak będzie dalej.
    Póki co ani o dziewczynie ani o rodzicach nie mam dobrego zdania i nie dlatego, że postępują źle, ale dlatego że są strasznie przerysowani. Początek też nie wzbudził we mnie żadnych emocji, ja nawet już gniewu nie czuję na takich bohaterów co plotą te i tym podobne banialuki, bo czytałam je już tak często, że po prostu nawykłam i się ich spodziewam.
    Co do głównej bohaterki, to mam cichą nadzieję, że ktoś ją w pizdę kopnie!

    OdpowiedzUsuń
  36. Na początek zaskoczyło mnie to imię głównej bohaterki. Szczerze powiedziawszy, nie słyszałam o nim nigdy wcześniej i nawet nie wiem jak to wymawiać XD W każdym razie bardzo mi się spodobał styl dobierania poszczególnych... hmm, elementów? do postaci. Np do gosposi dodałaś jakiś taki specyficzny zapach jabłek i cynamonu, ja w życiu bym na coś takiego nie wpadła, ekstra pomysł :D
    Widać po niej ten taki tok myślenia dziewczynki, która ma swojego tatusia i nie musi się o nic martwić. Nie wiem czemu, ale troszkę mnie irytują takie osoby, bo nie potrafią nic zrobić w życiu, ponieważ od zawsze ktoś za nich rozwiązywał te problemy. Mam jednak nadzieję, że nie będzie z nią tak źle.
    Zauważyłam, że chyba lepsze ma kontakty z tatuśkiem niż z mamą, choć jakoś mi się tak wydaje, że kobiety z tych bogatych rodzin to zawsze jakieś wyrafinowane gusta mają nawet odnośnie swoich dzieci O.O
    Na koniec mogę powiedzieć tyle, że strasznie mnie zaskoczył rozdział taki... typowo kobiecy :D nie przywykłam do takich xd Niemniej jednak zapowiada się całkiem ciekawie :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dość długo szukałam tego imienia. Na początku miała być Jocelyne, ale ostatecznie wyszło Joyce. A takie dopisywanie elementów jest fajne, ale mam zapisany zeszyt takimi drobiazgami, aby potem nic nie namieszać i nie pozapominać! :D
      Nie, Joyce będzie paskudna, obiecuję.

      Usuń
  37. Ten rozdział fajnie nas wprowadza w opowiadanie. Pokazuje jak wygląda zwyczajne życie bohaterki, pozwala nam wyrobić sobie wstępną opinię o niej i jej życiu. Teraz mamy jakiś obraz jej sytuacji.
    Wszystko jest bardzo ładnie zgrane - nic za dużo, nic za mało. Nadal masz mało błędów - brakowało kilku przecinków, ale zdarza się najlepszym. Masz jednak mały problem z powtórzeniami. Co jakiś czas powielasz wyrazy w bliskim sąsiedztwie i to dość mocno rzuca się w oczy.
    Zapowiada się nawet ciekawie, więc być może zostanę z Tobą, chociaż już teraz mam pewne przypuszczenia, jak wszystko się potoczy, a ja czegoś takiego nie lubię. Uwielbiam za to tajemnice i zmiany akcji, czego nie brakuje w moich opowiadaniach (link do mojego bloga zamieszczę w spamie). Dużym plusem historii jest jednak to, że nei powieliłaś standardów - bogata rodzinka, zero miłości, nieszczęśliwe dziecko. Tutaj Twoja bohaterka mimo wszystko lubi taki stan rzeczy, chociaż sądząc po prologu, tak naprawdę jest to tylko pozorne szczęście. Myślę, że w wolnym czasie przeczytam resztę rozdziałów i zdecyduję, czy czytać dalej.
    Pozdrawiam
    E.M.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam się, że ten rozdział wprowadzający wyjdzie nudny, ale chyba mi się udało nie. Jest!
      Wiem, wiem. Z powtórzeniami walczę od bardzo dawna i czasami mam tak, że czytam rozdział, wiele poprawię, a reszty nie widzę. Możesz wierzyć, że kiedyś było ich od groma, teraz to i tak jakoś idzie. Ciągle jednak będę to szlifować!

      Usuń