Moje palce z łatwością dryfowały po strunach
wiolonczeli. Gra zaczynała przypominać spokojne morze z łagodnymi falami, które
dodają wielkiej, niebieskiej tafli nieokiełzanego uroku. Płynnie przechodziłam
z jednej melodii do drugiej i łączyłam wszystkie tony, tworząc piękny utwór,
który potrafiłby uspokoić wzburzonego jak sztorm człowieka. Nie patrzyłam już
nawet na nuty, bo muzykę miałam w umyśle, odnajdywałam ją, a instrument wydawał
się przedłużeniem moich dłoni. Wyglądałam przy postawnej wiolonczeli dumnie i
seksownie zarazem, zaznawałam niesamowitych przyjemności, bo gra naprawdę stała
się dla mnie czymś ważnym. Z łatwością, nawet do znanych utworów, dodawałam
własne wstawki muzyczne, który sprawiały, że grana przeze mnie melodia była
bardziej spersonalizowana. Nawet moja gra była pewna siebie i dostojna,
niedostępna.
Chyba właśnie za to uwielbiałam soboty. Miałam więcej
czasu na muzykę, która sprawiała mi ogrom przyjemnych doznań. Było mi to bardzo
potrzebne, bo ostatnie trzy tygodnie były istnym koszmarem. Oczywiście, że moje
podekscytowanie nie znało granic, a każdego dnia z oddaniem przykładałam się do
wszystkich przymiarek, wybieraniu odpowiedniego makijażu, fryzury i pielęgnacji
swojego ciała, a także wybieraniu menu dań z ojcem i szukania odpowiedniej muzyki,
którą moglibyśmy ugościć zebranych ludzi. Robiłam to po to, aby moje osiemnaste
urodziny były wręcz idealne, ale czułam się tym wszystkim wykończona. Kolejna
sobota była dniem odpoczynku i przyjęłam z uśmiechem to, że nie muszę się
niczym w tym czasie martwić.
— Joyce.
Usłyszałam przyjemny głos matki. Oderwałam sprawne
palce od strun i otworzyłam oczy, powoli wybudzając się z transu. Spojrzałam na
Elizabeth z delikatnym uśmiechem. Matka musiała pewien czas się mi przyglądać, bo
siedziała na swoim ulubionym fotelu obok kominka. Byłam tak zajęta
instrumentem, że nie zauważyłam jej obecności. Musiałam sobie pogratulować, bo
matka wyglądała na naprawdę zadowoloną moją grą.
— Tak, mamo? — zapytałam, odkładając z czcią
wiolonczelę na specjalny podest.
— Obiad jest gotowy. Mercy wołała nas jakiś czas temu,
ale kazałam jej nie przeszkadzać — wyjaśniła. — Teraz musimy jednak iść, bo za
moment będzie zimny — dodała i wstała, odchodząc w stronę kuchni.
Stałam przez chwilę zaskoczona i patrzyłam za mamą.
Nigdy nie naciągała grafiku, jeśli coś miało ustaloną godzinę w dniu. Obiad
zawsze jadaliśmy o tej samej porze i nic nie mogło tego zmienić, bo Elizabeth
wpadała w szał, a tym razem ona sama nagięła zasady. Uśmiechnęłam się
triumfalnie, bo moja muzyka naprawdę musiała jej się podobać! Klasnęłam w
dłonie i poszłam do kuchni, gdzie czekał na nas ojciec z nietkniętym obiadem.
Matka również siedziała już na swoim miejscu i wyglądało to tak, jakby czekali
na mnie od dobrej godziny.
— No, dziewczyny! — mruknął ojciec. — Już myślałem, że
nigdy nie przyjdziecie. Smacznego!
— Smacznego — odpowiedziałam równo z mamą i wzięłam
się za swoją zupę, która jak zwykle była cudowna. Nasz obiad składał się z
trzech dań. Zawsze była jakaś zupa, drugie danie i deser, bo Joseph uwielbiał
słodkości, które robiła Mercy. Ja nie zawsze dawałam radę zjeść wszystko do
końca, ale starałam się. Poza tym jedzenie tak monstrualnych porcji musiałam
spalać na siłowni, na którą chodziłam zawsze po szkole w wtorki i czwartki.
Korzystając z tego, że miałam wolny dzień postanowiłam
spotkać się z Suzie, której też nie widziałam od tamtego wypadu na zakupy. Miałam
dla niej mały prezent za to, że nieco się na nią obraziłam. Nie uważałam, że
coś było moją winą i powinnam ją przepraszać, ale mały prezent nikomu nie
zaszkodził. Starannie zapakowany pokrowiec leżał już w bagażniku Rolls Royca
Wraitha, a Philip czekał na mnie w aucie. Zaraz po obiedzie pożegnałam się z
rodzicami i wyszłam z domu. Tym razem miałam pojechać do Susannah. Ja sobie tak
zażyczyłam, bo chciałam, aby od razu zobaczyła to, co dla niej miałam.
— Witaj, Philipie — powiedziałam, siadając na miejsce
pasażera. Ostatnim razem mi się spodobało i od tamtej pory, gdy byłam w aucie
sama z kierowcą i miałam dobry humor, siadałam obok mężczyzny. — Do Suzie —
rozkazałam i zmieniłam stację, przyciszając nieco muzykę. Phil lubił słuchać
wiadomości i różnych takich, ale kto zrozumie starszych ludzi?
— Dzień Dobry. — Philip się uśmiechnął. — Widzę, że
ktoś ma tutaj dobry humor.
— Och, zgadłeś! — Klasnęłam w dłonie. — W końcu mam
dzień wolny. Pouczyłam się, miałam więcej czasu na wiolonczelę i wiesz co? —
zapytałam podekscytowana. — Chyba nawet mojej mamie się spodobało, bo nieco
spóźniłyśmy się na obiad! To naprawdę, naprawdę cudowny dzień. Mam nawet coś
dla Suzie — zakończyłam swój wywód zadowolona.
Waston uśmiechnął się delikatnie. Częstym zjawiskiem
było to, że gdy ja miałam dobry humor, to większość ludzi, którzy dla mnie
pracowali mieli uśmiech na twarzy. To było miłe. Lepiej było, jeśli wszyscy
patrzyli się na mnie z pewną dozą szczęścia, niźli ja zrzędziłam, a oni musieli
to znosić, ale cóż… Powtarzałam wiele razy to, że to ich praca i jaka bym nie
była, to oni muszą być dla mnie dobrzy, bo mój ojciec za to im płaci. Sytuacja
wyglądała też tak, że ci pracownicy, którzy znali mnie od dziecka, mnie
uwielbiali. Nowi za to omijali mnie, jak tylko mogli, bo chyba nie wydawałam im
się nazbyt sympatyczna.
— Bardzo się cieszę, że humor ci dopisuje — odpowiedział
szofer, a ja kiwnęłam głową. Przez resztę drogi rozmawialiśmy o bzdetach i dość
szybko zleciał mi czas. Wyszłam z auta wraz z Philipem, który otworzył mi
bagażnik. Wyjęłam pokrowiec i mu podziękowałam, a potem powiadomiłam, że po
niego zadzwonię, gdy będzie miał mnie odebrać. Był wolny, więc kiwnął głową,
życzył miłego dnia i odjechał, choć wiedziałam, że pewnie zaparkuje gdzieś w
pobliżu i zaśnie, słuchając wiadomości radiowych, czekając na mój telefon. Nie
musiałam być geniuszem, aby o tym wiedzieć.
