piątek, 4 marca 2016

Rozdział 2

Nowy Jork to wielkie miasto, a skoro wielkie, to z wieloma możliwościami. Niemal codziennie mijałam wielu ludzi, obserwując ich zza przyciemnianych szyb Rolls Royca Wraitha. Kochałam to auto, choć o autach wiedziałam tyle, co nic. Ważne, że jeździło i było wygodne, a co najlepsze — było ładne. Nie wsiadłabym do samochodu, który mi się nie podobał, choćby miał być najdroższym wozem na świecie. Moje koleżanki nie miały pojęcia o motoryzacji, tak, jak ja, i dla nich nie liczyłaby się cena tego cacuszka, ale to, jak ja w nim wyglądałam. Oczywiście nie za kierownicą. Nie miałam jeszcze prawa jazdy, a poza tym — nie było mi ono, na razie, potrzebne. Najprawdopodobniej nigdy nie będzie, no przecież miałam szofera, prawda?
Philip Waston pracował dla mojego ojca od lat, dlatego został moim szoferem, bo był zaufanym pracownikiem, a tatuś nie powierzyłby mnie komuś, komu nie ufał. Phil pracował najpierw w ochronie, ale potem miał lekki zawał i ojciec nie chciał go zwalniać, bo się przyjaźnili, więc został oddelegowany do mnie. Siwiejącego Wastona traktowałam jak dobrego wujka. Mogłam z nim spokojnie rozmawiać i wiedziałam, że to zostanie między nami, a mojemu tacie mówił tylko to, co mógł. Nie abym przed ojcem miała jakieś tajemnice. Philip był człowiekiem honorowym i uważał, że jeśli ojciec ma wiedzieć coś o mnie, to ode mnie. Nie kablował, był godnym powiernikiem i tajemnic dotrzymywał do grobowej deski — tego byłam więcej, niż pewna. Poza tym był godzien podziwu z wielu innych powodów. Mimo problemów z sercem on nadal dbał o swoją kondycję. Mówił, że nie chce skończyć jako siwy dziad z piwnym brzuchem. Może i nie mógł pracować aktywnie i fizycznie, ale nadal ćwiczył. Wiedziałam też, że miał syna i był z nim pokłócony, ale nie wiedziałam czemu. Nigdy się o to nie wypytywałam, bo to nie było moim problemem.
 Właśnie jechałam, a raczej wieziono mnie, do parku, w którym miałam spotkać się z Suzie. Po drodze nie miałam co robić, więc bawiłam się odtwarzaczem muzyki, ale nie mogłam się na nic konkretnego zdecydować. Stojąc na światłach widziałam ludzi, którzy biegali po mieście, zajęci swoimi sprawami. Zastanawiałam się, jak to jest być taką mróweczką, jaką byli oni w tym wielkim mrowisku zwanym Nowym Jorkiem. Ci ludzie byli tacy mali, zabiegani i zapracowani. No, ale to nie moja wina, że byli mniej ważni ode mnie i mieli gorsze korzenie. Nie każdy miał szczęście należności do rodziny Snowdon. Większość nawet na to nie zasługiwała, tak mawiał mój ojciec. Ja lubiłam ludzi, mimo wszystko, ale rodzice wpajali mi, że świat został poklasyfikowany. Osoby wyższe rangą zadają się z takimi, którzy mają ten sam poziom. To coś na kształt hierarchii społecznej w średniowieczu. Są królowie, rycerze, duchowni, mieszczaństwo i chłopi. W współczesnych czasach jest dokładnie tak samo, tylko nazwy są inne.
— Joyce — zaczął Philip — za pięć minut będziemy na miejscu — powiadomił mnie.
— Dziękuję — odpowiedziałam, wyłączając muzykę.
— Chciałabyś, abym na ciebie czekał czy po mnie zadzwonisz, panienko?
Zaśmialiśmy się oboje. Lubił nazywać mnie „panienką” tak samo, jak Joseph zwykł mówić do mnie „pchełka”.
— Poczekaj. — Nasze spojrzenia skrzyżowały się w górnym lusterku. — Suzie pewnie już na mnie czeka. Zahaczymy o budkę z lodami, powiem jej o imprezie i pewnie będziemy chciały pojechać do centrum. Mam do załatwienia wiele spraw przed urodzinowym balem.
— Bal, ach tak, twój ojciec coś mi wspominał. Będziecie w swoim żywiole. — Zaparkował i wyszedł z auta, aby otworzyć mi drzwi, mówiąc: — A więc poczekam. Gdyby coś się zmieniło, zadzwoń i daj mi znać. Miłego spotkania, Joyce.
Podziękowałam delikatnym uśmiechem, choć wcale nie musiałam mu dziękować. To była jego praca. Sytuacja podobna do Mercy i Maxa — miałam po prostu słabość do niektórych ludzi z personelu, a oni mieli to szczęście, że ich lubiłam.
Z Maxvell byłam umówiona w centralnej części parku przy fontannie. Zawsze tam się spotykałyśmy, jeśli na miejsce zobaczenia się wybierałyśmy zielony skrawek Nowego Jorku. Było tam przyjemnie i ładnie. Trawa zawsze była przystrzyżona, dróżka z kostki czysta i posypana drobinkami święcących kamyczków, a drzewa w idealnych rządkach przy ścieżkach. Było zielono i nawet pachniało lasem, jeśli ktoś się bardzo uparł, że ten zapach chciałby czuć. Fontanna, przy której się umawiałyśmy, była wielka i zbudowana na planie koła. Lubiłam jej piętrowe stopnie i tańczące między nimi strumienie wody. Czasami tworzyły się małe tęcze, gdy promienie słoneczne padały pod odpowiednim kątem. Lubiłam te miejsce tak bardzo, że nawet nie przeszkadzały mi rozpieszczone dzieciaki, które bawiły się na placu obok. Nie byłam fanką dzieci. Były małe, śmierdzące, piszczące i zawsze się brudziły. Takie miniaturowe brudaski, które mylnie miały miano uroczych.
Moja kolejna dziwna cecha — lubiłam być w centrum uwagi. Zawsze. To ja musiałam być najważniejszą, najbardziej uroczą i oklaskiwaną osobą w towarzystwie. Dzieci nienawidziłam głównie z tego powodu, że musiałam z nimi konkurować. Ochy i achy, które im się zbierały, powinny być moje. Tak samo było ze zwierzątkami. O, jaki uroczy piesek czy kotek. Nie, to ja byłam urocza, a nie ten pchlarz. O ironio! Sama czasami zatrzymywałam się i chwaliłam pupila jakiejś osoby, ale to byłam ja. Ja mogłam robić takie rzeczy. Ktoś inny, z mojego otoczenia, mógł powiedzieć, że owszem, słodki zwierzak, a potem znów rozmawiać ze mną i zajmować się mną.
— Panie i panowie, a oto i ona! Kochana, oklaskiwana i uwielbiana Joyce Snowdon, która nie zauważyła własnej przyjaciółki, bo tak bardzo się zamyśliła! — zaśmiała się Suzie, która nagle zmaterializowała się obok mnie. Czy naprawdę tak bardzo się zamyśliłam?
Susannah Maxvell była piękną, ale nie piękniejszą ode mnie, dwudziestoletnią kobietą. Miała kręcone, blond włosy do ramion i jasną cerę. Była wysoka, ale bardzo szczupła i miała niebotycznie długie nogi. Jej wiecznie podkręcone i długie rzęsy oraz idealnie wyprofilowane brwi podkreślały błękitne oczy i drobny, haczykowaty nosek. Uwielbiałam patrzeć na usta Suzie, gdy mówiła. Były jasnoróżowe, zawsze podkreślone błyszczykiem i idealnie wykrojone. Słowem — wpisywała się w kanony teraźniejszego piękna stuprocentowo. Mogłabym jej zazdrościć urody, ale ja nie zazdrościłam nikomu, a wszyscy mnie. Lubiłam, gdy mężczyźni się za nami oglądali. Susannah nie zwracała na to uwagi, bo miała chłopaka i była nim oczarowana. Ta jej miłość czasami bywała irytująca. Ciągle potrafiła mówić, że Carter to i Carter tamto. Był od niej o dziesięć lat starszy i leczył zwierzątka. Miał dużo klientek, co nie było tylko przyczyną tego, że pupilki chorowały, a tego, że Carter był przystojny. Czy go lubiłam? Owszem, ale obawiałam się, że nie zapewni Suzie wszystkiego, czego bym dla niej chciała. Był świetnym mężczyzną, ale… Nie był bogaty.
Kolejna zaskakująca sprawa — wszyscy ludzie, którzy się ze mną zadawali, mogli pochwalić się nietuzinkową urodą. Owszem, bo ja lubiłam towarzystwo ładnych osób. Nawet najgorszą paskudę potrafiłabym przemienić w piękność. Wygląd był ważny, jeśli nie najważniejszy. Nie oszukujmy się, że pierwsze wrażenie czyni cuda, a tym pierwszym wrażeniem zawsze jest zlustrowanie spotkanej osoby. Można mówić, że liczy się wnętrze, ale nie, na pierwszy plan idzie wygląd. Zdecydowanie.
— Hej, cho… — zacięła się — chodź! Gdzie mi odpłynęłaś?
Następna ciekawostka z życia i przyjaźni z blondynką. Czasami Susannah zaczynała coś mówić, ale nigdy nie kończyła jakiegoś słowa. Tłumaczyła to tym, że się przejęzyczyła i chciała powiedzieć jakieś inne słowo. Osobiście sądziłam, że to zwykła wymówka i kryło się za tym coś więcej.
— Zamyśliłam się. Nie krzycz tak, proszę, bo zacznie mnie boleć głowa — westchnęłam, wywracając oczami, ale chwilę później już się do niej szeroko uśmiechałam.
— Stuprocentowa kobieta — skwitowała długonoga. — Boli mnie, ale się uśmiechnę, jednak jak potem będę na ciebie zła, to się nie zdziw.
— Hej, też jesteś kobietą!
— Tak, ale nie Joyce Snowdon — mruknęła, a po chwili dodała: — Oczywiście każdy chciałby tobą być. Mów mi, co dziś robimy, kochana.
— Chciałam zahaczyć o naszą ulubioną budkę z lodami. Mam nadzieję, że nie jesteś na żadnej diecie. Nie wypada jeść mi samej — wyjaśniłam z delikatnym uśmiechem.
Suzie ciągle studiowała jakieś książki kulinarne i dietetyczne. Nie aby potrzebowała zrzucić kilogramy. Ona to po prostu lubiła. Chciała zachować pewną wagę i ciągle zdrowo jadła. Nie po to, aby schudnąć, a po to, aby nie przytyć.
— Koniec z dietami! — obwieściła z szerokim uśmiechem, gdyby nie jej uszy, to okrążyłaby nim całą głowę. — Carter powiedział mi, że jestem idealna, a on chce mnie porozpieszczać i mi gotować. Nie będzie gotował takich cudów, jakie jem ja, bo on tego nienawidzi. Bardziej ekonomicznie jest gotować jeden posiłek z czymś zdrowym i takim czymś, co lubi Carter i się tym naje.
— Ekonomicznie — prychnęłam — no naprawdę. W każdym razie dobrze, podziękuję mu, bo nie będę musiała cię namawiać.
Obrałyśmy drogę do malutkiej budki na skraju parku, gdzie było główne wejście i największy ruch. Każdy liczył na utarg. Lody i gofry były tam przepyszne, ale gdybym pracowała w takim miejscu, to chyba spaliłabym się ze wstydu. Tam właśnie pracowali ludzie z niższej hierarchii. Tacy, którzy nie zasługiwali na znajomość ze mną, moją uwagę, a tym bardziej sympatię. Trzeba mieć kontakty, ale z takimi ludźmi, którzy pociągną cię w górę, a nie na samo dno. No, mnie to się chwytali, bo raczej wyżej, niż byłam, być nie mogłam.
— Widzę, że coś ci chodzi po głowie — zaczęła Susannah, liżąc swojego cytrynowego loda. — Mów już.
— Ach, no dobrze, słuchaj! — zaśmiałam się wesoło, oblizując usta, które smakowały truskawką i czekoladą. — Moi rodzice organizują dla mnie bal osiemnastkowy!
— Bal, ale… To cudownie! — pisnęła Suzie, a ja się do niej dołączyłam. Stałyśmy sobie i piszczałyśmy rozradowane, a ludzie mijali nas z lekkim uśmiechem.
— Właśnie, cudownie, ale Suzie! Miesiąc. To już za miesiąc! — dodałam.
— Centrum handlowe!
Co to tego, rozumiałyśmy się bez słów.