Przez okno musiała zauważyć mnie matka Suzie, która
wyszła przed dom, otwierając mi drzwi.
— Co ty tam dźwigasz, dziecko? — zapytała z uśmiechem.
Matka Suzie przypominała mi Mercy. Była tak samo życzliwa i serdeczna jak moja
gosposia i również uwielbiała spędzać czas w kuchni.
— Upominek dla Susannah — odpowiedziałam zgodnie z
prawdą.
— Mogę zawołać Cartera, aby ci pomógł — zaproponowała
kobieta.
Skrzywiłam się nieznacznie. Och, świetnie, czyli
chłopak mojej przyjaciółki również tam był. Miałam tylko nadzieję, że dość
szybko wyjdzie, bo nie lubiłam jego towarzystwa, a on nie lubił mnie. Suzie
starała się to za wszelką cenę zmienić. Chciała abyśmy w trójkę stali się
przyjaciółmi, ale jedyne, co uwielbialiśmy będąc ze sobą, to drażnienie się.
— Nie, dziękuję. Dam sobie radę sama — wyrecytowałam
ze sztucznym uśmiechem i weszłam po schodach i bez pukania wprosiłam się do
pokoju przyjaciółki, która układała coś w szafie, a Carter leżał na jej łóżku,
obserwując ją.
— Cześć — powiedziałam. — Suń się — mruknęłam do
chłopaka, który wywrócił oczami, a potem posunął się, abym położyła pokrowiec
na posłaniu blondynki.
— Też jestem szczęśliwy, że cię widzę, Joyce — szepnął
pod nosem chłopak, licząc na to, że Suzie nas nie usłyszy.
— Przestańcie, proszę was — jęknęła. — Co tam
przyniosłaś, Joy? — Podeszła do mnie i delikatnie pocałowałyśmy się w policzki
na przywitanie. Ja z uśmiechem, zapominając o obecności Cartera, odsunęłam się
i rozpięłam pokrowiec, wyjmując piękną suknię zrobioną specjalnie dla Susannah.
Wiedziałam, jakich rozmiarów powinien być ciuch, bo nie raz razem wybierałyśmy
sukienki i doskonale znałam też gust mojej przyjaciółki.
— O cholerka — sapnęła dziewczyna — czy to twoja
suknia na bal osiemnastkowy?
— Nie. — Pokręciłam głową. — To twoja suknia na mój
bal osiemnastkowy zrobiona przez Gwendolyn Cassel — podkreśliłam. — Pomyślałam,
że nie miałam racji wtedy w galerii. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i też
powinnaś wyglądać wyjątkowo.
Susannah rzuciła się na mnie, mocno mnie przytulając i
chyba nawet Carter delikatnie się uśmiechnął.
— No przymierz! — ponagliłam ją ze śmiechem, a ona
pokiwała głową, porwała sukienkę w ręce i pobiegła do łazienki.
Usiadłam obok Cartera i milczeliśmy. Cisza była dla
nas bezpieczniejsza, niż jakakolwiek rozmowa. Bardzo ze wszystkim się nie
zgadzaliśmy, a blondyn nie za bardzo rozumiał, dlaczego ja i jego dziewczyna
się przyjaźnimy. Miałam wrażenie, że on w ogóle niewiele rozumiał, choć był
taki mądry i cudowny. Przynajmniej tak postrzegała go Suzie, ja miałam o nim
nieco odmienne zdanie, ale zostawiałam opinię na jego temat dla siebie. Już raz
się z Maxvell o to kłóciłam i nie miałam zamiaru tej afery powtarzać. Miałam
tylko nadzieję, że nie przybiegnie do mnie z płaczem, bo on ją zranił. Miłości
nie ma, tak mawiała moja matka i byłam zdania, że ona miała rację. W końcu była
mądrzejsza od Suzie.
— Ładnie postąpiłaś — odezwał się mężczyzna, a ja
spojrzałam na niego przelotnie i wzruszyłam ramionami.
— Zrobiłam, co chciałam — odpowiedziałam sucho i
wróciłam do ignorowania jego osoby. Tolerowałam go tylko przy przyjaciółce.
Wróciliśmy do milczenia. Carter chyba próbował podjąć
jakąś rozmowę, ale dobrze, że się poddał. Nie miałam zamiaru wdawać się z nim w
jakiekolwiek konwersacje. Czekałam aż Suzie wyjdzie z łazienki. I wyszła, a
Carter za mną aż się zachłysnął. Ja tylko uśmiechnęłam się delikatnie. Sukienka
leżała na niej znakomicie.
— Cudownie — pochwaliłam.
— Zakochałam się w niej, przepraszam Carter —
powiedziała Suzie ze śmiechem i spojrzała na mnie. — Jeszcze raz dziękuję!
— Drobiazg. — Machnęłam ręką. — Wystarczy tylko
lemoniada twojej mamy i będziemy kwita.
Nie musiałam jej długo namawiać. Wszyscy zeszliśmy do
kuchni, gdzie mama Suzie położyła na stole dzbanek lemoniady i wyszła, bo jak
to ujęła: „Miała mnóstwo do zrobienia w ogrodzie po ostatniej ulewie”. Susannah
wydawała się nawet zadowolona tym, że jej matka wyszła, co nieco mnie
zaniepokoiło. I miałam rację, jak to zazwyczaj bywało. Przyjaciółka spojrzała
na mnie z błyskiem w oku, a ta mała iskierka podekscytowania zawsze mówiła mi,
że Suzie ma jakiś plan, który niekoniecznie musiał mi się spodobać.
— Co znowu wymyśliłaś? — zapytałam, patrząc na
blondynkę, która okręcała kosmyk włosów wokół swojego palca wskazującego. Mina
Cartera jasno mówiła mi, że był wtajemniczony, ale w przeciwieństwie do swojej
dziewczyny wyglądał na znudzonego.
— Mam świetny pomysł, naprawdę — przyrzekła żarliwie.
— Muszę cię tylko do niego przekonać.
— Chyba wolę mieć to za sobą.
— Nie bądź tak źle nastawiona! Nastawienie to
podstawa. Jak myślisz o czymś w lepszy sposób, to od razu wydaje się lepsze! —
zaśmiała się. — Posłuchaj Joyce — zaczęła, a ja miałam już dość — będziesz
miała już osiemnaście lat. Wiem, że twój bal będzie olśniewająco znakomity, ale
zastanawiam się, czy nie chciałabyś zaznać czegoś bardziej, hm, przyziemnego? —
zapytała, a jej brwi wystrzeliły w górę.
— Nie za bardzo wiem, co oznacza „przyziemne” w twoim
rozumowaniu — stwierdziłam.
Carter zaśmiał się pod nosem tak, jakbym opowiedziała
jakiś powalający na łopatki kawał, więc łypnęłam na niego wściekłym wzrokiem,
co wydawało się jeszcze bardziej go śmieszyć.
— Moja dziewczyna ma na myśli imprezę normalnych
osiemnastolatek — mruknął po chwili. — Wiesz… Dużo młodych ludzi, głośna muzyka
z głośników, imprezowe stroje.
— Klub! — podsumowała Susannah.
Aż wstałam, podpierając się dłońmi o blat stołu.
— Maxvell — zaczęłam głośno — czyś ty oszalała?
Nie wyglądała na wzruszoną. Przeciwnie. Suzie mnie
znała i raczej była gotowa na taką reakcję. Właściwie nie do końca wiem, jak
jest w klubach. Słyszałam o tym tylko od mojej przyjaciółki i wiedziałam, że po
każdej nocy w tamtym miejscu była zmęczona i wyglądała gorzej, niż zazwyczaj.
Nie wyglądało to na miejsce dla mnie. Zawsze pragnęłam i musiałam wyglądać perfekcyjnie,
to było raczej logiczne.
— Spodziewałam się tego — powiedziała powoli,
starannie wypowiadając każde słowo — ale zastanów się Joyce. Poznasz coś
nowego, zawsze dzieliłaś się ze mną swoim światem, więc może ja pokażę ci rąbek
mojego?
— Jesteś dziewczyną z dobrego domu, z mojego świata —
rzekłam z siłą w głosie.
— Owszem — zgodziła się — ale w przeciwieństwie do
ciebie nie mam zamkniętych drzwi do innych rzeczywistości. Żyjesz w świecie,
który stworzył twój ojciec dla ciebie.
— Bzdura! — sprzeciwiłam się.
— W porządku. Bzdura, ale chciałabym ci pokazać coś od
ciebie.
Cóż, to był rozsądniejszy argument. Zawsze ja
zabierałam gdzieś Susannah, czy to z moimi rodzicami na jakąś wycieczkę czy na jakieś
lokalne imprezy. Nawet same z Philipem dość dużo zwiedzałyśmy. Oczywiście każde
miejsce było proponowane przez mojego ojca.
— A co na to moi rodzice? — zapytałam.
— Właśnie — mruknęła niepewnie. — Oni nie mogą o tym
wiedzieć. Musiałabyś po kolacji wymknąć się z domu — powiedziała cicho.
— Nie ma mowy!
— No weź, Joy, trochę szaleństwa nikomu nie zaszkodzi!
— uparła się.
— Nie będę oszukiwać rodziców! — krzyknęłam.
Suzie wystała i pokazała mi, abym była cicho, a potem
wyjrzała przez okno. Uspokoiła się widząc, że jej rodzicielka nadal bawi się w
ziemi i robi coś z kwiatami.
— Dla mnie, proszę — szepnęła.
— Nie grasz fair, Susannah Maxvell.
~*~
Nie mogłam uwierzyć w to, że moja przyjaciółka
zaproponowała mi coś takiego, a jeszcze bardziej niewiarygodne było to, że
zgodziłam się na ten abstrakcyjny pomysł! Nigdy, przenigdy nie oszukałam swoich
rodziców. Pomijając sytuację, gdy byłam małą dziewczynką i kradłam ciasteczka
przed obiadem. To było coś nieistotnego, a teraz? Miałam ich oszukać. Naprawdę
o s z u k a ć. To nie było coś w moim stylu. Nie tak mnie wychowali. Nie
chciałam też przyznać się sama przed sobą, ale ciekawiło mnie to, co mogło mnie
tej nocy spotkać. Byłam wściekła i podekscytowana, całkowicie wyprana
emocjonalnie, bo nigdy nie musiałam podejmować takich decyzji. Nie musiałam
uciekać.
Plan był w zasadzie prosty. Miałam, tak jak zawsze,
zjeść kolację z rodzicami i porozmawiać z nimi o minionym dniu. Po krótkiej
rozmowie zamierzałam pójść do kuchni, aby porozmawiać z Mercy i uciec do
pokoju, życząc wszystkim miłych snów. Nikt nie zaglądał do mnie w nocy, więc
nie musiałam martwić się tym, że ktoś zorientuje się moją nieobecnością.
Bardziej przerażał mnie fakt ucieczki przez okno. Miałam wyrzucić drabinkę i
zejść po tej niestabilnej rzeczy na ziemię. Ubrania przygotowywała mi Suzie, bo
ja kompletnie nie wiedziałam w co ubrać się do klubu. Chłopak blondynki miał na
mnie czekać jakieś sto metrów od mojego domu.
Byłam świetną aktorką, ale trudno było ukryć moje
przerażenie, zdenerwowanie i fascynację. Matka nie zwróciła na to zbyt wielkiej
uwagi, a ojciec śmiał się, że za bardzo przeżywam organizację balu. Tak, to
było świetne wytłumaczenie mojego zachowania i dziwne, że o tym wcześniej nie
pomyślałam, ale przez tę całą ucieczkę zapomniałam o swoich urodzinach. Tylko
Mercy podejrzliwie mnie obserwowała i po raz pierwszy w życiu chciałam ominąć
rozmowę z nią, ale złamanie tej codzienności też byłoby niepokojące.
Na szczęście z całą szopką poszło mi dość dobrze i
mogłam iść do swojego pokoju, aby głęboko odetchnąć i zebrać myśli. Zaczynałam
żałować, że się na to zgodziłam i próbowałam wymyśleć jakąś wymówkę, ale z
drugiej strony… Byłam rozdarta.
Nie chciałam już o tym myśleć, więc zabrałam się za
przygotowania. Zgarnęłam telefon, portfel i klucze do torebki, a do kosmetyczki
wsadziłam mój ulubiony błyszczyk, tusz do rzęs, puder oraz ulubiony perfum —
niezbędnik kobiety, która gdzieś wychodzi. Nawet jeśli to była ucieczka, to
musiałam przestrzegać pewnych reguł. To był tylko jednorazowy wypad, to
wydarzenie nie miało mnie zmienić. Traktowałam to jako nowe doświadczenie i nic
więcej, nic mniej.
Najgorsze było przede mną. Wyszłam na balkon i
spojrzałam w dół. Przełknęłam ślinę, cofając się do pokoju i opierając o
ścianę.
— Spokojnie, spokojnie Joy, to wcale nie tak wysoko —
mruknęłam sama do siebie dla dodania otuchy. — Nie jesteś tchórzem.
Chwyciłam drabinkę, zahaczyłam o barierkę i lekko
szarpnęłam. Wyglądała na solidną. Barierka, nie drabina. Drabina wyglądała jak
jakaś zabawka, ale Suzie obiecała, że nie zawiedzie, lekko pokołysze.
Przerzuciłam nogę przez balkon, a potem drugą, kurczowo ściskając dłonie na
metalu. Postawiłam stopę na plastikowym stopniu, drugą niżej i zsunęłam ręce na
liny, a cała drabina zaczęła się lekko kołysać. Zacisnęłam zęby i zaczęłam
powoli schodzić. Przystanęłam, gdy linka zaczęła obijać się o ścianę domu.
Zaczęłam w panice nasłuchiwać, czy nikt nie zmierza w moim kierunku, ale
panowała cisza. Moje nogi drżały, gdy dotknęły stabilnego gruntu, ale nie
mogłam czekać za długo na uspokojenie rozdygotanego serca. Ruszyłam do tylnego
wyjścia i po krótkim spacerze zauważyłam auto Cartera. Wsiadłam na miejsce
pasażera.
— Jesteś — mruknął zaskoczony i spojrzał na mnie z
lekkim uśmiechem. — Może będą z ciebie jeszcze ludzie.
Często go nie rozumiałam. A co? Teraz niby nie byłam
człowiekiem? Nie miałam pojęcia, o co mu chodziło i moją taktyką na to było
milczenie. Po prostu nie byliśmy na tym samym poziomie intelektualnym. Tym
sposobem całą drogę do Suzie przebyliśmy w milczeniu i jak myszki wchodziliśmy
do domu mojej przyjaciółki, aby nie zbudzić jej mamy. Było łatwiej. Ona nie
miała służących, ogrodników ani pokojówek. Mieszkała sama z matką, a ojciec
chwilowo był w Chinach i załatwiał jakieś ważne interesy dla mojego taty.