~*~

My songs know what you did in the dark — śpiewałyśmy wesoło, jadąc do centrum handlowego. Uwielbiałam Fall Out Boy, a to była jedna z moich ulubionych piosenek. Philip nie był miłośnikiem głośnej muzyki w aucie, ale nie mógł nic na to poradzić. W dodatku śpiew Suzie nie pomagał, bo czasami okropnie fałszowała. Nie wytykałam jej jednak tego. Robiłyśmy to w aucie, gdzie nikt nie mógł jej słyszeć, więc nie musiałam się za nią wstydzić. Mój szofer słyszał, ale on nie był osobą, która poszłaby i rozgadała, że robiłyśmy coś nieodpowiedniego i mogłyśmy się tego wstydzić.
Wybrałyśmy nasze ulubione, a przy tym największe, centrum w Nowym Jorku. Uwielbiałam ten budynek i to nie tylko ze względu na to, że w środku była masa moich ulubionych sklepów, choć to też miało na to duży wpływ. Galerie miały to do siebie, że były wielkie, miały specyficzny zapach i można tam było spotkać wielu ludzi, w tym także znajomych. Kochałam miliony bodźców, które atakowały mój mózg. W każdym sklepie inna muzyka, inny zapach i kolor. To wszystko atakowało mój organizm i potęgowało zmęczenie, ale i tak miało w sobie coś tak charakterystycznego, że lubiłam tam po prostu być.
— Philipie, pewnie długo nam to zajmie — zaśmiałam się do szofera, który zaparkował na podziemnym parkingu, jak najbliżej wejścia. — Nie musisz czekać. Zadzwonię po ciebie, gdy będziemy chciały wrócić — oznajmiłam z uśmiechem. — I tak, wiem, że ojciec nie lubi, gdy zostaję sama i najchętniej przydzieliłby cię do roli mojego ochroniarza, więc jeśli będzie się złościł… Powiedz mu, że jestem z panną Maxvell, to go uspokoi.
— W porządku, panienko. — Jak zwykle ugodowy. — Miłych zakupów życzę.
— Dziękujemy! — odpowiedziałyśmy razem, co niezwykle nas rozbawiło.
Nie potrzeba nam było zbyt długiego czasu, aby rozpocząć szał zakupowy. Oczywiście zaczęłyśmy od sukienki, bo to właśnie do niej dobiera się potem wszelakie dodatki. Z Suzie miałyśmy już upatrzone swoje ulubione sklepy i to właśnie od nich zaczęłyśmy poszukiwania. Istniała też „ Lista Sklepów Zakazanych”, do których nigdy w życiu byśmy nie weszły. Inne były takie neutralne, działające na prostej zasadzie — jeśli w naszych ulubionych nic ciekawego nie znalazłyśmy, to można  było do nich wejść, ale nie było to konieczne. W moim świecie wszystko rządziło się pewnymi zasadami — zakupy także.
— Co powiesz na tę? — zapytała Suzie, pokazując mi sukienkę.
— Nie. Za zwykła. Chciałabym coś specjalnego, rozumiesz. Tak, abym się wyróżniała, bardzo — westchnęłam i nagle zrozumiałam! Chciałam sukienkę, która ma się wyróżniać. Nie mogę jej przecież szukać w galerii handlowej, bo milion dziewczyn może mieć taką samą. Jak mogłam wcześniej na to nie wpaść?
— Zmiana planów! — zakomunikowałam żywiołowo.
— Zmiana? Jaka zmiana? Nie chcesz sukienki? — zapytała przyjaciółka, widocznie zaskoczona moimi słowami.
— W tym rzecz, że chcę. Jakąś wyjątkową. Jak mogę mieć wyjątkowo, kupując w powszechnym sklepie, do którego może wejść plebs? — zapytałam, unosząc brew. — Zadzwonię do Gwendolyn.
— Gwendolyn Cassel? Tej francuskiej projektantki? Nie mów, że masz do niej kontakt… — szepnęła zaskoczona Susannah.
Zaśmiałam się. Oj, jak mogłaby pomyśleć, że nie? Mówiłam — jestem jak gwiazda!
— Porozmawiam z mamą. Wszystko załatwimy, a teraz… Rozerwijmy się normalnymi zakupami i może sukienką dla ciebie? W końcu nie musisz wyglądać tak wyjątkowo jak ja!
— Jasne, skoro tak mówisz. Mnie pasuje — mruknęła, chyba niezbyt zadowolona moją ostatnią wzmianką.
Owszem, uwielbiałam Suzie, była moją przyjaciółką, ale nie mogła myśleć, że mi dorównuje, bo tak nigdy nie będzie. Nikt nigdy nie będzie tak wyjątkowy jak ja, Joyce Snowdon! Miała szczęście, że była moją przyjaciółką.
— Powiedz mi — zaczęła, ale zadzwonił jej telefon, więc wyjęła go, spojrzała na ekran i dodała: — Wybacz mi proszę, to Carter. Mam już trzy wiadomości nieodebrane — mruknęła zaniepokojona.
Westchnęłam i kiwnęłam głową, bo co mogłam zrobić? Jeśli chodziło o weterynarza, to Suzie była nieugięta i stawiała go na piedestale, co niekoniecznie mi się podobało. Nie lubiłam, gdy w życiu kogoś z bliskich dla mnie osób, był ktoś ważniejszy ode mnie. Musiałam nad tym popracować, bo nie mogłam się zgodzić na takie traktowanie. Susannah wiedziała, że mi to nie pasuje i próbowała mi to wyjaśnić tym, że zrozumiem ją, gdy sama się zakocham. Niedoczekanie. Miłość psuje wszystko i niszczy ludzi. Moi rodzice się nie kochają i doskonale o tym wiem, bo mówiła mi to matka. Elizabeth i Joseph Snowdon byli małżeństwem nie z miłości, a dlatego, że im się opłacało. Połączenie rodziny mojej matki i mojego ojca było korzystne dla finansów i połączyło dwie, wielkie korporacje, które stworzyły mocarną, niepokonalną i zarabiającą miliony firmę. Matka tłumaczyła mi, że miłość to złe uczucie, a zakochanie się i to całe zauroczenie zawsze mija. Nie było więc sensu na marnowanie czasu jakimiś złudnymi uczuciami. Susannah tego nie rozumiała, ale ja tak. Zawsze wierzyłam rodzicom i nie widziałam powodu do kłamstwa. Ja także najprawdopodobniej zostanę żoną osoby, z którą małżeństwo będzie korzystne. I tyle. Byłam jeszcze bardzo młoda i nie musiałam się tym martwić.
Suzie długo nie było, ale w końcu ją zauważyłam i do niej podeszłam. Rozłączyła się na chwilę i spojrzała na mnie. Wyglądała na zdenerwowaną. Miałam nadzieję, że nie będzie chciała przerwać naszego spotkania, bo tego to ja naprawdę nienawidziłam i panna Maxvell miałaby poważne problemy!
— Coś nie tak? — zapytałam przyjaciółki.
— Carter ma mały problem. Muszę z nim porozmawiać. Ktoś, najprawdopodobniej niezadowolony sąsiad, który ciągle wmawia sobie, że jego suczka umiera, zawiadomił policję dla zwierząt, że Carter źle traktuje pacjentów! — warknęła oburzona. — Niedługo wrócę, tylko z nim porozmawiam.
— Jasne, nie śpiesz się — rzuciłam kąśliwie, bo ileż miałam czekać?!
Susannah wyszła na zewnątrz, a ja, nie chcąc marnować czasu, udałam się na dalsze łowy. Bez niej także mogę zrobić niezłe zakupy, a nawet lepsze, bo gdy zauważę coś ładnego, ona nie będzie sobie chciała również tego kupić. Tym oto sposobem obłowiłam się w nowe rzemyki, trampki, szpilki z zakrytymi palcami i na platformie oraz świetne dżinsowe, gdzieniegdzie poprzecierane, spodnie. Nie obeszło się bez zestawu bielizny, bo na punkcie kobiecej bielizny miałam lekkiego bzika i uwielbiałam seksowne komplety oraz swoje ciało w nich. Byłam po prostu świadoma tego, że mogłam pochwalić się urodą i sylwetką.
Było mi trochę ciężko z tymi siatkami, no i złapała mnie nagła ochota na jakąś karmelową kawę. Podeszłam do dotykowego monitora i kliknęłam na napis „kawiarnie”. Na ekranie wyświetliła się mapka i odnalazłam miejsce, w którym była moja ulubiona kawa. Uśmiechnęłam się pod nosem i zadowolona ruszyłam w tamtą stronę. Zanotowałam sobie, że nie mogę wspomnieć ojcu o tym, że Susannah zostawiła mnie samą. Byłam na nią zła, ale nie chciałam, aby miała problemy z moim ojcem. Tyle serca i dobroci mogłam jej okazać.
Zajęta swoimi myślami, nie zauważyłam, pędzącego jak na wyścigach, mężczyzny. Wpadłam na niego, ale to i tak było jego winą, bo widział przecież, że szłam! Zachwiałam się i pewnie bym upadła, gdyby nie to, że objął mnie i postawił do pionu nadal trzymając i upewniając się, że stabilnie stoję. Pachniał miętą, jakby cały wpadł do beczki z pastą do zębów. Był to intensywny zapach, jednak nie brzydki. Właściwie podobał mi się. Biło też od niego niesamowite ciepło i był nieco spocony, jakby faktycznie sobie jakieś wyścigi urządził!
— Czy łaskawie mógłbyś patrzeć jak chodzisz? — zapytałam dumnym głosem, robiąc krok w tył, aby zachować odpowiedni dystans, i podnosząc głowę, aby pewnie spojrzeć mu w oczy, nie okazując żadnej słabości.
Mężczyzna, na którego wpadłam, nie tylko ładnie pachniał, ale był przystojny. Na pewno zwracał na siebie uwagę wielu kobiet. Skoro mówiłam to ja, tak musiało być. Miał uderzająco błękitne oczy i to było pierwsze, co zauważyłam. Przez krótką chwilę nie mogłam oderwać wzroku od tego powalającego błękitu. Miał bladą cerę, co idealnie kontrastowało z kruczoczarnymi włosami, zarostem, rzęsami i brwiami. Ostry zarys szczęki i widoczne kości policzkowe, wąskie usta, układające się w zadziorny uśmieszek. I ten uśmieszek skierowany do mnie zniszczył cały zachwyt.
Jak mógł tak bezczelnie się uśmiechać, gdy niemal mnie staranował i powalił?!
— Księżniczka też mogłaby patrzeć jak drepta — zaśmiał się, przeczesując swoje włosy i zbierając kilka kosmyków, które opadały mu na oczy. — Nie uważasz, że są już za długie?
— Mógłbyś się do mnie zwracać grzeczniej? — oburzyłam się, ignorując wzmiankę o włosach. Niedoczekanie moje, abym mu pomagała. Ale nie, nie były za długie.
— Z księżyca spadłaś? — prychnął zaskoczony, uświadamiając sobie, że ja byłam całkowicie poważna.
— Mogłabym spaść z Marsa, a ty i tak masz zwracać się do mnie z szacunkiem! — powiedziałam zła jak osa. Miałam ochotę tupnąć nogą, jak mała dziewczynka!
— Widzę, że trafiłem na panienkę z zamku! Madame, przepraszam, że na ciebie wpadłem, ale uprzejmie pragnę cię poinformować, że nie patrzyłaś pod swoje królewskie nóżki — zakpił ze mnie, naprawdę zakpił. — Spokojnie, madame, bo zaczniesz bulgotać, tak się zagotujesz.
Myślałam, że rzucę się na niego z pazurami, ale w tamtej chwili zmaterializowała się Susannah z wielkim uśmiechem, co świadczyło, że problem Cartera został zażegnany. Jej zadowolenie znikło z chwilą, gdy zauważyła moją minę i wściekłość wymalowaną na mojej twarzy. Stanęła obok mnie i chrząknęła cicho.
— Wszędzie cię szukałam, chodźmy na te wielkie zakupy! — powiedziała, próbując mnie odciągnąć od nieznajomego.
— Tak, ja też już uciekam, księżniczko! — zaśmiał się niebieskooki i machnął niedbale ręką, a potem odwrócił się i znów szybkim krokiem rzucił przed siebie.
— Gbur! — krzyknęłam za nim, zwracając na siebie uwagę przechodniów. Miałam to jednak gdzieś.
Patrzyłam za nim jeszcze chwilę, a potem odeszłam z Suzie do kawiarenki, która była moim celem, ale haniebnie przerwano mi drogę do niej. Nie odzywałam się, bo musiało minąć kilka minut, abym ochłonęła i zrzuciła złość, a nie wrzuciła ją na Susannah, która i tak tego dnia zalazła mi nieco za skórę. Wątpiłam w to, że moja wściekłość szybko się ulotni, więc dla pocieszenia samej siebie zamówiłam sobie karmelową kawę i pozwoliłam na drugą tego dnia porcję lodów. Nasze zamówienia dostaliśmy szybko, więc mogłam zacząć delektować się zimnym posiłkiem. Maxvell cały czas mnie obserwowała.
— Nie wiem, jak można być tak bezmyślnym człowiekiem! — rzuciłam w końcu. — Wpadł na mnie i nawet nie przeprosił, zaczął mnie denerwować. Wyobrażasz sobie? Mnie! Kim on w ogóle jest? Gdyby tylko wiedział z kim zadarł! — warczałam pod nosem.
Susannah zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
— Co? — zapytałam podirytowana.
— Wpadł ci w oko.
__________________________________________________________________________
Cześć! W końcu piątek i można troszkę odpocząć, choć i tak poniedziałek nadejdzie szybciej, niż powinien. Ja jednak mam zaszczyt opublikować rozdział drugi z czego bardzo się cieszę. Nadal cierpię na wielki brak czasu i nadal nadrabiam Wasze blogi, gdy znajdę wolną chwilę. W każdym razie, po prostu informuję, że jestem i się pojawię. A teraz mam jedno pytanie i jedną informację! Po pierwsze: zastanawiałam się, czy rozbudować zakładkę "bohaterowie"? Chcielibyście, aby pojawiły się tam inne postacie? A po drugie; wspomniałam w tym rozdziale o Maxie i wiem, że wcześniej nic o nim nie było, ale będzie! Jest to też jeden z pracowników rodziny Snowdon, mąż Mercy, która tak bardzo się spodobała!
Mam nadzieję, że błędów nie było za wiele. Wiem też, że mam lekki problem z mieszaniem czasów, o zgrozo, jak się tego pozbyć? No dobrze, żegnam się i mam nadzieję, że miło się czytało. Będę wdzięczna za komentarze! A tymczasem do następnego!