Pracował dla niego, co chyba nie było żadnym zaskoczeniem.
Susannah już na nas czekała. Sama wyglądała inaczej,
nigdy nie widziałam jej w takim wydaniu. Miała mocniejszy makijaż, błyszczący,
podkreślone usta i skąpe ubrania. Wyglądała naprawdę kusząco, musiałam to
przyznać. Ciężko było mi się przyzwyczaić do jej nocnego wydania, jeśli mogłam
to w ogóle tak nazwać. Oczywiście zaplanowała wszystko łącznie z moim strojem,
który na mnie czekał na jej łóżku. Poszłam do łazienki i przebrałam się, a
potem Suzie stwierdziła, że podreperuje mój makijaż na imprezowy. Ostatecznie
miałam na sobie czarne botki na platformie, czarne i obcisłe spodnie z wysokim
stanem i białą bokserkę, na którą zarzuciłam ulubioną skórę blondynki z małymi
ćwiekami na ramionach. Spojrzałam na siebie w lustrze i widziałam inną osobę, a
Carter gwizdnął.
— Ja tu nadal jestem — przypomniałam mu. — Traktuj
mnie tak, jak powinieneś.
— Może i wygląda inaczej — mruknął do swojej
dziewczyny — ale to nadal ona. — Skrzywił się nieznacznie i wycofał z pokoju.
To był znak, że na nas czas i pora się zbierać. Było mi tak ciężko. Czułam
pewien ciężar w brzuchu, jakbym zjadła jakieś kamienie. Rzadko kiedy się
stresowałam. To, co miało dziać się tej nocy było dla mnie całkowitą zagadką i
obawiałam się tego. Sama nie wiedziałam, co mogło mnie tam spotkać i wcale nie
byłam pewna, że będę tego chciała.
__________________________________________________________________________
Jestem! Początkowo może zacznę od złych wieści, czyli nie dostałam się na UWr. Na początku kompletna pustka w głowie i załamka, co mam zrobić ze swoim życiem? Stwierdziłam, że zostanę modelką, a najlepsze było w tym to, że połowa z mojej rodziny wzięła to na serio i popierali ten pomysł XD. Zawsze pchali mnie w stronę modelingu, jak jeden mąż. Szczególnie ciotki, które w młodości brały udział w różnych wyborach i mówiły, że to całkiem fajna zabawa. W każdym razie uzmysłowiłam sobie, że to nie koniec świata! Oczywiście, że jest mi przykro, ale najwidoczniej los przygotował dla mnie coś innego. I w sumie to tyle z tych złych wieści. Kochani! Zniknę teraz całkowicie na około tydzień, góra dwa. Nie martwcie się tym, że znów uciekłam, nie nadrabiam u was czy cokolwiek innego. Jadę do Gdańska z przyjaciółmi i mam zamiar się wybawić (problem w tym, że pod namioty, a pogoda marudna). A na drugi tydzień przyjeżdża do mnie kochana Miśka, w internetach znana jako Lady A. I mam zamiar się nią nacieszyć za wsze czasy, bo to będzie nasze drugie spotkanie na żywo :D. Także... dziś było ode mnie dużo (ciekawe, czy ktoś to przeczytał). Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, kochani, i na mnie poczekacie, a ja wezmę się do roboty z nadrabianiem i pisaniem! Całuski! Ach, będę wdzięczna za komentarze i dziękuję wszystkim, którzy skomentowali rozdział poprzedni!
Pozdrawiam,
CM Pattzy.
No nie wierzę! Po prostu never ever, ale to będzie chyba pierwszy raz, gdy jako pierwsza wstawiam komentarz pod rozdziałem! Jestem podekscytowana XD
OdpowiedzUsuńWiesz co, cały ten rozdział bardzo wczuwałam się w sytuację Cartera. Joy traktuje go jak totalny plebs, cały czas się z tego śmiałam. Ilekroć chciał cokolwiek powiedzieć, jej postawa typu "spierdalaj, jestem lepsza" skutecznie zamykała mu usta. To chyba jedyna cecha, którą lubię w Joyce! Jest złośliwa i wredna, dokładnie tak jak ja :D
Więcej mogę napisać tylko tyle, że nie zwracam już uwagi na jej irytujące podejście do życia. W tym rozdziale była całkiem w porządku; może to przez ten "dobry humor". I lubię zachowanie jej mamy - najwidoczniej nie jest aż tak zimną suką, jak myślałam.
A pomysł z imprezą?! OMG, co jak ją ktoś złapie za dupę? Odwróci się i spojrzy na niego jak na Cartera :D "Człowieku niższej kategorii, nie dotykaj moich zajebistych pośladków!". Dobra, jest późno, a wiesz że miałam niezbyt przyjemny wieczór XD
Popieram pomysł zostania modelką, już Ty dobrze o tym wiesz, słoneczko! A jakby co, to zawsze możemy jeździć razem na śmieciarce, co nie?
I wierzysz, że to już TYLKO 10 dni? To chyba niepoważne, ale cieszę się na to spotkanie bardziej, niż wakacje z moim przyszłym-byłym-niedoszłym. W końcu pół roku Cię nie widziałam <3
Aaaaa te całuski na końcu to sobie odbiję jak już się zobaczymy :*
Tulam Cię mocno, mocno <3 Niech Ci się wena trzyma tak jak i teraz. Jakbym to kiedyś powiedziała: "niech moc będzie z tobą!".
Całuję, kocham <3
Twoja
Lady A.
Ja, serio byłaś pierwsza! OMG, impreza, dupa, o nie, nie, nie! Szkoda, że tak szybko minęło :<.
UsuńMoja <3.
W tym rozdziale Joy mnie wyjątkowo nie denerwowała - właściwie bardziej bawiła, a na początku rozdziału wydała się nawet ludzka - muzyka dodaje jej normalności. Poza tym, widać po jej kontaktach z matką, że jednak jej na czymś zależy. I cieszę się, że pogodziła się z Suzzanah i kupiła jej tę suknię. Tej lasce należy się trochę przyjemności za znoszenie humorków Joy xD
OdpowiedzUsuńDobrze, że Suzie pomyślała o tym, że trochę zaznajomić Joyce z normalnym życiem, bo może kiedyś ta złotka klatka zacznie się sypać i powinna zaznać trochę prawdziwego życia. Ale aż boję się pomyśleć, co się stanie w tym klubie i nie wiem, jak Joy zniesie taką ilość plebsu.
Czekam do następnego. I dobrej zabawy na wakacjach, należy ci się :)
Nawet ludzka :D. O rany, jak mnie to się spodobało. Ta, Suzie serio musi mieć wiele cierpliwości, ja podziwiam.
UsuńDziękuję!
Joyce idzie na imprezę w klubie w środku nocy? Co za nowość, będzie się działo! Chociaż mam mieszane uczucia co do tego co tam się może wydarzyć. Poza tym wydaje mi się, że Mercy o wszystkim się dowie.
OdpowiedzUsuńA co jeśli Joy będzie zachowywać się w klubie tak jak zawsze? W pewnym sensie nie polecałabym Suzie brać takiej koleżanki, to totalnie nie jej środowisko xD
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;D
Całkiem możliwe, że Suzie narobi sobie obciachu swoją przyjaciółką, ale jak widać mocno jej zależy :D.