Pozdrawiam,
CM Pattzy.

78 komentarzy:

  1. Mogę sobie zaklepać? Zaklepuję! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu udało mi się doootrzeć! Już się bałam, że nigdy to nie nastąpi, ale mam teraz małą przerwę w zajęciach, napisałam sporo swojej pracy i teraz chociaż przez chwilę mogę się skupić na czymś przyjemnym a nie w kółko na obowiązkach! :D
      Joyce jest... Cóż delikatnie mówiąc dość specyficzną osobą. Mam nadzieję, że zrobiłaś to specjalnie, ale zrobiłaś z niej taką księżniczkę, która nie widzi świata poza czubkiem własnego nosa. Trochę denerwuje mnie jej podejście do wszystkiego. Tylko "ja, ja i ja", ja jestem najlepsza, nikt nie jest lepszy ode mnie bo ja jestem najwspanialsza na świecie i wszystko musi kręcić się wokół mnie, a każda nędzna istota powinna mi schodzić z drogi" Takie wygórowane mniemanie o sobie jest miejscami strasznie denerwujące, ale mimo wszystko podobają mi się Twoje opisy i rozdział przeczytałam błyskawicznie. W sumie nie ma się co dziwić, że Joyce jest jaka jest. W końcu tak ją wychowali rodzice, to oni byli jej wzorcem i to oni wpajali jej jak ma się zachowywać. A teraz są takie efekty, że Jaśnie Pani burzy się, kiedy coś jest nie po jej myśli.
      Przyznam Ci szczerze, że jestem lekko zaskoczona tym jaki Joyce ma stosunek do wszystkiego. W pierwszym rozdziale nie wydawała się taka pusta i płytka, a tu proszę... Pokazała swoje prawdziwe oblicze!
      Szczerze? Mam nadzieję, że z tym chłopakiem, który (jak on w ogóle śmiał?) na nią wpadł jeszcze nie raz się spotka. Może on w końcu trochę sprowadzi ją na ziemię i uświadomi jej, że nie jest ona centrum wszechświata, żeby wszystko kręciło się wokół niej.
      Uf! Mogłabym tak pisać bez końca, ale niestety czas mnie goni i już zaraz muszę biec na pociąg i wracać na uczelnię ;)
      Rozdział świetny i przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na mój komentarz! Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła :P
      Czekam na nowy rozdział i obiecuję, że następnym razem postaram się być wcześniej z komentarzem :)
      Pozdrawiam Cię i życzę Ci duuuużo weny! (i cierpliwości do mnie! ^^)
      :*

      http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com

      Usuń
  2. Genalny ! :D mam nadzeje ,ze nastepny pojawi sie szybciej :) Pozdrawiam! :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Ja także mam nadzieję, że pojawi się nieco szybciej — obym tylko znalazła na to czas!

      Usuń
  3. Boże, jaka ona jest wkurzająca. Jak dziesięciolatka, ktora uważa, Ze zjadła wszelkie rozumy. Dziecko próbujące byc dorosłe w pewnych kwestiach, a w pewnych wręcz odwrotnie. Jej ego, niepodpartą argumentami, az boli. Jesli ona naprawdę tak nysli, to jej współczuje. Rodzice mocno ją zranili, nieświadomie pozwalając na taki światopogląd. Ktos musi ja nauczyć zycia. Ale tendencji do samouwielbienia chyba fo końca nie da się wyplenić. Żal mi jej, nie zdaje sobie chyba sprawy, zd tak naprawdę ludzie jej nie szanują, bo niby za co?. Służba albo udaje, albo uważa, ze trzeba sie nią opiekować, bo zachowuje sie jak dzieciak:/. Jak moze nowic, ze kogoś lubi, a pozniej nie odezwać sie do niego przez cała drogę, tylko bawić sie odtwarzaczem muzyki? Dobrze, zd mam świadomość, iż postawisz jej kłody przed nogami i zmiusisz dk myślenia, bo długo bym z taka narracja nie wytrzymała xD żałuje, ze ten chlopak z koncówki nie nagadal jej jeszcze bardziej. Tylko nie nazywaj go wiecej niebieskookim, proszę, takie określenia nie sa zbyt profesjonalne. Ciesze sie, ze nadrabiasz Zapiski, z chęcią poznam Twoja opinię dotycząca mojego opowiadania, jak juz skończysz :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja wiem, że ona jest nieznośna, ale właśnie na tym wszystko polega. Gdybym nagle ją zmieniła, to mogłabym już pisać epilog. Joyce została okropnie rozpieszczona i trudno będzie to zmienić — właściwie myślę, że niektóre cechy jej zostaną, a ona będzie tylko starała się je, z pomocą osób trzecich, zmniejszać. Wyeliminować wszystkiego nie da rady. Problemy będą, może nie wielkie od razu, ale jednak się pojawią. A ja lubię określenie niebieskooki :( Nie za bardzo rozumiem, co w nim nie profesjonalnego. Myślę, że jednak się pojawi, bo trudno będzie mi to wyplewić, ale postaram się zminimalizować. Poza tym imienia nie znała, więc kiepsko byłoby ciągle powtarzać "ten mężczyzna".
      Dziękuję za opinię i również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Cześć :)

    Jak sama zauważyłaś, są błędy. Nie będę ich wypisywać, ale korektę zalecam (sama muszę u siebie zrobić).
    Podoba mi się to, jak wiele opisów tworzysz. Są one plastyczne, bez patosu, naturalne.
    Przemyślenia Joyce, znaczy ich obecność też mi się podoba. Za to ich treść... Snowdon bez wątpienia cierpi na osobowość narcystyczną, a to oznacza, że jej nie lubię (choć niektóre źródła przedstawiają tę osobowość jako chorobę). Wręcz nie trafię na ten moment. Przerośnięte ego, myśl, że zjadła wszystkie rozumy i ta chorobliwa chęć bycia w centrum uwagi - jakby się naprawdę urwała z Marsa. Księżniczka, którą od wielu lat spotyka się w amerykańskich filmach dla młodzieży i której nie darzy się sympatią, bo odbiera się ją jako wredną.
    Może miałabym dla Joyce więcej szacunku, gdyby lepiej traktowała własną przyjaciółkę. Ale nie, Suzie jest właściwie takim dodatkiem, kiedy Snowdon chce się pokazać i zrobić zakupy. W ich więzi nie widzę tego szczególnego porozumienia, jakie jest między przyjaciółmi. Wydaje mi się, że Joyce ją zwyczajnie wykorzystuje, kiedy tego chce.
    Mam nadzieję, że tym mężczyzną był David. Opis - niebieskie oczy! - się zgadza. Jeśli to on, to muszę napisać, że już go lubię. Za złośliwość i sarkazm, a także nie "padnięcie na kolana przed księżniczką". Pewnie by przeprosił, gdyby Joyce była bez winy i nie zaatakowała go od razu z wyczuwalną wyższością w zachowaniu. Do takich ludzi od razu podchodzi się z dystansem i sarkazmem jako bronią.
    Mimo tego całego nielubienia Snowdon rozdział mi się podoba. Jestem ciekawa, czy Joyce zmieni zdanie w sprawie miłości. Niech jej zakochanie uderzy do tej płytkiej głowy.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, aby było ich jak najmniej — przysięgam! Korektę mam w Wordzie, jednak wiadomo, że program wszystkiego nie wyłapie. Cieszę się jednak, że podobają Ci się opisy. Musiałam wiele pracować, aby je ładnie dopracować. Zazwyczaj miałam z nimi problem i w moich wcześniejszych opowiadaniach było ich tyle, co nic.
      Może to dziwne, ale właściwie cieszę się, że tak odbierasz Joy. Właśnie taka miała mi wyjść! Nieznośna, rozkapryszona księżniczka. Z mojej strony ma jednak jeszcze współczucie, bo to nie jej wina, a rodziców. Ona taka jest, bo nie ma wyboru bycia inną. Susannah właśnie ma takie współczucie dla Joyce, tak samo jak Mercy, która akceptuje dziewczynę i ją kocha, bo wie, że to wszystko nie jest jej winą.
      Ćśś, tak, to był David :D Ale sza! Nie no, łatwo się chyba domyślić, że to właśnie on. Z nim Joy tak łatwo nie będzie miała.
      Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało! Również pozdrawiam.

      Usuń
  5. Grr, zlosliwosc rzeczy martwych I BlogSpot postanowil sobie ze mnie zazartowac I odswiezyc strone podczas pisania komentarza:))) Z gory przepraszam za brak poslkich znakow, ale korzystam z komputera w szkole, ktory tej opcji nie ma. #ProblemyzUK pchelki jest uroczy. ;3
    Wraz jak czytam rozdzial drugi zaczynam coraz mniej lubic Joyce. Zapatrzona w siebie, a raczej w swoj wyglad. Naprawde nie lubie takich ludzi, ktorzy mysla, ze sa najwazniejsi. I szczerze nie przyjaznilabym sie z taka osoba jak Joyce. Nie skoro bylabym jej potrzebna tylko do przyklaskiwania jej I chwalenia. -,-' Mam nadzieje, ze sie zmieni.
    Suzie ma chlopaka o cudownym imieniu. Jestem milosniczka imienia Carter, najlepsze meskie imie jakie istnieje. <3 :D
    '' Tacy, którzy nie zasługiwali na znajomość ze mną, moją uwagę, a tym bardziej sympatię'' coraz wiecej powodow, zeby dziewczyny nie lubic. Jejku, az mnie cos bierze jak czytam. Mialam wiele razy doczytenia z takimi osobami ksiezniczki. Po przeczytaniu widze, ze Joyce wedlug siebie ma mase zalet, a wad zadnych. Mysle, ze moglabym wymienic mase wad dziewczyny, ale nad zaletami musialabym sie powaxznie zastanowic. ;-; ''W końcu nie musisz wyglądać tak wyjątkowo jak ja!'' Zajebista przyjazn nie ma co;) wiem, ze to niby urodziny itd. Ale skoro jest jej przyjaciolka, to moglaby tez I cos dla niej wymyslic wyjatkowego. Jednak Joyce jak widac to zapatrzona w siebie panienka, ktora tylko patrzy na siebie, a innych ma w wysokim powazaniu. Problem ze zrozumieniem tego, ze sa ludzie wazni I wazniejsi. Czytam, i az mnie kurwica bierze, przepraszam za okreslenie, ale inaczej nie potrafie tego napisac. -_-
    I pojawil sie Ian! Znaczy postac, ktora Ian gra. Spodziewalam sie tego, ze jej dogryzie. Nie mam pojecia jak oni oboje sie dogadaja, bo to dwa rozne swiaty. Coz zobaczymy co z tego wyniknie.
    Mimo, ze sie duzo nawkurzalam na Joyce rozdzial mi sie podobal :)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie.