UsuńDziękuję! :*
Chyba nie przekonam się do Joy, choć tutaj zdawała się trochę "znormalnieć". Ukazała swoją drugą twarz i to jest super. Pokazała, że muzyka stanowi dla niej coś niezwykle cennego i chętnie dzieli się z tym z bliskimi. Jej matka musi być z niej dumna, a Joy widać, że zależy na opinii rodzicielki.
OdpowiedzUsuńDobrze, że przyjaciółki się pogodziły, choć mnie osobiście przyjęcie tak drogiego prezentu trochę by speszyło. No, ale dziewczyny chyba żyją w innej rzeczywistości i takie coś nie stanowi dla nich nic niezwykłego.
Co jeszcze... Polubiłam chłopaka Suzie. Wydaje się całkiem w porządku człowiekiem i dlatego jeszcze trudniej mi zrozumieć, dlaczego Joy traktuje go w ten sposób, bo to, że on za nią nie przepada jest dla mnie oczywistością.
Pomysł z imprezą - super, ale nie do końca popieram ideę wymykania się z domu. To może mieć katastrofalne skutki na różnych płaszczyznach. W każdym razie podoba mi się, że dziewczyna zazna trochę normalności, bo póki co żyje w takiej bańce, która kiedyś może pęknąć i wtedy już nic tej biednej dziewczyny nie uratuje.
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na:
http://nieobecne-jutro.blogspot.com/
Matka Joy nie okaże się taka zła, naprawdę :). Jeśli chodzi o drogi prezent, to dla Joy to nie jest nic specjalnego, naprawdę. Ma kasy jak lodu, a raczej jej tatuś, więc jej nie w głowie koszta prezentów. Carter to naprawdę spoko gościu, a impreza jest tajemnicą :D.
UsuńDziękuję!
No i Joyce nie okazała się taka zła, a przynajmniej w tym rozdziale jakoś tak lepiej się zachowywała. Najprawdopodobniej to kwestia tego jej dobrego humoru, bo dzięki temu wpadła na pomysł z prezentem dla Suzie i za to zarobiła u mnie olbrzymiego plusa. Naprawdę był to miły gest z jej strony! Poza tym generalnie w tym rozdziale była miła dla wszystkich, jak i odwrotnie, niemal wszyscy, włącznie z mamą, byli mili dla niej. Wyjątkiem jest oczywiście Carter. Ciekawa jestem czym do chłopak zasłużył sobie na aż tak niepochlebną opinię u Joyce. Serio, mam wrażenie, że jak Joyce tylko go widzi, to automatycznie włącza jej się taka postawa pt. spadaj człowieku, nie jesteś godzien, żeby czyścić mi butki. Zwłaszcza, że Joyce snuje przypuszczenia o tym, jakoby Carter mógł zranić Suzie i w ogole był dla niej nie najlepszym kandydatem na miłość życia. I teraz albo coś w tym jest, albo to Joyce trochę przesadza. Na razie, na tyle na ile poznałam Joyce, skłaniałabym się ku tej drugiej opcji. Mam wrażenie, że Joyce nie lubi Cartera głównie przez to, że zabiera jej czasem Suzie, a z kolei Carter nie należy też do ludzi, którzy chcieliby się Joyce przypodobać, ba, powiedziałabym, że wręcz jawnie uważa Joyce trochę za taką księżniczkę i nie waha się, żeby okazywać jej coś w rodzaju takiej pobłażliwej niechęci. W konsekwencji nie lubi się ta dwójka, oj nie lubi. Ale to dobrze, lubię jak w otoczeniu Joyce jest ktoś, kto nie daje się jej podporządkować. Miło widzieć Joyce, która musi stawić komuś czoła, bronić się, a nie tylko atakować. Dlatego nie mogę się doczekać tego jej wypadu do klubu i tego, co on ze sobą przyniesie, bo jednak Joyce będzie w obcej dla siebie scenerii i to może ją trochę osłabić, sprawić, że wreszcie na moment poczuje się zagubiona i straci choć odrobinkę z tej swojej nadmiernej pewności siebie. No zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci miłego wyjazdu! Aha, i dziękuję za powiadomienie o rozdziale, ale jak coś nie musisz się kłopotać, ja obserwuję bloga, widzę jak pojawia się nowa notka i jak tylko mam chwile, to na pewno będę zawsze wpadać z komentarzem :) Pozdrawiam!
Carter jest po prostu zwykłym chłopakiem ze zwykłymi marzeniami i to tak nie pasuje Joy. Nie pasuje do jej idealnego, przepełnionego złotem światka. Puste myślenie bogatej dziewczyny, niestety :D. Nie wykluczam, że może po zmianie, jaka zajdzie w Joy, całkiem się polubią.
UsuńDziękuję za komentarz!
Joyce nadal mnie denerwuje swoimi poglądami. W ogole nie zna zycie. Nie wiem, czy pójście na imprezę jest najlepszym sposobem, by je poznac, ale zawsze cos. Chyba podświadomie chce cos zmienić, vo łatwo dała sie przekonać. Lubię za to jej przyjaciółkę, gdyż pokazuje ona, ze mozna łączyć rożne światy. Opis grania na wiolonczeli... Generalnie dobrze, ze go dodalas, ale xhyba troche przesadziłaś. Tak chciałaś zaznaczyć wyjątkowość tej czynności, ze wyszło wręcz karykaturalnie. Czy naprawdę Joyce mysli sama o sobie, ze wyglada seksownie, jak gra? To brzmiało troche, jakby sie naćpała czegos :D troche obawia mnie to, jak bardzo rak dziewczyna jest tak naprawdę uzależniona od opinii rodzicow. Musi się ogarnąć, serio. Lubię tez jej chłopaka. Widac, ze nie trawi Joyce i trudno się dziwić, a jednak zachowuje sie naprawdę w porządku ;). Zapraszam Cię na nowosc na niezaleznosc-hp.blogspot.com byłoby miło przeczytać Twoją opinię; oczywiscie, jesli nadal jestes zainteresowana
OdpowiedzUsuńJoyce myśli, że wszystko, co robi jest tak wyjątkowe, dlatego wszystkie opisy są takie wyolbrzymione. Ogólnie laska uwielbia siebie i jest narcystyczna.
UsuńDo ciebie oczywiście wpadnę, niedługo biorę się za nadrabianie wszystkiego!
Naprawdę piękny szablon, chociaż to akurat najmniej tutaj ważne, treść całkowicie dorównuje szablonowi. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńWidać, że Joyce bardzo lubi grę na wiolonczeli. Jej matce też musiało się podobać jak z tego powodu nagięła grafik dnia. Joyce zależało na opinii matki no i właśnie ją dostała.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Joyce i Suzie się pogodziły. Miło też ze strony Joyce, że dała przyjaciółce prezent na przeprosiny.
Ciekawe co się wydarzy w klubie i jakie będą tego skutki dla Joyce.
Czekam na kolejny rozdział.
Przynajmniej ma dziewczyna jakieś zainteresowania :D. Już niedługo wszystkiego o imprezie się dowiesz.
UsuńDzięki!
Cześć :)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu UWr, ale przecież można jeszcze próbować ;) Poza tym mam nadzieję, że wypad do Gdańska oraz spotkanie z Lady A. przebieg(ają)ną w najlepszej atmosferze.
Co do rozdziału - ta, niby robi się normalniej, w końcu wypad do klubu, ale nadal Joyce pozostaje dla mnie księżniczką ze świata, do którego trzeba by mnie wołami ciągnąć, a i tak stawiałabym opór. Widzi czubek własnego nosa, to, co robią inni, odbiera, jakby robili to dla niej. Cieszę się, że ona i Suzie się pogodziły (choć ta sukienka to odrobinę przekupstwo, przynajmniej dla mnie to tak wygląda), ale nie jestem pewna, czy stosunki między nimi będą takie jak przed tą 'kłótnią'.
Carter. Za niego jestem ci wdzięczna. W końcu ktoś, kto nie przepada za księżniczką Joy i nie stara się przypodobać. Takiej postaci mi ostatnio brakowało.
Podejrzewam, że w klubie natkną się na Davida i mnie to jara.
Czekam na nn ^^
Ściskam! :*
Można, można. Wypad do Gdańska był naprawdę udany, choć pogoda markotna, a wizyta Lady A. minęła za szybko, jak wszystko co dobre.
UsuńJoy jeszcze długo taka księżniczkowana pozostanie, choć przyznam, że nie mogę doczekać się zmian jakie w niej zajdą. Sukienka była według niej super prezentem, a Suzie i tak zła na nią nie była, raczej przywykła do takich zachowań.
Spotka Davida. Też się jaram.
Dziękuję! :*
Wszystkie rozdziały POCHŁONĘŁAM. Naprawdę, masz tak plastyczny styl pisania, że nic tylko czytać i czytać. :D
OdpowiedzUsuńPostać Joyce dla mnie, przynajmniej jest trudna do polubienia. Tak, wiem, została tak wychowana, le te jej podejście, że jest lepsza od innych i tak jest dobrze trochę irytuje. A każdy musi ją szanować, bo to przecież księżniczka, jak słusznie zauważył chłopak, z którym miała niefortunne spotkanie. ;)
Bardzo polubiłam postać Cartetra, szczerze pokazuje, że jej nie lubi. I już nie mogę się doczekać tego wypadu do klubu. Myślę, że to wydarzenie mocno namiesza naszej Joy w głowie. :D
Pozdrawiam serdecznie!
Sorry za błędy, pisanie na telefonie jest dosyć niewygodne. xD
UsuńWitam! Miło mi, że dobrze ci się czytało, bardzo mnie to motywuje. Joy jest trudna do polubienia i mało kto ją lubi, ale to się zmieni!
UsuńDziękuję!
Szczerze, to póki co nie wiem jak się wypowiedzieć. Cały czas przedstawiasz jak wygląda życie twojej bohaterki i podoba mi się taka wolna akcja, ale nieco brakuje mi "nowinek". Mam wrażenie, że nieustannie powtarzasz to samo - niby dzieje się coś innego, ale przekazujesz tym dokładnie takie same wiadomości czytelnikowi i zastanawiam się ile to jeszcze potrwa i kiedy nastąpi jakaś zmiana lub krok na przód.
OdpowiedzUsuńZaczynam też przewidywać, że dziewczyna spotka tego co jej dokuczył na tej imprezie.
Nieco rozbawiła mnie jej hermetyczność, to że jest taka chamska i grzeczna jednocześnie, że nawet nigdy w życiu się do klubu nie wyrwała. Trochę mi jej szkoda, bo nie miała takiego typowego młodzieńczego życia.
Jej i Cartera dogryzki mnie nie bawiły, bo już z tego nieco wyrosłam i nawet jak pisałam swoich gówniarzy (bo ostatnio znowu spróbowałam), to ich wzajemne odzywki do siebie mnie wydawały się często być żałosne zamiast śmieszne. Widocznie już trochę za stara jestem i niedługo emeryturka mnie dopadnie :)
takamilosc.blogspot.com
Może troszeczkę masz rację, ale właśnie takie jest życie Joyce. Ciągle robi coś innego, ale właściwie wszystko w jej życiu wygląda tak samo.
UsuńWłaściwie nie wiem, bo na przykład ja, mam prawie dziewiętnaście lat, a sama w klubie nigdy nie byłam XD.
Dziękuję za opinię i pozdrawiam!
Zamierzasz wrócić jeszcze do pisania? Jeśli tak, to daj mi znać jak powrócisz do blogsfery i coś tutaj opublikujesz, póki co dodaję twój blog do zawieszonych.
UsuńKolumna boczna! :) Jest aktualizacja sprzed dwóch dni, że żyję!
UsuńWiesz ile było takich aktualizacji, kolumn bocznych, a nawet odrębnych postów zwiastujących rychły powrót, a potem blogowicze i tak nie wracali? Wiele, ostatnimi czasy trafiłam na coś takiego na "Przeklęte bractwo", gdzie cały czas wpierano mi, że mam do czynienia z dojrzałymi ludźmi. Są tak bardzo dojrzali, że nawet nie odpisali czytelnikom czy w ogóle zamierzają wrócić, a przecież taki odpis to kilka sekund. Tym bardziej jestem ci wdzięczna, że ty odpisałaś :) W ogóle zaczynam doceniać odpisywanie, więc sama powinnam w końcu nadrobić zaległości i odpisać na komentarze u mnie. Póki co i tak przy twoim blogu stoi (P) ale jak wrócisz, to daj mi znać, a szybko to zmienię, dobra? Pozdrawiam i weny, czasu, powodzenia :)
UsuńNo pewnie, rozumiem! Na bractwo sama czekałam. No, odezwę się na pewno i dziękuję! :)
UsuńCzekam na ten odzew i czekam i nic. Rozdział niby prawie napisany w listopadzie, a tu mija miesiąc i nadal go nie ma. Na innych blogach, które czytałaś też nie jesteś aktywna, bo cię "nie spotykam". Co się z tobą dzieje, Kingo?
UsuńPozdrawiam
PS. Jedno z moich opowiadań niedługo zostanie ukończone. Byłoby mi miło gdybyś na nie zajrzała. Serdecznie zapraszam.
„Zostaw uchylone...”
Studia mnie zjadają. Wiesz, pierwszy roczek i jestem nimi tak zafascynowana. Jednak jestem na swojej ukochanej psychologii <3. Miałam natłok kolosów i nauki, a od tego tak bardzo się odzwyczaiłam, ale prawdziwy kujon ze mnie, bo do tej pory nie mam niższej oceny od 4,5! Wiem, że zaniedbałam blogowanie, ale nie mam zamiaru tego zostawić :). Codziennie zaglądam tutaj, czy nie ma czegoś nowego. I wiesz - przez finanse na studia dojeżdżam. Od 12 do 23 nie ma mnie w domu i padam na ryjek. Dorosłe życie ma swoje plusy i minusy, a mój organizm musi się do tego przystosować. No, i nie będę bajek tworzyć, to trochę też moje lenistwo. W każdym razie: jestem i będę! Założyłam też konto na wattpadzie i tam zaczęłam publikować moją historię, o czym powiadomię w notce pod następnym rozdziałem.
UsuńDziękuję, że nadal, mimo wszystko, jesteś i pamiętasz! Ja też o Was pamiętam! Do Ciebie na pewno zajrzę!
Nie załamuj się, studia to nie wszystko. Poza tym zawsze można spróbować za rok ;)
OdpowiedzUsuńByłam zdziwiona, gdy wyszło na jaw, że Jo nie była nigdy w klubie, ale potem pomyślałam, że to do niej pasuje. W końcu w tego typu miejscach bawi się "plebs", więc Jo z pewnością z chęcią by tam nie poszła. W ogóle dziwię się, że się na to zgodziła. Mogła przecież powiedzieć, że nie ma mowy i siedzieć w domu. To chyba trochę pokazuje, że jednak liczy się ze zdaniem przyjaciółki. W jakimś tam stopniu, ale chyba tak.