    Ice Queen
    http://different-story-of-twilight.blogspot.co.uk/
    http://russian-roulette-ff.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, ja wiem, że blogspot to potrafi człowiekowi wiele krwi napsuć. Ciągle z nim coś jest nie tak, jak z szkolnymi komputerami :p.
      Ja wiem, że Joy jest okropna, ale trochę współczucia i zrozumienia, bo to nie do końca jej wina. Laska innego świata i podejścia do ludzi nie zna. Wina rodziców, nie ma co. I taaak, ja też lubię imię Carter.
      Rozumiem niechęć. Ja sama unikam takich księżniczek, a niestety takie się zdarzają, co myślą, że jak mają kasę, to pozjadały wszystkie rozumy. Z Joy to inna sytuacja, ale ja nic nie będę zdradzać!
      Ian, Ian (nadal wolę Pattisnona, ale cii!), a dokładniej to David! Z dogadaniem się będzie ciężko, ale jakoś pójdzie.
      Dziękuję za komentarz i hej! Spodziewaj się mnie niedługo u Ciebie.

      Usuń
  6. Naprawdę świetny i ciekawy rozdział. Podobają mi się Twoje opisy. Pozwalają bez najmniejszych trudności wyobrazić sobie świat wykreowany przez Ciebie. Co do głównej bohaterki. Z jednej strony Joyce przypadła mi do gustu, ponieważ ma odmienny charakter od wszystkich pozostałych głównych bohaterek, z którymi zetknęłam się do tej pory, a z drugiej strony nieszczególnie ją lubię, gdyż jest arogancka i bardzo zapatrzona w siebie. Strasznie spodobała mi się jedna z ostatnich przedstawionych przez Ciebie w tym rozdziale scen. To jak wpadł na nią ten chłopak i ich wymiana zdań. Och, ta krótka rozmowa (jeśli tak można ją nazwać) była świetna. Już lubię tego chłopaka. Jeszcze raz - świetny rozdział. :)

    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahhh, jeju, tak się cieszę, że moje opisy są dobre. Kiedyś były moją zmorą! Dlatego to chyba dla mnie największa pochwała.
      Panienka Snowdon jest inna, to racja. Chyba nie pozytywnie inna, ale to jednak się liczy. Nie chciałam stworzyć typowej Mery Sue, u mnie sama bohaterka taką z siebie robi, a wszyscy widzą, że nią nie jest :).
      Raczej mini kłótnia, która jemu poprawiła humor, a jej wręcz przeciwnie. Ten chłopak się jeszcze pojawi i to nie raz!
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  7. Hejo kochana! Padam na twarz i dopiero teraz zabrałam się za rozdział. Hmm muszę powiedzieć, że Joyce tak mnie tu zaczęła irytować. Jak denerwujące są takie paniusie. To nie są czasy średniowieczne i ludzi nie dzieli się na hierarchie jak tłumaczył jej tatuś... Ten podział jest dobrym żartem... Jej poglądy tak mnie śmieszą, że nie mogę xD Ona z resztą też sama była dzieckiem, ale tego nie pamięta lub uważa, że urodziła się już dorosła... Nasza księżniczka musi zawsze być w centrum uwagi i nie rozumie, iż istnieje na ziemi coś ważniejszego od niej? Jak ona mnie denerwuje... Jeżeli chodzi o Suzie... Jest szczęśliwa z Carterem, kocha go to czemu Joy uważa, że nie da jej tego, co chciałaby, aby dał jej przyjaciółce? Tylko z tego powodu, iż nie jest bogaty? Pieniądze szczęścia nie dają, jednak w jej rozumowaniu chyba tak... Świat się zawalił, bo została na chwilkę zostawiona przez Suzie, ponieważ ta miała ważniejszą sprawę do załatwienia niż zakupy z tą marudną damulką. A więc już tutaj pojawiła się nasza "bestia" :D Dogadał jej jak trzeba i nie mogłam tutaj ze śmiechu haha xD Być może on sprowadzi ją na ziemię? Bo jak na razie to żyje w swoim malutkim świecie i przyda się osoba, która pokaże jej "inny świat". Chodzi mi nie o ten jej wyimaginowany, wyidealizowany, cukierkowy tylko zwykły i trochę brutalny... Jestem strasznie ciekawa jak ona sobie poradzi kiedy dowie się, że nie wszystko jest takie kolorowe jak sobie myśli. Na ten moment nie wierzy w miłość, ale już spotkała mężczyznę, który ją zainteresował, bo jedyny się postawił pannie idealnej.
    W sumie jestem ciekawa innych bohaterów i jeśli to nie byłby problem to chciałabym ich zobaczyć w zakładce ;)
    Błędów za wiele nie ma, a jeśli chodzi o mieszanie czasów - też tak mam i staram się jak mogę, aby jakoś to poprawić. Wybierz sobie kochana taki czas, w jakim najlepiej Ci się pisze. Przeszły wydaje się być całkiem dobry xD Ja jak już wybrałam teraźniejszy to muszę się z nim męczyć, bo z lenistwa poprawiać na przeszły mi się nie chce, a poza tym nauczę się pisać w tym jednym xD
    Z chęcią oczywiście poznam Maxa, o którym była mowa :D
    No cóż, piątek, piąteczek, piątunio, ale niestety on szybko zleci ;( Wielka szkoda, lecz już rozpoczął się marzec. Ten czas leci jak szalony :) Jeszcze trochę i kochana twoja matura (nie chcę straszyć xD). Chodzi mi bardziej o to, że teraz największy stres będzie, a później wolne :P W każdym razie będę trzymała kciuki za tą maturę :*
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć <3 No kurczę, dzięki, że wpadłaś mimo zmęczenia! Miło mi. Ahh, ja wiem, wiem. Ona chyba każdego wkurza, nie ma co. Fajnie będzie, jak pojawi się ktoś, kto jednak troszeczkę ją lubi i ma dla niej minimalną ilość zrozumienia. Jednak nie wszystko o jej życiu jeszcze wiadomo, więc pozostaje mi malutka iskierka nadziei, że to się zmieni i troszeczkę się ją polubi! Księżniczka z niej straszna, zgadzam się.
      Bestia wkroczył do akcji i pozamiatał scenę, haha XD Cieszę się, że się spodobał (ohh, a komu nie? :D).
      Myślę, że stworzę innych bohaterów, ale muszę wybrać tych najważniejszych, bo kurczę, dużo ich i jak dodam wszystkich, to zakładka się zapaćkana zrobi, a tego nie chcę!
      Poprzednie opowiadania pisałam w trzecioosobowej narracji, to już dopiero :D. Teraz postawiłam na perspektywę Joyce i tego będę się trzymać.
      Matura, o nie! Już mnie straszą :p Nie no, ja wiem, potem wolne, a przynajmniej troszkę, bo przed późniejszą nauką chcę trochę zarobić, wiec praca czeka.
      Dzięki wielkie i również pozdrawiam :*

      Usuń
  8. Joy mnie wkurza. Jest niemożliwie irytującą, zarozumiałą i arogancką pannicą z tak zwanego "dobrego domu", który tyle jej dał, że jest po prostu zepsutą smarkulą. Nie znoszę jej. I ten jej kompleks wyższości, wieczna walka o bycie w centrum uwagi, w dodatku to "nie musisz wyglądać tak wyjątkowo jak ja"... Pfff, wal się na ryj, rozpuszczony bachorze i nie traktuj swojej, jak to mówisz, "przyjaciółki", jakby była kimś gorszym, a jeśli tak uważasz, to nie zasługujesz na ani jedno dobre słowo z jej strony. (Sorki, czasem tak mam, że gadam z bohaterami opowiadania xd)
    Za to ten "niebieskooki" bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Myślę, że go polubię ;3
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj, chyba nikt aż tak nie skrytykował Joy, ale ja to rozumiem, bo jeszcze wszystkie fakty z jej życia nie wyszły na jaw. Ona też w pewien sposób została skrzywdzona, bo wychowano ją tak, a nie inaczej.
      Za to niebieskooki się spodobał <3 Pojawi się znów, bez obaw!
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  9. Ha! Tym razem jestem o wieeeele wcześniej, bo miałam dzisiaj trochę czasu żeby sobie poczytać <3 Joyce okrutnie mnie denerwuje. Irytująca do granic możliwości, uważa się za lepszą dosłownie od wszystkich. Dziwię się tej Suzie - ja już bym dawno nie wytrzymała z taką dziewczyną. Powiedziałabym jej parę mocnych słów i tyle by mnie widziała. Zachowanie Joyce wobec jej "przyjaciółki" jest naprawdę skandaliczne. W dodatku nie potrafi zapanować nad gniewem, co nie polepsza już (i tak patowej) sytuacji. Poza tym podejście Joyce do miłości Suzie i Cartera - a po co ona do cholery w to wściubia nos? Jej przyjaciółka jest SZCZĘŚLIWA, co ją obchodzi ile zarabia jej partner... I że miłość to niby nieprawdziwe uczucie? Chyba David będzie miał okropnie trudny orzech do zgryzienia.
    I on mi się podoba! Dwa jego teksty, a ona ma szczenę na ziemi i nie wie co odpowiedzieć! Dopinguję go okropnie XD
    Jeśli chodzi o bohaterów - moim zdaniem tak jak jest, jest całkiem dobrze, ale jeśli chcesz dodać innych zrób to. Będziemy mieli lepszy pogląd na to jak to Ty sobie ich wyobrażasz.
    Maxa bardzo chętnie poznam, szczególnie że jest mężem Mercy. No i bardzo polubiłam szofera! Wydaje się być wporzo gościem, taki miły staruszek.
    Będę z niecierpliwością czekała na następny rozdzialik!
    Całuję Cię bardzo mocno :****
    Kocham, ściskam gorąco
    Lady A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje kochanie tak wcześnie, cóż mnie za zaszczyt kopnął, no proszę! <3 Słoneczko moje Ty już wiesz, jak to z tą Joyce jest, więc pewnie irytować Cię nie przestanie, ale musisz troszkę ją zrozumieć. Suzie jej po prostu współczuje, tak jak Mercy. David się na męczy. David nie da rady? Potrzymaj mu piwo, a Ci pokaże :D. Bohaterów chciałam dodać, ale dużo ich w cholerkę i będę musiała wybrać, ojoj.
      Też kocham, weź idź pisz swój prolog, słońce!

      Usuń
    2. No tak, najpierw muszę ją trochę "po nie lubić" tak dla zasady :D Inaczej byłoby nudno XD Nie twierdzę, że nie da, a myślę że jego terapia odniesie podwójny skutek <3 Jak ja lubię być wtajemniczona w Twoje pomysły, ahhh <3
      Pisam prolog, ale tak mało czasu na wszystko mam :( Jak będzie to nadupię Ci spamem <3

      Usuń
  10. Szczegół, że jest po 5 rano ( sobota), od 4 tygodni bez wolnego ( przedwczoraj wzielam jeden dzien) a weekendy z niedziela w pracy -.- no, ale pewnie znowu zrobilabym sobie zaleglosc...
    Moge zabic Joice? Prosze prosze prosze!!!! Drażniącej osobkk nie widzialam -/-
    Co ta Suzie wyprawia i gdzie ma oczy sie pytam... Eh
    Mam uczulenie na takie dziewuszki nawet w zyciu prywatnym -.-
    Dobrze jej powiedzial xD padlam ze smiechu xD no kurde kim ona jest? I to keszcze jej przykaciolka? Nie moge :/
    Mam nadzieje, ze przyblizysz nam Maxa... Troszke? :P
    Moeszanie czasow e tam... Tez tak kiedys mialam i nawet czasem mi sie zdarza ;) jak sie tego pozbyc? Sama nie wiem, bardziej sie pilnowac przy pisaniu i czytac rozdzial przed publikacja minimum dwa razy i wejdzie w nawyk jeden czas? :P powodzenia kochana!!!! Weny :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmęczenie to okropna sprawa, więc współczuję. Sama ostatnio padam na pyszczek bardzo szybko, ale zabić Joyce nie pozwalam, bo by wszystko się skończyło i na lodzie bym została :p. Susannah współczuje Joyce i chce jej pomóc, pokazać inny świat i jakoś naprawić.
      Miło mi za to, że spodobał się David, a Maxa na pewno przybliżę. Rozdziały czytam, więc mam nadzieję, że niedługo będzie coraz mniej błędów!
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  11. Joyce jest trudną postacią. Ciężko ją polubić. Ba! Ciężko ją nawet zaakceptować, o większej sympatii nawet nie mówiąc. Jeżeli się nie zmieni, to raczej zbyt wielu fanów nie zyska. Rozkapryszona smarkula, która myśli, że wszyscy powinni się przed nią kłaniać. Ale właściwie dlaczego? Przecież jest normalnym człowiekiem, jakich mija się tysiące wciągu dnia. Ma więcej pieniędzy, ale to wszystko jest nic nie warte. Myślę, że rodzice bardzo ją skrzywdzili wpajając, że jest inaczej...
    Mam nadzieję, że ten chłopak, który jednak się zbuntował i nie dał się zastraszyć, a raczej dzielnie stawił jej czoło, może jej pomóc przejrzeć na oczy. Oby! To jest jedyna nadzieja. Inaczej nie wyobrażam sobie, aby ona kiedykolwiek poradziła sobie w życiu. Bo niby jest dorosła, prawie dorosła, a jednocześnie zachowuje się po szczeniacku. Nie szanuje ludzi, uważa się za pępek świata i kiedyś będzie cierpiała. Tak myślę...
    Cóż, czekam na kolejny rozdział, bo ten obecny bardzo mi się podobał. Świetny był, choć ciężko było przegryźć taką główną bohaterkę.
    Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, dokładnie to. Rodzice ją skrzywdzili. Miło, że w końcu ktoś to zauważył. W główniej mierze to właśnie ich winą jest to, jaką księżniczką stała się Joyce. No, oni w tym żadnej krzywdy nie widzą i właśnie tak chcieli sobie wychować swoją małą córeczkę. Taka księżniczka piesek, zawsze do usług dla nich, ale wywyższająca się wśród innych.
      Chłopak będzie miał z nią wiele roboty, ale jakoś da sobie radę, choć nie mówię, że będzie łatwo.
      Dziękuję za komentarz i okropnie się cieszę, że mimo postaci Joyce się podobało!

      Usuń
  12. Teraz Joice pokazała jeszcze gorsze swoje cechy. Jest tak zapatrzona w siebie, że nawet przyjaciółka musi ją stawiać wyżej niż Cartera. Może spotkanie tamtego chłopaka jakoś ją zmieni.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ostrzegałam, że będzie coraz gorzej — chwilowo. Potem się będzie zmieniać na lepsze, ale nie tak szybko. Za łatwo nie ma! ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  13. Znowu to samo. Rozdział przeczytałam wcześniej, ale z komentarzem przybywam nieco później. Musiałam nieco ochłonąć by napisać obiektywną opinię, bo po przeczytaniu… bardzo bym nawrzucała na główną bohaterkę :)

    Po pierwsze. Muszę zadać Ci to pytanie. Dobrze pisze Ci się o Joyce? Bo nie jest to postać, którą można polubić. Ba. W ogóle dziwię się, że ma przyjaciółkę, bo ja na miejscu Suzie z pewnością jak najszybciej zerwałabym taki kontakt. Ale, by nie odbiec od tematu. Pytam, bo mam wrażenie, że dobrze wczułaś się w bohaterkę. Rozdział wyszedł Ci świetnie. Naprawdę był fajny, tylko nieco psuła go niedojrzała osobowość Joyce. No ale przecież o to w końcu chodziło, prawda? Mi się strasznie źle pisze takie sceny, szczególnie w pierwszej narracji, kiedy bohaterka postępuje zupełnie inaczej niż postąpiłabym ja. Różnica światopoglądowa między moimi bohaterami a mną zawsze hamuje mnie w pisaniu. Ty tego na szczęście nie masz. Przynajmniej ja nie zauważyłam, żeby cokolwiek wyszło Ci gorzej. Dlatego należą Ci się wielkie brawa, za to, co tutaj stworzyłaś. Bo ja, ze swojej perspektywy oceniam ten rozdział jako trudny do napisania :)

    Mężczyzna z galerii handlowej miał rację nazywając Joyce księżniczką. Jej sposób myślenia odbiega znacząco od sposobu zwykłych szarych ludzi. Ma zdecydowanie zawyżone poczucie własnej wartości i mam szczerą nadzieję, że wydarzy się coś, co jej nieco to poczucie przywróci na normalny poziom. Z drugiej strony, nie można też obarczać całą winą dziewczynę o to, że zachowuje się tak, a nie inaczej. Została wychowana pod kloszem, gdzie wmówiono jej, że jest wyjątkowa. Skąd ona biedna może wiedzieć, że jest inaczej? Nie dowie się, dopóki nie zderzy się brutalnie z rzeczywistością, a wówczas to z pewnością będzie ją bolało. I nie ukrywam, że właśnie na to czekam :)

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się niedługo :)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie później, to nie później. Poza tym cieszę się, że w ogóle jesteś! I emocje opadły, więc Joyce się tak nie nazbierało, bo ja wiem, że ona jest okropna, ale jednak jej też się trochę zrozumienia należy. Okropnie została wychowana i teraz wyrosła z niej taka paniusia.
      Odpowiadając na Twoje pytanie: nie zawsze. Często jest tak, że muszę zastopować i zastanowić się nad tym, co ma Joyce zrobić czy pomyśleć. Jest całkowicie inna ode mnie, dlatego często myślę o tym, co ja bym zrobiła i opisuję tego przeciwieństwo. Każda metoda jest dobra, prawda? Poza tym również uważam, że sztuką jest opisać postać, która nie jest pizytywna. O dobrych osobach i rzeczach pisze się... dobrze, nie ma co oszukiwać.
      Zderzenie się z rzeczywistością będzie. Dla nas, przeciętnych zjadaczy chleba, nie będzie to katastrofą, ale dla niej owszem.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  14. Cześć!
    W końcu dotarłam, przepraszam, że tak długo to trwało. Rozdział pierwszy przeczytałam już jakoś tydzień temu, ale nie miałam czasu na skomentowanie. Teraz przybywam komentować hurtem, choć moje ciśnienie jest już pewnie za dwa razy wyższe niż powinno być. xd
    Joyce jest irytująca jak...jak...jak... jak nie wiem co, ale mimo wszystko aż mnie skręca, kiedy widzę za kogo ona się ma! Nigdy nie lubiłam takich rozpieszczonych pannic, które nawet własnych przyjaciół mają za nic i chyba nigdy się to nie zmieni. Na razie pozostaje mi tylko wyrazić pragnienie, żeby życie jak najszybciej skopało tyłek pannie Joyce, bo inaczej tak się po prostu nie da żyć. I że też wszyscy jej się tak dają!
    No nic, przestanę już rozpisywać się na ten temat. Rozumiem, że chcesz najpierw pokazać na początku, jak okropna była, by potem kontrast po jej wewnętrznej przemianie był większy? Tzn. z tego, co pamiętam, jej podejście do życia w prologu było całkiem inne. :D
    Hm, hm ,hm! Przystojny brunet na dwunastej, moi drodzy! Faktycznie Joyce zachowała się jak rozpuszczona księżna, ale Suzie, ma rację. Chyba wpadł jej w oko! :D Tak się przejęła tym wszystkim!
    O matko, te zakupy! No pewnie, co tam. Zamówię sobie suknie za krocie tylko po to, żeby żadna inna nie miała takiej samej! Wtedy na pewno jakiś meteoryt spadłby nam na głowę, a wszystkie wulkany świata by wybuchły, manifestując swoje oburzenie! Hańba!
    Ah, jaka ja się uszczypliwa zrobiłam. xd
    Chciałam również dodać, że sam pomysł na opowiadanie bardzo mi się podoba, zarówno jak Twój styl. Tak leciutko się czyta! :D
    Pozostaje mi tylko zaczekać na kolejny rozdział i obiecuję, że postaram się już przybyć na czas! :D
    Pozdrawiam! <3
    PS. Zapraszam do siebie!
    hear-your-voice-again.blogspot.com
    titanic-by-melodia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, zaległości to i ja mam u Ciebie, więc nie ma za co przepraszać. Obiecuję, że niedługo do Ciebie wpadnę! Muszę tylko jakoś sobie czas i naukę uporządkować. Ja też nie lubię takich panienek jak Joy, ale co zrobić. Właśnie na jej charakterku opiera się mój pomysł. Oj, tak, przystojniak na wprost, drogie panie! :D I to jaki! Namiesza, namiesza!
      Dziękuję! <3

      Usuń
  15. Pewnie nie będę zbyt oryginalna, bo pobieżnie przejrzałam pozostałe komentarze i właściwie w każdym z nim pojawia się kilka krytycznych uwag co do Joyce, ale nie mogę postąpić inaczej, jak również o tym wspomnieć. O ile w poprzednim rozdziale pojawiły się pewne sygnały i można było przypuszczać, że z Joyce dośc pewna siebie i charakterna osóbka, o tyle teraz wszystko jest już jasne. Przyznam szczerze, że momentami, czytając aż musiałam na moment się zatrzymać – niektóre uwagi Joyce dosłownie mnie rozśmieszały do łez i jednocześnie przerażały. Cóż, wychodzi na to, że dość próżna z niej osóbka. Świadczy o tym zarówno sposób w jaki traktuje Suzie, rzekomo swoją najlepszą przyjaciółkę, jak i cała masa uwag, które poczyniła choćby odnośnie sklepów dla plebsu :D Strasznie mi szkoda Suzie, bo wydaje się naprawdę w porządku, a Joyce tak ewidentnie się wywyższa i traktuje ją z góry. Te niektóre jej uwagi sprawiły, że aż zacisnęłam pięści ze złości, tak bardzo się zdenerwowałam. Nic, chyba na razie muszę zacisnąć zęby i poczekać, bo wierzę, że Joyce będzie poddana pewnej próbie przemiany (oby ta przemiana zakończyła się sukcesem :P) i to najprawdopodobniej za sprawą jednej znajomości, która uda jej się zawrzeć. Ciekawa jestem jak to wszystko się rozwinie, bo na ten moment Joyce wydaje się bardzo, bardzo ciężkim przypadkiem i nie potrafię sobie wyobrazić jej przemiany. Pewnie dlatego zmiana będzie bardzo powolna, no ale to się wszystko jeszcze okaże.
    Hm, czyżby ten pan na końcu, był TYM panem? Jeśli tak, to doprawy ciekawy początek znajomości – Joyce zaprezentowała się ze swej najbardziej uroczej strony (hoho, ale ze mnie złośliwiec dzisiaj). Ale może paradoksalnie dzięki temu przykuje jego uwagę – w końcu nie na co dzień spotyka się tak upartych i pewnych siebie ludzi jak Joyce (użyłabym innych przymiotników, no ale Joyce dostało się już w tym moim komentarzu, więc nie będę przeginać :D).
    A, ja obserwuję Twojego bloga, więc nie kłopocz się – nie musisz mnie informować o nowych notkach, prędzej czy później w wolnej chwili na pewno zajrzę :)
    Czekam na więcej!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joyce się zbiera i wcale się nie dziwię. Ja, choć ciężko mi się pisze te wszystkie myśli, ją jednak lubię, bo wiem wszystko :D. No, i myślę też, że jakby postawić się w jej sytuacji, to można jej nieco współczuć nawet. To rodzice jej taki los zgotowali.
      Tak, ten pan był TYM panem! I na pewno jeszcze nie raz się pojawi!
      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  16. Witaj kochana.
    Wybacz opóźnienie ale w końcu do Ciebie dotarłam.
    Tak ja też nie będę oryginalna jeśo powiem że nie przepadam za Joyce.
    Ta kobieta naprawdę jest zarozumiała, pewna siebie i w ogóle nie wydaje się być ani trochę sympatyczną osobą.
    Dziwne że jest otoczona takimi przyjaciółmi,'
    I czasami naprawdę mocno przesadzała.
    Jestem ciekawa jak dalej pokażesz tą historię.
    Oczywiście na bieżąco czytam.
    Pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opóźnienie nie ważne, miło, że jesteś! Hm, no dobrze, pogodzę się z tym, że nikt nie przepada za moją Joy. Właściwie tego się spodziewałam, więc jestem na to psychicznie przygotowana :D.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  17. No więc, Joy pokazała konkretne różki. Uwielbia być w centrum uwagi, być wielbiona i podziwiana. Niby nic strasznego, jedynie sposób w jaki tego wymaga jest wredny i niesamowicie egoistyczny.
    Z drugiej jednak strony podziwiam ja za to, że wie czego chce i jak to zdobyć. Wyrobiła sobie swego rodzaju autorytet wśród znajomych i służby. Jest szczera. Pomimo naprawdę nieprzyjemnego zachowania pozostaje świadoma tego, że ma władzę, pieniądze, a skoro płaci i posiada, to również wymaga.
    Osobiście pewnie nie zaprzyjaźniłabym się z taką osobą, nie zmienia to faktu, że jednak zazdrościłabym jej zapewne i urody i pieniędzy. Jest okropną, rozpieszczoną nastolatką. Wciąż jest to wina sposobu w jaki ją wychowano, tego na ile jej pozwalano.
    Nie wątpię, że jest świetną osobą, kiedy dotrze się do jej wnętrza. Każdy człowiek skrywa w sobie choć odrobinę empatii i czułości. Ona na pewno również. Nie mogę się doczekać by ujrzeć te cechy właśnie w niej.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Joy lubi być małą księżniczką, której zawsze wszyscy służą. Tak naprawdę większość służby, zaprzyjaźniona z rodziną, ją lubi sama z siebie. Inni są obojętni, ot co :).
      Też bym nie mogła kolegować się z taką osobą. Pewnie ciężko byłoby mi do niej dotrzeć, a poza tym Joyce jest zbyt grzeczna.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  18. Witam, jestem tu nową stałą czytelniczką, miło mi :D
    Daruje sobie skąd tu przybywam i przejdę od razu do rzeczy.
    Piszesz naprawdę dobrze, lekko i przyjemnie się czyta, nie męczę się przy czytaniu twoich rozdziałów, a uwierz mi są takie spodoby pisania, że jestem w stanie nad nimi zasnąć.
    Joyce jest... woow, gdybym miała w swoim otoczeniu taką księżniczkę, pewnie byłabym jej wrogiem numer jeden. Jest niesamowicie rozpieszczona i kompletnie źle wychowana przez rodziców i szczerze myślę, że bardzo ją skrzywdzili. Jej wyobrażenie, że jest lepsza, że stoi w hierarchi najwyżej i nikt nie jest tak dobry jak ona, ba! nikt nie ma prawa nawet próbować się do niej porównywać jest cholernie egoistyczne. Traktowanie swojej własnej przyjaciółki jak kogoś gorszego jest wręcz obrzydliwe i jeszcze to jawne wywyższanie się Joyce... serio, wiem o co Ci chodzi, że ją tak przedstawiasz i wychodzi Ci to naprawdę genialnie, bo mi, gdy czytam przemyślenia bohaterki nóz się w kieszeni otwiera. Także moge powiedzieć, że naprawdę wspaniale wykreowałaś i opisujesz tą panienkę :D Mimo mojej czystej niechęci do Joyce - uwielbiam to opowiadanie! :D Bardzo mnie zaciekawiłaś i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i liczę, że niebieskooki pokaże Joyce zupełnie inny świat :) Chętnie będę śledzić losy tej dziewczyny :) Ja jestem jak najbardziej za co do bohaterów, chętnie tam zaglądam zawsze. To w sumie pierwsze co robie, gdy wchodzę na bloga xd Też mam problem z mieszaniem czasów xd a przynajmniej tak mi się wydaje xd
    Pozdrawiam, czekam, życzę dużooo weny, i dodaję u siebie do linków :)
    dirty-breath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze z przyjemnością witam nowych stałych czytelników <3 Mnie też jest niezmiernie miło i cieszę się, że mój styl przypadł Ci do gustu.
      Wiem, wiem. O Joy już się nasłuchałam! :D Okropna jest, ale to się zmieni. Nie szybko, ale jednak. Trudno kierować taką postacią, bo sama bym takiej nie polubiła. Poza tym jestem inna i jej przemyślenia są całkowicie inne od moich.
      Bohaterów niedługo dorobię. Mam to w planach, zdecydowałam się :)
      Dziękuję i niedługo wpadnę do Ciebie!