Natomiast nie dziwię się, że Carter jej nie lubi. Ja też się zastanawiam, czemu Jo i Sus się przyjaźnią, także rozumiem jego zdezorientowanie w tej kwestii:D
Zbyt wiele się tutaj nie działo, ale jestem ciekawa, co będzie dalej. Może w tym klubie ktoś nadepnie na odcisk Jo? Może jej pokażą, że wcale nie jest panią świata? Może to niemiłe, ale uwielbiam fragmenty, w których takie paniusie są przez kogoś "gaszone". Poprawia mi to humor;D
No nic. Czekam na kolejny i życzę udanego wypadu ;*
E tam, nawet ja nigdy nie byłam w klubie :D. Joy to już na pewno, ona to chyba tylko na balach. Nie jest z niej imprezowa osóbka. Carter za to jest chłopakiem z innego świata i nie lubi takich paniusi, a ma z takimi styczność przez swoją dziewczynę, która jest gdzieś pomiędzy :D.
UsuńDziękuję za komentarz!
Witam serdecznie, przybywam i ja, nie z tak wielkim spóźnieniem jak zawsze!
OdpowiedzUsuńRaz mi się udało, a co! Rozdział jak zawsze bardzo mi się podobał, a Joy, jak zawsze mnie zirytowała. Ale może najpierw od początku.
Zaskoczyło mnie to, że dziewczyna potrafi grać na wiolonczeli, nie pamiętam, żebyś wcześniej wspominała o tym, że aż tak kocha muzykę. Jednak ma w sobie jakąś delikatną stronę, haha. :D
To jest przykre. Dziewczyna stwierdziła, że jej dzień jest piękniejszy tylko dlatego, że jej mama posłuchała tego jak gra i pozwoliła na opóźnienie obiadu o kilka minut. To jest smutne, że Joyce otrzymuje tylko tyle czułości od własnej matki. :c
Bardzo ładny gest z jej strony z tą sukienką. Pominę to, jak odnosiła się do Cartera i co o nim myślała, żeby się niepotrzebnie denerwować. Zaskoczyło mnie to, że dała się namówić na tą zabawę w klubie. :o
Myślałam, że w życiu się na to nie zgodzi, a tu taka niespodzianka! Ciekawe, czy jej rodzice lub ktokolwiek ze służby zorientuje się, że zniknęła, czy jej ucieczka pozostanie nieodkryta.
Mam jakieś dziwne przeczucie, że Joy spotka w klubie wcześniej widzianego, pewnego irytującego ją mężczyznę. ;>
Już nie mogę się doczekać kolejnych zdarzeń! Wracaj szybko i nie przejmuj się tym UWr, to jeszcze nie koniec świata, zawsze może spróbować jeszcze raz za jakiś czas. :*
Miłego wypoczynku z przyjaciółmi!
Życzę mnóstwa weny i serdecznie pozdrawiam! <3
PS. Będę na bieżąco informować Cię o nowościach u mnie, żebyś się nie pogubiła. :D
for-one-more-chance.blogspot.com
Hej! Ja też zawsze wszędzie jestem z opóźnieniem, wiec piątka.
UsuńJoy wcześniej wspominała, że gra, ale nie o tym, że tak bardzo to lubi, więc mogłaś o tym zapomnieć :D. Co do jej matki, to jeszcze jest to wszystko tajemnicą. Haha, ładny gest, ładna sukienka i jak zwykle złe podejście do Cartera, bo faceci to zło i piekło i w ogóle ble XD.
Dziękuję, wiem, że nie koniec, no ale kurczę XD. Wypoczynek był udany! <3
Dzięki!
Joy - mimo iż spodobało mi się to, że lubi i potrafi grać na jakimś instrumencie, wcale nie spowodowało, że zmieniłam o niej zdanie.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony ta jej mama... eh.
Carter jej nie lubi? Oh jaka szkoda xD A kto ją lubi? ah tak niby Suzie :P w cudzysłowiu :P
Cóż mogę więcej napisać? Podobało mi się i czekam na kolejny rozdział :* <3
A kto ją lubi? XD Naprawdę mało kto :D.
UsuńDziękuję!
Hej :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się, jak opisałaś tę grę na wiolonczeli Joy. Widać, że dziewczyna naprawdę się na tym zna i czerpie z gry przyjemność. Tylko smutne jest dla mnie, że tak bardzo się cieszyła, kiedy matka pozwoliła przesunąć obiad o kilka minut, żeby mogła grać. Zrozumiałabym, gdyby jej posiedziała coś naprawdę miłego. Ale jej matka jest taka zimna, że gdybym była na miejscu Joy to pewnie już dawno pieprznęłabym ten instrument w kąt. I nie mówię tu tylko o tym incydencie, bo od początku mam wrażenie, jakby jej matka za bardzo nie interesowała się tym, co czuje jej córka. Jakoś już ojciec Joy jest cieplejszy.
I nareszcie jest coś, za co mogę pochwalić Joy, a mianowicie ten prezent dla Susan. Myślę, że za to, że jeszcze nie nawrzucała Joy za jej zachowanie i w milczeniu znosi te wszystkie humorki wielmożnej księżniczki należy jej się coś raz na jakiś czas. Za to dla jej chłopaka Jo powinna być choć odrobinę milsza, chociaż spróbować.
A jeśli chodzi o ten wypad do klubu, to też się dziwię, że się zgodziła. Przecież tam panoszy się pospólstwo, wszędzie jest brudno a już nie mowa o tych obrzydliwych toaletach! Biedna Joy, co oni chcą jej zrobić?! A tak serio, to myślę, że taka odmiana jej się przyda. No i złażenie po drabinie było genialne. Choć miałam nadzieję, że jednak spadnie, prosto w jakieś ostre róże! To by mi się podobało! I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby na tej imprezie przypadkowo spotkała kolesia z centrum handlowego. Mogłoby być ciekawie xD
Lecę, ściskam, pozdrawiam :3
Dziękuję!
UsuńWybacz mi spore opóźnienie ;p
OdpowiedzUsuńKochana jesteś moim mistrzem! Ale zajebiście to rozegrałaś :P Suzie wprost uwielbiam, ale czy jej pomysł się uda? Czy zrobi z Joyce "normalnego człowieka"? Hmm zdziwił mnie gest Joy z tą sukienką, ale pozytywnie. Przyznała się, że nie miała racji w tej galerii, jednak wątpię w prawdziwość tych słów. Tutaj ją zacytuję: "Nie uważałam, że coś było moją winą i powinnam ją przepraszać, ale mały prezent nikomu nie zaszkodził.". Tym sama zaprzeczyła słowom, które powiedziała Suzie: "Pomyślałam, że nie miałam racji wtedy w galerii.". Jednak pomysł Maxvell wydaje się świetny. Niech droga Joyce pozna "inny świat". Jest irytująca, ale zaimponowała mi tym, że jednak zgodziła się po namowach, aby spróbować. Coś mi się wydaje, iż ten wypad zmieni całe jej życie i światopogląd. Może znowu wpadnie na Davida? Oczywiście liczę na to :P
Hmm zwróciłam uwagę na pewne rzeczy, które mi nie pasowały:
"Z łatwością, nawet do znanych utworów, dodawałam własne wstawki muzyczne, który sprawiały" - tutaj chyba powinno być "które";
"Miała mocniejszy makijaż, błyszczący, podkreślone [...]" - a tutaj chyba powinno być "błyszczące".