      Usuń
  19. Hej :)
    No tak, Joyce... Staram się ją zrozumieć. Naprawdę! Ale potem za każdym razem ona wyskakuje z czymś takim, że mnie krew zalewa. Wiem, że to wina rodziców, ale kiedy Joyce wkroczy w życie, w którym każdy będzie mieć głęboko w rzyci to nikt nie będzie się nad nią pieścił. I mam nadzieję, że właśnie w taką sytuację ją wrzucisz.
    Myślę, że łatwiej byłoby mi przyjąć ten rozdział, gdyby koleżanka Joyce była podobna do niej. Gdyby też była rozpieszczoną księżniczką. Wtedy może Joy przynajmniej na nią nie patrzyłaby z góry, a tak... To nie jest przyjaźń.
    No, podobała mi się końcówka. Dobrze, że ktoś w końcu nie jest szmatą, o którą Joy może wytrzeć swoje markowe buciki. Mam nadzieję, na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, przynajmniej się starasz, a to ważne. Trudno ją polubić. Można zrozumieć, czemu jest taka, a nie inna, ale jednak ciężko obdarzyć sympatią, bo... no ciężka z niej istotka, charakterna i rozpieszczona.
      A pan z końcówki się nie da :D

      Usuń
  20. No ja się zaraz pochlastam... napisałam komentarz i chciałam go dodać, ale zapomniałam go skopiować i włączyć neta... trzymajcie mnie...a się napisałam! T.T

    Zacznę od tego, że i ja mam ochotę zabić Joyce. Chociaż może...życzę, aby jej rodzinka zbankrutowała, a ktoś ją oszpecił, bo to jak zachwycała się i wymagała od innych (w myślach), żeby zwracali uwagę tylko na nią i tylko nad nią się rozczulali a nie nad zwierzaczkami czy dziećmi, to po prostu myślałam, że zaraz wyjdę z siebie. Rozumiem, że taka miała być ta panienka od siedmiu boleści, chociaż zastanawiam się czy nie za bardzo przesadziłaś w tą stronę. Ale to tylko moje zdanie. Czytając ten rozdział przyjęłam zbyt duża dawkę głupoty i pychy tej...no, nie chce ubliżać Twojej bohaterce, a z chęcią bym wypowiedziała pewna "piękne" słowa na nią. Aż się we mnie gotowało. Niektórzy uważają, że to wina rodziców, że tak sobie wychowali córcię. Fakt, jest w tym dużo racji, ale moim zdaniem, Joyce to już stara krowa i powinna swój rozum też mieć. Ale sądzę, że zamiast mózgu ma papkę albo w ogóle ma wolną przestrzeń w głowie. Nie obraź się, ale Joyce jest głupia, a jej poziom samouwielbienia i egoizmu doprowadza mnie do białej gorączki XD
    Nie wiem czy ten chłoptaś to ma być tym drugim głównym bohaterem. Jeśli tak, to zawiodłam się na temat wątku spotkania ich. Ile ja już razy czytałam, że ona wpadła na niego, a potem wielka miłość i od razu zauroczenie. Jak dla mnie to jest nieco przereklamowane. No chyba, że to nie ten facio.
    Co do zakładki z bohaterami, ja osobiście jestem na tak. Lubię popatrzeć na "obsadę". :)

    Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o komentarze, to blogger potrafi być ogólnie paskudny, ale o tym to chyba każdy wie. Ja zawsze je komentuję, a te dłuższe to już w ogóle piszę w Wodzie, aby przypadkiem nie napisać się na marne.

      Och, każdy chce mi zabić główną bohaterkę i co ja potem bym zrobiła? :D Ostro, ostro. Ja jednak lubię Joy, bo wiem, że to nie jej wina, a rodziców. Dla mnie to coś takiego... Ona jest właściwie ofiarą w tym wszystkim.
      Bohaterów dodam i wszystko ładnie wypełnię, a pan z końca to David, ale do ich "spotkania" prawidłowego jeszcze dużo, dużo.
      Dziękuję! :)

      Usuń
  21. Jejciu, ale ona mnie wkurza. Jest niesamowicie rozpieszczona i przekonana o własnej doskonałości. .. ale może ma do tego prawo? Któż nie zazdrości jej takiego życia? Lubię u siebie to, że jestem niezależna i potrafię sobie ze wszystkim poradzić, a jest tego dużo, i lubię wiedzieć, że zawdzięczam wszystko tylko sobie... ale też bym chciała wskoczyć do takiego świata. Idealna kobieta w idealnych pantofelkach z idealną przyjaciółką... z idealną liczbą na koncie ;) podejrzewam, że historia skończy się tak,że się zmieni, ale mimo wszystko dobrze oddajesz ten klimat :)
    U mnie rozdział dopiero się pisze... więc zaproszę kiedy skończę; ) pozdrawiam i życzę weny :)
    Letha Kenda
    http://kszwamzp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkurza to każdego, a nie tylko Ciebie! :) Ja jednak jakoś z nią wytrzymuję, nawet o niej piszę, a to serio ciężkie. Joyce się zmieni, ale nie zbyt szybko.

      Usuń
  22. Hej, można?
    Trafiłam tutaj przypadkiem, ale od razu zapowiadam, że dołączam do grona stałych i w miarę możliwości regularnych czytelników :)
    Joyce jest nieznośną, zapatrzoną w siebie, wręcz narcystyczną i zdecydowanie nie dającą się lubić osobą, ale... Niech to dunder świśnie! Jako postać przypadła mi do gustu i przyjemnie mi się o niej czyta. Jej przemyślenia i to wszystko opisujesz z jakąś taką lekkością, przez której bardziej budzi moje rozbawienie niż irytację (a może irytować, chociażby tym jak traktuje innych ludzi).
    U ciebie sprawdza się reguła, że zwykle przypadają mi do gustu męscy bohaterowie, bo w przypadku tych osób, które są na dalszym planie zdecydowanie podoba mi się Joseph, Carter i tajemniczy brunet. Nie, nie potrafię uzasadnić dlaczego, tym bardziej w przypadku tego drugiego, który właściwie wcale się nie pojawił. Po prostu czuję do nich dziwną sympatię i nie obraziłabym się gdyby dostali więcej czasu antenowego :) Mercy jest oczywiście kochana i taka ciepła, Suzie... z całą pewnością sympatyczna i troskliwa, choć trochę jakby pozbawiona charakteru, ale wierzę, że i z nią się zżyję, podobnie jak z Philipem. Nie przypadła mi do gustu jedynie matka Joyce. Wiem, że miała być właśnie taka chłodna i zdystansowana, no ale...
    Aha, jeszcze od strony technicznej. Błędy się zdarzają, jak chyba każdemu, niestety teraz żadnego nie potrafię przytoczyć, prawdopodobnie przez to, że pochłonęłam naraz oba rozdziały i prolog. Z Maxem faktycznie zrobiłaś niezłą zmyłkę, już myślałam przez to, że popełniłaś błąd przy nazwaniu Suzie Maxwell... Ale jednak nie. Dziękuję ci też ślicznie za optymalną szerokość bloga oraz czytelną czcionkę i interlinię, dzięki której moje oczy jeszcze żyją :) Obiecuję ci także, że będę wpadać - i jako przyszły czytelnik proszę tylko, by Joyce przypadkiem się nie zmieniała. A jeśli już będzie musiała, to byle nie gwałtownie.

    Pozdrawiam cię serdecznie! Trzymaj się cieplutko!
    Ari

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że można. Co prawda to ja bardzo późno odpisuję, mam masę zaległości i muszę się jakoś odkopać.
      Kurczę, bardzo się cieszę, że na horyzoncie pojawiła się kolejna osoba, która jednak polubiła Joyce! Jest okropna, to prawda, ale ja też ją lubię. Miło, że czyta się z lekkością, bo jej myśli są całkowicie sprzeczne z moimi poglądami i jestem inną osóbką, więc dobrze, że udało mi się stworzyć osobną postać. Zawsze miałam tendencję łączenia postaci ze mną.
      Panów będzie więcej. Carter też się pojawi na dłużej, a nawet na scenę wbije nowy, jeszcze nieznany pan. Tylko wspomniany w myślach przez Joy i ona go osobiście nie zna. Matki raczej się nie polubi, a na pewno nie w najbliższym czasie.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  23. Nie wiem jak trafiłam na tego bloga, to jakiś cud. Z góry mówię, że nie lubię czytać tego typu blogów, ale ten mnie urzekł. Kurczę... Do teraz próbuję sobie uświadomić, czemu mi się tak podoba! Podoba mi się, że główna bohaterka nie jest święta, a rodzinka nie jest typową, uroczą i nieskazitelną familią jak na obrazku.
    Piszesz fantastycznie. Tak ciekawie i przyjemnie? No i jak zauważyłam Fall Out Boy to skradłaś moje serce w całości! Bohater mojego opowiadania także uwielbia tą piosenkę, hmm xd
    Czemu nie zauważyłam tego bloga wcześniej? Jedyne co mnie trochę razi to jasny tekst na ciemnym tle, ale to tylko takie moje osobiste preferencje.
    Tak patrzę na niektóre blogi, komentarze i myślę sobie... Gdzie ja popełniłam błąd? Coś robię źle? Wskażcie mi palcem, bo chyba jestem ślepa.
    Czekam na rozdział 3, śle całusy i życzę duuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pah, jaki tam cud. Pewnie zwykły przypadek. No ja wiem, że nie każdy lubi romanse! Smutek :(. Mam jednak nadzieję, że czar nie pryśnie i nadal będziesz zadowolona z rozdziałów :D. Nie chciałam stworzyć typowej, idealnej rodzinki. Może tacy się wydają, ale mają swoje brudy. Boysi są świetni, po prostu ich kocham!
      Dzięki wielkie!

      Usuń
  24. Pamiętasz, jak pod poprzednim postem pisałam, że Joy wydaje się mieć całkiem znośny charakter? Cofam to wszystko! Boże, ja normalnie siedzę i się za głowę łapię, jak można być aż taką zapatrzoną w siebie egoistką xD A naprawdę mnie trudno zadziwić, bo mówią, że ja jestem egoistyczna i narcystyczna. Więc chyba dokonałaś niemożliwego xD
    A tak serio, to załamały mnie przemyślenia Joyce. Przede wszystkim powinna się cieszyć, że jej przyjaciółka ma chłopaka, który jest porządnym facetem, nie żadnym alkoholikiem czy damskim bokserem, że jest szczęśliwa. Może i takie gadanie o nim jest czasami dla Joy uciążliwe, bo może być, ale powinna to jakoś znieść, w imię wyższych celów.
    Po drugie, to, że to zawsze ona musi być w centrum uwagi. No jasne, kto tego nie lubi? Tylko, że czasem trzeba trochę odpuścić, poza tym ona Suzie traktuje jak taki dodatek. Taką szarą myszkę, która wiecznie ma stać w jej cieniu, broń Boże nie przyćmiewać i mówić, jaka to wspaniała Joyce nie jest. Sorry, ale to chyba nie jest przyjaźń, tylko wykorzystywanie.
    No i to kategoryzowanie ludzi. Ale, jak sama główna bohaterka przyznała, jej zostało to wpojone w domu, co oznacza, ze to nie jest jej wina, tylko rodziców. I dobrze, ze mają pieniądze i mogą pozwolić córce na takie luksusy. Ale zawsze może coś pójść nie tak, mogą zbankrutować, w jakikolwiek inny sposób stracić majątek i co wtedy? I ich córka nie pójdzie do pracy jak każdy normalny człowiek, bo to wstyd? Normalnie ja nie ogarniam.
    I to, jak potraktowała tego chłopaka (to był David, prawda? Me gusta :3 ). Sama myśli nie wiadomo, o czym, wpada na ludzi i jeszcze zachowuje się jakby co najmniej ją przez to połamał. Ale bardzo podobała mi się jego reakcja i to, że jej dogadał. To było takie piękne, jak jej słów zabrakło i chciała na niego się rzucić z pazurkami! Ciekawa jestem, czy ktoś nauczył jej samoobrony, czy by improwizowała, bo jeśli to drugie, to cienko to widzę xD
    i jeszcze na koniec to, jak ona widzi miłość, a właściwie fakt, że w ogóle jej nie widzi. Szczerze mówiąc, to żal mi takich ludzi, bo wydają się oni bardzo ograniczeni. Ale i ją to dopadnie i dopiero wtedy się okaże, że biedna nie miała racji i cały jej świat legł w gruzach xD Oby!
    Dobra. Lecę, i teraz z czystym sumieniem mogę zostawić również w spamie coś po sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest wzorową przyjaciółką, ale czasami ma prześwity bycia dobrą. Nieczęsto, ale jednak. Suz po prostu chce jej pokazać świat. Trochę wbrew samej Joyce, bo ona jest szczęśliwa w tym swoim światku.
      Rodzice to będzie całkiem osobna kategoria, więc sza! :D

      Usuń
  25. Przepraszam za troszkę dłuższą nieobecność ale dziś w końcu udało mi się do Ciebie dotrzeć. Chciałabym napisać Ci ładny i długi komentarz, ale chyba nie będę potrafiła. Wszystko przez Twoją główną bohaterkę. Naprawdę jest mocno denerwująca. Nie odbierz tego tak, że nie podobał mi się rozdział czy Twoje opowiadanie. Co to, to nie, tyle, że piszesz w pierwszoosobowej narracji co może stanowić zarówno wielką wadą ale i olbrzymią zaletę. Wada jest taka, że bohaterka bezpośrednio bardziej oddziałuje na czytelnika, stąd też i silniejsze emocje. Jeśli stoimy murem za bohaterem to i budzą się w nas emocje pozytywne, natomiast jeśli nie do końca jesteśmy przekonani do bohatera, to i rodzące się w nas negatywne emocje są silniejsze. Być może gdybyś pisała w trzeciej osobie to łatwiej byłoby mi znieść Joyce. Mam wrażenie, że dziewczyna w poprzednim rozdziale nie była aż tak bardzo zapatrzona w siebie, jak w tym. Może to moje mylne wrażenie, jednak bardzo wkurzyło mnie to, że chce mieć swoją przyjaciółkę na wyłączność i nie jest dla niej ważne życie Suzie. I czy tam na końcu aby przypadkiem nie pojawił się David? Może on nieco uratuje tą chorą sytuację? Oby!
    Pozdrawiam,
    Sky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jest denerwująca i pozwalam na nią powyklinać!

      Dziękuję!

      Usuń
  26. Witaj.
    Nadrobiłam rozdział pierwszy - zaległy - oraz aktualny, czyli rozdział drugi. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, iż tak bardzo przypadnie mi do gustu ta historia. Rozbawiło mnie to jak zwraca się do dziewczyny ojciec dziewczyny - Pchełko. Rety, serio? Przypuszczam, że wbrew pozorom dziewczyna nie ma łatwego życia skoro jej ojciec jest taki groźny dla przeciwników czy też ludzi, których nie lubi. z drugiej strony bal? brzmi ciekawie, chociaż czuję, że coś się na nim wydarzy..
    Joyce to rozkapryszona córeczka tatusia..Suzie wydaje się być w porządku. Czasem mogłaby się postawić Joyce, bo mam wrażenie, iż mogłaby się czasem ugryźć w język. Suzie od razu polubiłam i najbardziej podobał mi się tekst 'wpadł Ci w oko'. :)
    Pozdrawiam,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Na początek bardzo Cię przepraszam, że dopiero teraz, ale mam tak zabiegany miesiąc, że całkowicie zaniedbuje i swojego bloga, i swoich czytelników. Powoli jednak w wolnych chwilach sobie nadrabiam i w końcu dotarłam i do jednego z moich ulubionych opowiadań :)
    Główna bohaterka jest strasznie próżna - o czym już wspominałam - ale mimo to, moja sympatia do niej, jest tak samo intensywna, jak wcześniej. Dzięki jej rozmyślaniom, przeszła także na Philipa, który wydaje mi się być tak dobrym i ciepłym człowiekiem, że wcale się nie dziwię, że zarówno jego pracodawca, jak i jego córka tak go lubią i szanują.
    Ja i moja mentalność blondynki w niektórych sprawach często mamy jak Suzan, zaczynam coś mówić i zapominam o czym mówię, ew. jadę gdzieś i uprzytamniam sobie, że zapomniałam gdzie. W stu procentach rozumiem więc jej wymówkę o przejęzyczeniu!
    Widzę imię Carter, do którego mam słabość, więc jestem ciekawa jego postaci - oby się pojawiła, a nie była tylko krótką wzmianką :)
    Z biegiem rozdziału próżność Joyce rosła w siłę, a moja sympatia do niej wręcz przeciwnie. Najpiękniejsza, najlepiej ubrana, najważniejsza, potrzebuje ciągłej uwagi - osobiście byłoby mi się bardzo trudno przyjaźnić z taką osobą, bo nie lubię wywyższania się, nawet, jeśli wszystkie te przymiotniki są jak najbardziej prawdą.
    To przykre, że matka dziewczyny w taki sposób zaprezentowała jej tak przyjemne i ożywiające uczucie, jakim jest miłość. Mam nadzieję, że David naprowadzi ją na właściwy tok myślenia i rozbudzi uczucia, które z biegiem czasu, każdemu są potrzebne. Może też Joyce przestanie myśleć tylko i wyłącznie o własnej osobie, co byłoby miłą odmianą nie tylko dla niej, ale i ludzi wokół niej.
    A skoro mowa o Davidzie - bo jestem pewna, że to na niego wpadła dziewczyna(przepraszam, przecież to on wpadł na nią :)) - już się bałam, że zrobisz pierwsze spotkanie, w stylu: Spojrzałam mu w oczy, ziemia się zatrzęsła, gwiazdy spadły z nieba i już wiedziałam, że to właśnie ten! Cieszę się, że nie było to typowe rozpoczęcie znajomości dwóch bohaterów, którzy będą mieli się ku sobie. Jestem ciekawa, jak będzie wyglądało ich kolejne spotkanie i mam nadzieję, że już niedługo się dowiem.
    Co do Twojego pytania - jestem za, aby rozbudować tę zakładkę, o więcej postaci. Zawsze to dodaje lepszej wizji, bardziej zbliżonej do tej Twojej :)
    Jeszcze raz przepraszam za to opóźnienie, pozdrawiam i czekam(oby nie za długo!) na kolejny, na który mam nadzieję, że wpadnę już punktualnie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Witam i ja! ;)
    Powiem ci, że po tym rozdziale zmieniłam zdanie o bohaterce. Tzn już w poprzednim nie było ono zbyt dobre, ale po tym najchętniej wyszarpałabym jej kłaki;D Stworzyłaś postać, której na razie chyba nie da się lubić. Nie wiem czy mogę powiedzieć o niej choć jedno dobre słowo. Jest zapatrzona w siebie, egoistyczna, ma spaczone podejście do niektórych spraw i jest ucieleśnieniem mnóstwa cech (bo mimo wszystko nie wszystkich), których w ludziach nienawidzę. Zastanawiam się tylko nad jedną rzeczą - co ta przyjaciółka w niej widzi? Ona nie wydaje się być tak pusta i ograniczona jak Joy. Ona ma chłopaka, którego kocha, ona nie musi być ciągle w centrum zainteresowania i mam wrażenie, że jest wiele wartościowszą osobą. Więc czemu przyjaźni się z Jo? Zastanawiało mnie to przez cały rozdział i nadal zastanawia;D
    Nie będę się rozwodzić nad wszystkimi niewątpliwymi wadami twojej bohaterki. Myślę, że tego zapatrzenia w siebie, chęci na bycie w centrum zainteresowania i przedmiotowego traktowania innych ludzi komentować po prostu nie trzeba. Ja tylko ciekawa jestem kiedy ona zrozumie, że nie tylko pieniądze są w życiu ważne. Może dzięki temu chłopakowi, na którego dzisiaj wpadła? Bo coś mi się wydaje, że oni się jeszcze spotkają.
    W ogóle to mega mi się podobało jak ją zjechał;D Ironicznie, grzecznie i mega mnie rozbawił. Zresztą on sam miał z niej niezłą bekę, haha :D A mnie niesamowitą radość sprawiło czytanie jak ktoś się jej sprzeciwia, nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. Oby więcej takich ludzi spotykała!