To, że nie dostałaś się kochana UWr to nie koniec świata. Oczywiście wierzyłam w ciebie do samego końca :) Wiem również, że poradzisz sobie. Coś się wymyśli, bo sztuką jest podnieść się po upadku :) Nie wiem czy właściwie to powiedziałam. Nie chciałam tym urazić tylko podnieść na duchu xD W pocieszaniu jestem kiepska, więc się zamknę.. :P
Czekam na tą maaaagiczną noc, która na sto procent zmieni Joyce! Na spotkanie z Davidem i kolejne posty!
A tak na koniec:
"Ich droga będzie długa, czy krótka, tego nie wiem
Dalej za mnie będzie pisać CMPattzy, bądź tego pewien.".
Muahahahahaha musiałam to napisać :D
Miłej zabawy kochana!
Hmm i oczywiście może czasem będę się dłużej spóźniała, bo teraz czas na moją maturę.. xD Boziuuu jaka stara dupa.. xD
Pozdrawiam Lex May
Dziękuję!
Usuńzapraszam na watch-meburn.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMożna zamówić szablon albo chociaż przyodziać się w gotowy. A jeśli nie, to chociaż popatrzeć. Jak inni się przyodziewają.
Pozdrawiam cieplutko, gorąco, serdecznie itp.
ps: kocham cytat, który umieściłaś w tytule swojego bloga. Ach <3
UsuńO, rozdział dodany w moje urodziny xd Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam akurat wtedy małe komplikacje i byłam wyjęta z życia przez jakieś 2 tygodnie, ale przybyłam, przeczytałam i zabieram się za komentowanie. :D
OdpowiedzUsuńWidać, że Joyce uwielbia grać na wiolonczeli i potrafi się poświęcić grze w 100%. Fajnie, że jej matka nie przerwała, tylko poczekała aż córka skończy. Wprawdzie nie powiedziała, żadnego miłego słowa, ale dla Joyce to było oczywiste, że musiała być zadowolona. Miło, naprawdę miło.
No ładnie, taka ucieczka na impreze, to będzie chyba pierwszy przejaw nieposłuszeństwa i niesubordynacji ze strony nasz Panienki. DAWAJ, DZIEWCZYNO! Jestem ciekawa co tam się stanie, bo może i Joyce myśli, że to zdarzenie z gatunku tych co nic nie zmienia w życiu, ale się myli xd
Czekam na kolejny, niecierpliwie ^^
Przy okazji, widziałam też, że zostawiłaś mi powiadomienie w spamie u mnie na blogu i chciałam tylko powiedzieć, że nie musisz mnie tam informować. Tak długo jak masz obserwatorów, tak jestem na bieżąco, więc nie musisz się fatygować i informować o nowych rozdziałach ;) Do spamu przeważnie nawet nie zaglądam.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Dziękuję za komentarz!
UsuńBałam się, że będę miała więcej do nadrobienia, ale to tylko dwa rozdziały :) Obiecałam sobie, że dopóki nie nadrobię wszystkiego, nie wstawię nic u siebie! Coraz bardziej zbliżam się do końca, więc już niedługo i u mnie być może się coś pojawi :D
OdpowiedzUsuńA tak przechodząc do rozdziału.
Fajnie mieć pasję, której można się w całości poświęcić, jaką jest dla niej gra :). Jest taka dumna i chłodna, że czasem jest mi jej po prostu szkoda... Mimo wszystko jest tak szkolona, że nie dziwię się iż każde "nagięcie zasad" jest czymś nowym i ekscytującym.
Nie spodziewałam się też takiego gestu z jej strony. Tak, mówię o tej sukience! Ładnie zrobiła, a co za tym idzie, tak jak mówiłam - pod tą maską bez wyrazu kryje się dziewczyna, która czuje i przeżywa tak samo jak inni.
Klub? To takie straszne?
"Żyjesz w świecie, który stworzył twój ojciec dla ciebie" - tymi słowami jej przyjaciółka trafiła w samo sedno. Dokładnie tak jest. Joy jest sztucznym organizmem wyhodowanym pod kopułą i według zasad, nakazów. Jest jak ptak od urodzenia trzymany w klatce. Nie ma pojęcia o świecie, a wygodne życie skutecznie gasi jej ciekawość o nim.
Szczerze mówiąc to nie myślałam, że Joyce zgodzi się na ten cały wypad do klubu. Ciekawa jestem jakie będą tego konsekwencje!
Rozdział świetny i mam nadzieję, że następny szybko się pojawi! Trzymaj się i wypoczywaj jak najdłużej póki masz okazję!
Pozdrawiam :*
http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com
Dziękuję <3.
UsuńOgólnie nie moje klimaty ale się skusiłam i przeczytałam z czystym sumieniem mogę powiedziecieć, że nie żałuję. Zaciekawiła mnie ta pyskata lska.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to świetny, i już nie mogę doczekać się kolejnego. Strasznie ciekawi mnie ta impreza.
Życzę weny kochana i pozdrawiam :-)
Ps. Zapraszam do mnie w wolnej chwili
Cieszę się, że się podoba!
UsuńWitaj kochana na Kocham Czytać Blogi jest organizowany konkurs Blog Miesiąca i mój blog własnie znalazł się w głosowaniu. Zapraszam do głosowanie. Trwać ono będzie do 31 października do godz. 20.00 .
OdpowiedzUsuńOgromnie dziękuję i Pozdrawiam.
Ps. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Baaardzo nie chciałam być trzydziestą siódmą komentującą osobą (obrzydliwa drużyna 37 HDM. Fuj, fuj, fuj! ), więc trochę poczekałam i jestem.
OdpowiedzUsuńKurde, bardzo sprawnie ci idzie opisywanie gry na wiolonczeli. Grasz na czymś, bo posługujesz się bardzo profesjonalnym językiem? Też bym chciała tak umieć, ale ja mam drewniane ucho, i nawet "Hera, Koka, Hasz" potrafiłam zepsuć :P
Joyce z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie denerwuje i zostaję tu tylko ze względu na fajną Suzie i wyczekiwanie Iana <3 Żartuje XD jestem tu, bo świetnie piszesz i historia jest fajna.
Dam sobie rękę uciąć, że w klubie pojawi się ten gość z galerii. I że to właśnie on rozsypie iluzję życia Joyce jak domek z kart.
Ej, swoją drogą, dopiero teraz skumałam, czyżby imię Philip było nawiązaniem do naszego Best in The World? ^^
PS: Zapraszam na nowe opowiadanie, jak masz ochotę zajrzeć:
you-will-be-daddy-seth.blogspot.com
(Trzecia klasa gimnazjum, mam za dużo czasu :P)
Zostałaś nominowana do LBA!
OdpowiedzUsuńhttp://wielkadrakawwwe.blogspot.com/p/liebster-award.html
PS: Przy okazji zapraszam na nowy rozdział :)
Jak zwykle dobrze Ci idzie... pisz, bo robisz to dobrze :) moze mnie juz nie pamietasz, bo duzo zepsulam, ale to nie zmienia faktu, ze powinnas robic to co kochasz :) powodzenia w zyciu,
OdpowiedzUsuńJulka
Wszystko pamiętam :). Jakbyś chciała - odezwij się.
Usuń