    Czekam na kolejny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  29. No naprawdę rozdział mi się spodobał. Bardzo przepraszam, że tak późno ale jak wiesz miałam wiele spraw do załatwienia :) Widzę, że pchełka ma ciężki charakter. Szczerze i z całego serca nienawidzę takich osób jak ona tak zwanych „ Pępków świata” uważają się za najmądrzejszych i najpiękniejszych na świcie choć prawda jest zupełnie inna. Osobiście niestety też znam takie osoby. Za to bardzo polubiłam Suzan nie wydaje się ona być tak zapyziałą jak pchełka, ale wszystko się morze zdarzyć. Ja wręcz wiedziałam, że się zakocha w kimś i zgaduję, że będzie to owy gbur (pewno niższy rangą). Mam nadzieje, że pchełka dozna metamorfozy dzięki niemu :) Zapomniała bym powiedzieć, że szofer także przypadł mi do gustu. Podoba mi się jego podejście do życia. No nic bardzo ale to bardzo przepraszam, że tak krótko, ale nie jest ze mną najlepiej. Mam nadzieję, że dożyję do kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  30. To może od początku... Zdania o głównej bohaterce nie zmieniłem. Nie szanuje ona ludzi, ocenia po pozorach i portfelu, a mnie życie nauczyło, że często to ci biedniejsi, bez wykształcenia i pracujący fizycznie są inteligentniejsi, mądrzejsi życiowo, a nawet i bardziej oczytani pomimo, że bez doktoratu, dodatkowo mają wszechstronne zainteresowania. Być może i to są wyjątki, ale trzeba brać pod uwagę, że niektórzy nie mieli możliwości studiować, czy siedzieć na utrzymaniu rodziców i pomimo że zostali np kasjerami, to ciągle studiują Freuda po nocach, na książkach wypożyczanych z biblioteki czy ściąganych z internetu. Oni nie mają papierka, świetnej umowy o pracę, ani wysokich zarobków, ale mają wiedzę, mają coś w głowie i to coś czego nikt im nie jest w stanie zabrać ani komornik, ani sąd, ani ci bogatsi, którzy nie oszukujmy się - dorabiają się na wyzysku tych biedniejszych i przekrętach w fakturach. Do czego zmierzam? Otóż do tego co w głowie ma ta Pchełka, bo moim zdaniem jeszcze mniej niż pchła ma rozmiarem. Na miejscu jej koleżanki, posunąłbym się do policzka, odwrócił na pięcie i zostawił taką sukę samą sobie. Jednak to że tacy ludzie czują się ważniejsi od innych jest winą naszą (tych innych ludzi, otoczenia), bo my sami ich inaczej, lepiej traktujemy, podnosimy więc ich już i tak wybujałe ego.
    Ubawiłem się przy wzmiance, by księżniczka patrzyła gdzie drepta :) aczkolwiek myślę na chwilę obecną, że tego pana też nie polubię. Póki co weterynarz zdobył moje serce i nie, nie jestem gejem :)
    Pozdrawiam i przy okazji informuję, że "Spróbuj" ponownie ruszyło :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Uwielbiam opowiadania właśnie takie, jakie ty piszesz. Chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Joyce uważa siebie za księżniczką i jest trochę irytująca. Komu by się cały czas chciało jej podporządkowywać? Jej tok rozumowania nie pasuje mi do tych mysli, które były w prologu, ale to się jeszcze zmieni, jak pisałaś wcześniej. Mam zastrzeżenie, jeżeli chodzi o szablon. Owszem, jest ładny, ale (jak na razie ;)) nie pasuje mi do opowiadania. To po pierwsze, a po drugie musiałam sobie robić przerwy w czytaniu (czego bardzo nie chciałam robić) bo bolały mnie oczy od tych jasnych liter i czarnego tła. Nie zmienia to faktu, że jesteś bardzo utalentowana. Pisz dalej!
    Pozdrawiam
    i do napisania
    ZuziBeAna

    OdpowiedzUsuń
  32. Hej!
    Twoja historia bardzo mnie wciągnęła. Piszesz bardzo fajnie. Przejrzyście i dobrze składasz zdania.
    Bohaterka Joyce jest naprawdę specyficzna. Mam co do niej mieszane uczucia. Raz jest dobra i kochana, a czasami wredna i bardzo samolubna. Uważa się za gwiazdę, na którą trzeba zwracać ciągła uwagę. Wydaje mi się, że Suzie jest bardziej społeczna :P. Bo Joyce myśli tylko i wyłącznie o sobie. Ale nie dziwię się,mieć takich rodziców. Ta historia naprawdę mnie zaintrygowała i czekam na więcej!!.
    Dodaję do obserwowanych i również zapraszam do siebie :D.
    palace-to-crumble.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zgadzam się z tym, aby powiększyć grono bohaterów :D.

      Usuń
    2. Powiększone i dziękuję!

      Usuń
  33. Jak mnie irytuje ta baba! Aktualnie mam o niej dokładnie to samo zdanie, co nasz tajemniczy "gbur" :) Jeszcze nie wiem, czy bardziej nie lubię jej czy jej rodziców. Dokładnie jej matkę, bo ojciec wydaje się być całkiem w porządku. Przyjaciółka, jak ich wiele, pogodna, roześmiana, wesoła, zawsze gotowa pomóc. Podoba mi się, lubię ją, tylko martwi mnie ta jej sympatia. Niby wszystko okej, a ja jednak uważam, że Joyce może mieć poniekąd rację co do tej znajomości. Ale ja zazwyczaj jestem sceptycznie nastawiona do takich i podobnych sytuacji więc może tylko sobie wmawiam :) Czytało mi się bardzo dobrze. Życzę ci powodzenia w dalszym tworzeniu. Jeśli będziesz miała ochotę, to zapraszam do siebie. Napisz, co myślisz, jak będziesz chciała,
    http://ladymarikazzamkukriegler.blogspot.com/

    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Wpadł, wpadł ;)
    Ale nie dziwota :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Witaj, wreszcie udało mi się tu dotrzeć, przeczytać w spokoju i skomentować. Tylko że... mogę być szczera?
    Ja wiem, że Joyce została wychowana na pieniądzach, bogactwie i służących latających wokół niej, ale jej charakter strasznie mi się nie podoba! Owszem, można być snobem, można kąpać się w dolarach, mieć własnego szofera, własną gosposie, można mieć organizowane BALE osiemnastkowe, ale trzeba BYĆ PRZY TYM CZŁOWIEKIEM!!! W tym rozdziale Joyce niesamowicie mnie wkurzała. Niemal w każdym zdaniu i zachowaniu. Począwszy od tego, że dzieli ludzi na tych "swojego pokroju" i na tych nieszczęsnych biedaków, którzy "nie zasługują na to, by się z nią zadawać" No masakra! Aż w pewnym momencie chciałam przerwać czytanie i poczytać coś, co mnie tak mocno nie wkurzy. Wybacz... Nie, stanowczo skreślam Joyce z listy pozytywnych bohaterów. Aa no i jeszcze to jej unoszenie się, że "ona jest najlepsza", że na przyjaźń z nią to trzeba sobie zasłużyć, że ona jest taka OCH, taka ACH! Boże, trzymaj mnie, bo nie wytrzymam!

    I ona uważa się za przyjaciółkę? Tak bogate snoby traktują ludzi, z którymi się przyjaźnią? Serio? Gratuluję i dziwię się w ogóle, że Suzie jest taka naiwna i że jeszcze to wytrzymuje. Nie ma nic gorszego w przyjaźni, niż sztuczna przyjaźń...

    Ale myślę jednak, że mimo wszystko to wina rodziców, a konkretnie matki. Jak można wpoić do głowy własnemu dziecku, że MIŁOŚĆ JEST ZŁA???! Że miłość nie istnieje, że miłość to tylko cierpienie?! No jak można być tak złą matką???? Aż mnie trzęsie ze złości (a nie mogę się denerwować!)! Po prostu jest mi brak słów.

    Mam jednak nadzieję, że tajemniczy chłopak, który wpadł na nią w galerii sprawi, że dziewczyna wyjdzie na ludzi. Chłopaka od razu polubiłam. Ma sporo racji, nazywając ją Księżniczką i traktując ją tak ironicznie :D

    Mimo wszystko jestem ciekawa tej historii i będę czekać na kolejne rozdziały. Nie gniewaj się na mnie za te słowa, ale po to są komentarze, by pisać co się myśli, prawda? Nie sądzę, że opowiadanie jest złe. Jest dobre, ale główna bohaterka DZIAŁA MI NA NERWY. Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  36. Chyba mam przeciwnie do większości czytelników, bo choć ja też nie życzę głównej bohaterce dobrze, to nie irytuje mnie jakoś szczególnie jej zachowanie. Jest po prostu kolejnym, rozwydrzonym bachorem, którego zachowanie nie sięga nawet poniżej poziomu, który uważam za dno, tak więc ja obok takich ludzi przechodzę i nawet nie staram się zastanawiać jaką sieczkę mają w głowię. Leję na nich, nieładnie to ujmując. Natomiast nie umiem olać jej najbliższego otoczenia i zastanawia mnie czemu ta przyjaciółka jeszcze za nią lata, jak suczka za właścicielem. Czemu chłopak tej koleżanki się na to godzi, przecież gdyby mój mąż miał takiego kumpla jak twoja Joyce, to miałby wybór, albo nic niewarty przyjaciel, albo rodzina, bo ja bym nie potrafiła znieść jak się poniża. To sprawia, że o przyjaciółce głównej bohaterki nie myślę najlepiej, bo no dziewczyna się poniża dla jakiegoś fanu, który jest dla mnie zupełnie niezrozumiały.
    Ten nowy, ten co się pojawił pod koniec też nie wzbudził we mnie szczególnych uczuć, może dlatego, że często tak właśnie się pojawia ta druga połówka i z góry jest taka... chamska, uważając, że w ten dziecinny sposób będzie zabawna.
    Zakupy też były dla mnie poniekąd minusem, bo bardzo wiele opowiadań właśnie tak się zaczyna i póki co, to brakuje mi oryginalności. Wierze, że pomysł jest kreatywny, bo sam opis i inspiracje mi to mówią, ale uważam, że na siłę, wbiłaś go w znany tobie i wszystkim schemat, a ja chyba chciałabym byś nieco zboczyła z tego schematu i zrobiła z bohaterką coś co mnie zaskoczy.

    OdpowiedzUsuń
  37. Hej!
    Przybyłam na ten blog w skòtek spamu i nie żałuję, bo jest naprawdę dobry. Już dawno rozeznałam się w twoim płynnym, sprawnym sposobie pisania, kiedy to czytałam Twoje wcześniejsze opowiadania, zanim jednak założyłam konto na bloggerze.
    Còż, intrygująca historia. W pierwszym fozdziale Joyce była jeszcze znośna, ale teraz. Jest okropna! Bosz... gdybym była tą biedną Suzie to nie wiem co bym jej zrobiła. Ogoliła brwi przez sen może (ej no, mam fioła na punkcie WWE, nie mogę być do końca normalna, ok?). Ale zauważyłam też jakąś taką... pasywność w jej charakterze. W tym, że gra na wiolonczeli, mimo iż nigdy nie chciała i robi wiele innych rzeczy, ktòrych nie chce ze szczerym uśmiechem na twarzy. Nie rozumiem jej. Ale ja mało co rozumiem.
    Postać niebieskookiego nie skradła na razie wiele tekstu, a ja już go uwielbiam. Jest po prostu super. Coś czuję, że jeszcze nie raz będzie się droczyć tak z Joyce.
    Pozdrawiam i czekam,
    Sleepka
    Http://wielkadrakawwwe.blogspot.cok
    Ps. Jako, że uwielbiam zaròwno twoje opowiadania jak i grafiki, specjalnie dla ciebie, postanowiłam dodać do głòwnej fabuły CM Punka, ktòrego rola nie przejdzie tam bez szumu :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Hm Hm, trochę martwi mnie jednak to jej podejście do innych ludzi, nazywając ich tymi z niższych sfer. Czuć, że jest trochę rozpuszczona, no ale skoro od zawsze były jej takie wartości wmawiane, to cóż się dziwić, że naprawdę przyswoiła to do głowy xd W każdym razie paradoks bogatych jest taki, że uważają się za lepszych od innych, a tak naprawdę sami wiele tracą. Wielce mi relacje rodzinne... starsi wyrządzą jej bal i zapchają swoje niedopatrzenia kasą. Matka z nią nie rozmawia, a ojciec przyjmuje w gabinecie... (klap klask klap klask) No ale co tu się będę użalać nad nią xD Oby tylko ta pogarda do ludzi nie obróciła się przeciwko niej :P
    Choć przyznam szczerze, że na końcu rozdziału to mnie już ta dziewczyna mocno zirytowała! I miałam nawet nadzieję, że niebieskooki syknie jej coś mocniejszego. No jak można uważać się za takie centrum wszystkiego? Przecież to szczyt głupoty... Teraz zastanawiam się, jakim cudem ona w ogóle ma jakąkolwiek przyjaciółkę, skoro i ją traktuje trochę jak byle co. Serio? Wkurzona jest o to, że musiała porozmawiać z chłopakiem bo ma PROBLEMY?! No Boże xd
    Pozdrawiam :* Resztę nadrobię na dniach :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Hej!Po kilku miesiącach nadrabiał zaległości :D
    Kurcze, jak mnie ta dziewczyna denerwuje!! :D Mam nadzieję, że jakoś niedługo znajdę w niej choć cokolwiek, co polubię. No i cieszę się, że w końcu pojawił się ten tajemniczy kolega ;> Juz na wstępie dało się poczuć te 10% chemii haha. :D Kocham piosenkę My Songs Know What You Did In The Dark (mega długi tytuł!) więc od razu masz plusa za to :) Co tu dużo gadać, lece na kolejny.

    PS. Dzięki za komentarz u mnie i zxhecam tez byś odwiedziła moje starsze opowiadanie. Kiedyś je czytałaś, a potem zniknęłaś i przestałaś, więc też zapraszamy do nadrobienia zaległości :)

    http://nie-szukaj-siebie.blogspot.com/
    http://oczy-w-ogniu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham całe Fall Out Boy! :D
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń