Jak ona mogła to powiedzieć? Nie wierzyłam własnym
uszom. Czy ona w ogóle mnie nie słuchała? Wyraźnie mówiłam, że ten nieznajomy,
anonimowy ktoś mnie zdenerwował, a ona wyjeżdża z tekstem „spodobał ci się!”.
Tak mi się spodobał, że miałam ochotę go znaleźć i wytknąć, co zrobił źle
podczas naszej rozmowy oraz nauczyć dobrego wychowania, bo jego rodzice chyba o
tym zapomnieli. Może wtedy coś by mu do głowy przyszło i wpadłby na pomysł
przeproszenia mnie, bo tak właśnie należało zrobić. Nie rozumiałam niektórych
osób, jak można było być takim gburem wobec mnie. Mnie! Żeby to była
jakakolwiek inna dziewczyna, która była mniej ważna ode mnie. Ale nie! Trafił
akurat na Joyce Snowdon i trudno — mógł nie wiedzieć kim byłam, ale musiał
okazać mi należyty szacunek. Wymagałam tego od każdego. Nie ważne było to, czy
znałam tę osobę czy nie.
— Prędzej piekło by mnie pochłonęło, niźli on miałby
mi się spodobać, Susannah Maxvell — powiedziałam poważnie, patrząc na
przyjaciółkę, choć w tamtej chwili zastanawiałam się, czy ona w ogóle nią była.
— Uważaj na to, co mówisz, Joyce…
— Czy ty mi grozisz? — przerwałam jej zdenerwowana
jeszcze bardziej niż przed sekundą.
Zaśmiała się i pokręciła głową. Była rozbawiona, gdy
ja ciskałam błyskawice i plułam ogniem. Nie rozumiałam jak mogła tak beztrosko
się zachowywać. Ach tak, pewnie Carter przyćmił jej mózg. Jak zwykle.
— Joyce, proszę, uspokój się i weź głęboki wdech — poprosiła
Suzie, ale widząc, że nie mam zamiaru spasować, dodała: — Nie grożę ci,
kochana, nie mam nawet zamiaru. Chodzi mi o to, że twoje słowa mogą być rzucone
na wiatr bez przemyślenia. Po co powoływać się na piekło, gdy on naprawdę…
— Nie podoba mi się! — krzyknęłam.
Coraz więcej ludzi się nami interesowało, ale miałam
to głęboko gdzieś. Lubiłam być w centrum zainteresowania i nie przeszkadzały mi
ciekawskie spojrzenia przechodniów, którzy również wybrali się na sobotnie
zakupy.
— Dobrze, dobrze. Nie podoba ci się — poddała się
Suzie.
Nie była przekonująca i podejrzewałam, że myśli
całkowicie inaczej, ale odpuściła nie chcąc mnie prowokować i bardziej się
kłócić. To było mądre posunięcie z jej strony. Mogła sobie myśleć o wszystkim,
co tylko chciała. Mogła snuć nawet niemądre teorie o tym, że ten anonim, który
na mnie wpadł, mi się spodobał. Nie spodobał się, tylko zdenerwował i
zirytował. To było widoczne, ale Susannah jak zwykle musiała być oryginalna i
mieć odmienne zdanie od wszystkich. Zazwyczaj miewała rację i miała dobre
przeczucia, ale w tej sprawie wyjątkowo się myliła. Na pewno się myliła.
— Joyce? — zapytała Maxvell po chwili.
— Tak? — Obdarowałam ją krótkim spojrzeniem.
— Skoro ci się nie spodobał, to czemu nadal o nim
myślisz? — zapytała.
Zacisnęłam usta, nie mając zamiaru odpowiadać na te
pytanie. Myślałam o nim? Nie. Znaczy tak, ale myślałam o tym, jak bardzo mnie
zdenerwował. To wszystko. Nic więcej i nic mniej. Susannah nie była świadkiem
całej sytuacji. Wpadła tylko na koniec, gdy ja byłam już wściekła jak osa. Nie
miała pojęcia o bezczelności niebieskookiego. Gdyby tylko wiedziała, to na
pewno byłaby równie wytrącona z równowagi. Niedobór informacji i tyle.
— Myślę, że powinnyśmy szybko dokończyć zakupy i
wracać — odchrząknęłam i spojrzałam na nią dumnie, budując między nami chłodną
atmosferę. — Nie mogę spóźnić się na kolację. Rodzice będą niepocieszeni —
wyjaśniłam.
Susannah zacisnęła usta w wąską linię i kiwnęła głową.
Rozpoznała, że to ten moment, gdy zaczynam budować niewidzialny mur wokół
siebie. Barierę, przez którą nikt nie może się przedostać, a czasami i nawet ja
nie potrafię jej zburzyć. Podczas stresowych sytuacji wolałam oddalić się od
ludzi, zdystansować, aby nie musieć mierzyć się z problemami wyjaśnienia
sprawy. Byłam chłodna i bardzo profesjonalna nawet wobec przyjaciółki. Nasz
wypad na zakupy zamienił się w coś na kształt spotkania biznesowego. Maxvell
nie lubiła tych chwil, choć już niejednokrotnie tak między nami było. Blondynka
wiele razy próbowała mnie rozluźnić czy zapoznać z życiem, a przynajmniej tak
to określała. Nigdy tego nie rozumiałam i na nią się złościłam. Po kilku takich
próbach dała sobie spokój, na szczęście. Miałam dość tej dziecinady.
— Zadzwoń do Phil…
— Tak, wiem. — Nie dałam jej dokończyć i wyjęłam
telefon, a potem zadzwoniłam do mojego szofera.
Nie musiałyśmy długo czekać. Waston zawsze był
wszędzie szybko. Miałam wrażenie, że nawet wtedy, gdy pozwalałam mu wrócić do
domu informując, że zadzwonię po niego, on tego nie robił, tylko czatował
gdzieś obok miejsc, w których przebywałam. Możliwe, że to był odgórny nakaz
mojego ojca, a jednak Joseph był osobą, której zdanie szanowałam nawet ja i nie
dziwiłam się, że to jego Philip się słuchał. Miłe jednak było to, że wraz z
moim ojcem stwarzał pozory tego, iż to ja rządzę. Wiedzieli jak to lubię.
Nie rozmawiałam z Suzie podczas podróży. W milczeniu
przebyłyśmy całą drogę, a po pół godzinie zaparkowaliśmy pod jej domem. Chciała
wyjść, ale złapałam ją za rękę. Byłam zła, ale nie lubiłam się z nią rozstawać w
takiej atmosferze. Mimo wszystko była moją przyjaciółką i nie była mi obojętna.
Nie okazywałam jej tego zbyt często, ale nie mogłam tego robić, bo uczucia są
dla osób słabych. Moja matka nigdy nie kierowała się w życiu uczuciami i to
chciała wszczepić także do mojego życia. Susannah za to była wodospadem emocji
i parę złych nawyków miałam od niej. Nie lubiłam rozstawać się z bliskimi
osobami w kłótni, jeśli nie było to konieczne, a spór nie był sprawą życia i
śmierci.
Maxvell doskonale o tym wiedziała, więc ścisnęła moją
dłoń i powiedziała:
— Bez urazy, Joyce, do zobaczenia.
Odetchnęłam w duchu i kiwnęłam głową z delikatnym
uśmiechem.
— Dziękuję za miły dzień. Do zobaczenia, Susannah —
odpowiedziałam i ze spokojem puściłam dłoń blondynki, która zatrzasnęła za sobą
drzwi i weszła do domu.
Nie miałam ochoty siedzieć na tyle.
— Poczekaj, Philipie — poprosiłam — usiądę z przodu.
Nie chce zostawać tam sama.
— Ma się rozumieć, panienko. — Posłał mi serdeczny
uśmiech.
Przesiadłam się na miejsce pasażera i odwzajemniłam
uśmiech. Waston nie musiał być geniuszem, aby wiedzieć, że coś poszło nie po
mojej myśli. Wiózł nas na zakupy, a my śpiewałyśmy w niebogłosy. Wracając
milczałyśmy tak, jakbyśmy wracały z jakiegoś pogrzebu. Poza tym mężczyzna mnie
doskonale znał i widział po mnie wszystko, choć starałam się być profesjonalna.
Nie chciałam też, aby mówił o tej kłótni ojcu. Nie chciałam, aby tato
czymkolwiek się martwił, a poza tym on naprawdę lubił Suzie i miał do niej
zaufanie, nie chciałam tego popsuć.
— Chcesz porozmawiać, Joyce? — zapytał delikatnie,
uruchamiając samochód i ruszając w drogę powrotną do domu.
— Nie. Po prostu Suzie mnie zdenerwowała — westchnęłam
ciężko.
— A więc jednak coś jest, widzisz… Lepiej to z siebie
wyrzucić. Jakoś tak później lepiej się oddycha. Stary jestem, to wiem. —
Spojrzał na mnie i mrugnął w moją stronę.
— Wcale nie jesteś taki stary, a na pewno tego po
tobie nie widać! — zaśmiałam się wesoło. — Widzisz, wpadłam na takiego
chłopaka, mężczyznę właściwie…
— No tak! — podłapał. — O co może chodzić panią, jak
nie o facetów. Nie wiem, czy w tej sprawie będę najlepszym profesjonalistą, ale
nie pewno się postaram.
— No nie! Właśnie nie! Chodzi tylko o to, że
bezczelnie na mnie wpadł i nie przeprosił!
Philip wyglądał na rozbawionego, tak jakby ten
incydent nie powinien mnie tak zbulwersować. Może nieco wyolbrzymiałam całą
sprawę, ale nienawidziłam tak szczeniackiego zachowania.
— Faceci są prości, Joyce. Wpadł, pewnie powiedział
coś bezmyślnego i poszedł dalej podbijać świat. Może nie tylko świat — mruknął
i machnął ręką. — Zapomnij, on już pewnie nie pamięta.
— Tak, pewnie masz rację — odpowiedziałam po chwili.
Być może naprawdę powinnam dać temu spokój. Nigdy więcej nie spotkam tego
człowieka i nie musiałam się tym przejmować. Fakt, jego słowa mnie
zdenerwowały, ale poza tym nie zrobił mi żadnej krzywdy. Uśmiechnęłam się i
nawet trochę odetchnęłam. Rozmowy z Wastonem zawsze mi pomagały, bo on naprawdę
dużo wiedział o życiu.
— A ty? — zapytałam po dłuższej chwili. — Masz taką
sprawę, o której chciałbyś porozmawiać, aby było ci lżej?
Wydawało mi się, że Philip na chwilę się spiął, a po
chwili odetchnął tylko i wzruszył ramionami. Zatrzymał się na skrzyżowaniu, bo
sygnalizator świetlny świecił na czerwono i spojrzał na mnie.
— Pewnie, że mam. Każdy ma. Nie wiem tylko, czy moja
sprawa powinna być twoim zmartwieniem. Widzisz Joyce są sytuacje cięższe od
niesfornych mężczyzn. — Wyglądał na zmęczonego, gdy to mi mówił. Tak, jakby ta
sprawa, która go męczyła, dodawała mu dziesięć lat. Nie podobało mi się to. Nie
lubiłam, gdy ktoś z mojego otoczenia był smutny, a ja nie wiedziałam o co
chodzi.
— Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz — podpowiedział
mężczyzna tak, jakby czytał mi w myślach.
— U mnie jest na odwrót. Lubię dużo wiedzieć.
— Oj! Wiem, Joyce, wiem! — zaśmiał się i tak jakby
powrócił dawny, uśmiechnięty Philip. — Chodzi o mojego syna — przyznał — i
właściwie z nikim o nim nie rozmawiam.
— Nawet z moim ojcem?
— Przede wszystkim z twoim ojcem! — rzekł głośno. — On
nie lubi takich osób. Sam nie lubię takich osób. Nie miałem z nim kontaktu od
dawna i czułem się już tak, jakbym nie miał syna, ale on wrócił i widzisz…
Cieszyłem się, ale on w ogóle się nie zmienił i nadal jest złym człowiekiem —
opowiedział.
— Twój syn jest złym człowiekiem? — dopytałam.
— Tak i tyle musi ci wystarczyć, a nawet tego nie
możesz powiedzieć swojemu ojcu, dobrze? — zapytał. — Niech to będzie nasza
tajemnica.
~*~
Philip zaparkował na tyłach naszej willi, więc
postanowiłam choć chwilkę spędzić w ogrodzie. Miałam też nadzieję, że znajdę
tam Mercy i Maxa. Chciałam trochę z nimi pobyć. Ostatnimi czasy zaniedbałam ich
i mało z nimi rozmawiałam. Obiecałam sobie, że w tę sobotę to wszystko
nadrobię, ale znowu coś mi wyskoczyło. Ojciec zaskoczył mnie balem urodzinowym
i musiałam ustalić wszystko z przyjaciółką. Wiedziałam, że oni to zrozumieją,
ale mimo wszystko chciałam to jakoś wyjaśnić, aby nie czuli się źle.
Mój ogród był wyjątkowo zadbany i było to właśnie
zasługą Maxa, który był mężem Mercy. Miał czterdzieści lat i właśnie na tyle
wyglądał. Miał bujną siwą czuprynę i siwego wąsika nad górną wargą. Zawsze
chodził w ogrodniczkach z zwisającymi szelkami wzdłuż jego ciała. Mercy
niejednokrotnie opowiadała mi, że jak się poznali był tylko w tych ogrodniczką
i świecił klatą. Nie za bardzo uśmiechał mi się taki negliż, ale Mercy była
innego zdania. Nie sprzeczałam się, bo niewątpliwie Max jako młodzieniec był
przystojnym facetem. Pracował z Mercy i mnie od dawien dawna i oboje bardzo
dobrze o mnie dbali, choć nie mieli takiego obowiązku. Oboje mówili, że po
prostu mnie pokochali.
Nie myliłam się i znalazłam ich w ogrodzie.
Maksymilian pielęgnował żywopłot z różami, a Mercy go obserwowała. W pewnym
momencie mężczyzna zerwał jedną różę i podał swojej żonie, całując ją w
policzek. Mojej matce pewnie by się to nie spodobało, ale na szczęście tam jej
nie było, a to jak Max zrywa róże widziałam tylko ja i Mercy. Pewnym było, że
nikt nie dowie się o tym małym wybryku ogrodnika. Chciał być po prostu miły
wobec swojej żony. Czasami patrząc na nich miałam wrażenie, że miłość jednak
istnieje, ale Elizabeth nazywała to przyzwyczajeniem. Ludzie, którzy są ze sobą
całe życie, muszą być dla siebie mili, bo inaczej by zwariowali.
— Cześć wam — powiedziałam, zdradzając swoje
położenie.
— Nasza mała księżniczka! — przywitał mnie Max.
Odłożył wielkie szczypce, którymi regulował żywopłot i podszedł do mnie,
delikatnie mnie przytulając.
— Przepraszam, że tak uciekłam dziś bez słowa z tobą,
ale miałam zabiegany dzień — wyjaśniłam i wzruszyłam delikatnie ramionami.
— W porządku. Mercy mi coś wspominała o balu, ale
będziemy tańczyć! — wykrzyknął uradowany, złapał mnie w pasie i zawirował nami,
jakbyśmy byli na parkiecie.
Zaczęłam się śmiać i delikatnie go przytuliłam.
— Tak, na pewno! — przyznałam mu entuzjastycznie
rację. — Najpierw jednak trzeba wszystko idealnie przygotować, a to tyle
roboty!
Nie chciałam im mówić o spotkaniu w galerii handlowej.
Ostatecznie obiecałam sobie i Philowi, że nie będę się tym przejmować i
niszczyć sobie dnia tak, jak obiecałam, że nikomu nie powiem o naszej krótkiej
rozmowie na temat jego syna. Nadal czułam niedosyt wiedzy w związku z tą
sprawą, ale nie chciałam naciskać, choć byłam pewna, że w niedalekiej
przyszłości dowiem się wszystkiego. Nie chciałam naciskać, ale umiem
manipulować ludźmi i wydobywać z nich potrzebne mi informacje. Może to
niegrzeczne, ale potrzebne i w pewnych sytuacjach nawet niezbędne.
— No dobrze, dobrze — zaśmiała się Mercy. — Koniec już
tego dobrego. Idę szykować kolację, a ty Joy idź do jadalni. Twoi rodzice
pewnie już tam są.
— Tak, pewnie masz rację.
— Smacznego, księżniczko — życzył mi Max, a ja
uśmiechnęłam się, choć to zdrobnienie przypomniało mi o niemiłym spotkaniu,
znów. Naprawdę za bardzo martwiłam się takimi sprawami, ale ja nie miałam też
większych zmartwień.
Razem z Mercy poszłam do kuchni. Napiłam się zimnego
soku, a potem zostawiłam ją samą, bo dołączyłam do rodziców, którzy faktycznie
czekali już na mnie w jadalni. Uśmiechnęłam się promiennie do ojca i
pocałowałam go w policzek. Takim samym gestem obdarowałam moją matkę, ale ona
nie była tym tak zadowolona. Właściwie nawet się nie uśmiechnęła, po prostu
kiwnęła głową na przywitanie. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo zawsze tak
reagowała, ale ja i tak miałam nadzieję, że choć raz ujrzę na jej twarzy choćby
cień uśmiechu. Wyglądała wtedy przepięknie, ale niestety zdarzało się to bardzo
rzadko.
— Jak minął ci dzień, pchełko? — zapytał mnie ojciec.
— Miło, dziękuję. A wam? — Spojrzałam na rodziców.
— Pracowicie, jak zawsze — odpowiedział równie
formalnie mój ojciec, a potem się zaśmiał. — Razem z mamą załatwiałem różne
rzeczy, w tym też sprawy związane z twoimi urodzinami.
Klasnęłam w dłonie.
— To świetnie. Ja też dużo nad tym myślałam. Mamo? —
zwróciłam się do Elizabeth, która odłożyła filiżankę z kawą i przeniosła na
mnie wzrok.
— Tak, Joyce?
— Byłam dziś w centrum — zaczęłam — i szukałam
idealnej sukienki, ale nie mogłam zaleźć nic oryginalnego, nic dla siebie.
Pomyślałam, że może mogłabyś skontaktować się z Gwendolyn? — zapytałam
delikatnie.
— Tak, to całkiem dobry pomysł — pochwaliła mama.
Myślałam, że spadnę z krzesła. Pochwały ze strony
Elizabeth były rzadkością, a ja uwielbiałam robić coś, co jej się spodoba.
Chciałam, aby między mną a moją matką powstała równie silna więź, która łączyła
mnie z Josephem. Do tej pory nie potrafiłam stworzyć choćby nici porozumienia,
dlatego każde dobre słowo z jej ust było dla mnie jak Nagroda Nobla.
— Naprawdę? — dopytałam.
— Naprawdę.
Zadzwonię do Gwen jutro. Myślę, że na pewno się zgodzi. Tym bardziej, że ona
również jest zaproszona na twoje urodziny.
Teraz to naprawdę byłam zaskoczona. Gwendolyn Cassel
na moich urodzinach. To było naprawdę coś! Nie mogłam przestać się uśmiechać
przez całą kolację. Czułam wielkie podekscytowanie. Co prawda cała impreza
miała odbyć się dopiero za miesiąc, ale dla mnie to był tylko miesiąc, bo
miałam naprawdę wiele rzeczy do przygotowania! Mieli tam być przyjaciele
rodziny, ludzie, o których uwagę trzeba ubiegać latami. Musiałam pokazać się z
jak najlepszej strony. Ostatecznie byłam okładką mojej rodziny i musiałam
godnie ich reprezentować. Rodzice na mnie liczyli, a ja nie mogłam ich zawieść.
Noc miałam wyjątkowo niespokojną, bo myślałam nad tym
wszystkim, co ma mnie spotkać. Zastanawiałam się też, czy ta impreza jakoś
zmieni moje życie. Ostatecznie będę o rok starsza i powinnam być traktowana
poważniej. Może zdobędę jakieś nowe obowiązki, przez które będę mogła bardziej
pomóc rodzinie? Bardzo bym chciała poznać bliżej interesy ojca, albo znaleźć wspólną
pasję z matką. Tak, chciałabym porobić coś z Elizabeth. Cóż, może porozmawiam z
nią o tym na mojej imprezie urodzinowej. W końcu to będą moje urodziny i nie
będzie wypadało jej odmówić. Chciałam w jakikolwiek sposób zwiększyć jej
zainteresowanie moją osobą.
Moje myśli stawały się coraz słabsze i bledsze, a ja spokojniejsza.
Zasnęłam, zastanawiając się nad minionym dniem, więc nic dziwnego, że w moje sny
wkradł się niesforny mężczyzna, który tym razem nie tylko na mnie wpadł, ale mnie
wyśmiał i pobiegł dalej. W oddali słyszałam za to głos Philipa, który spokojnym
głosem powtarzał: „Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, księżniczko”.
__________________________________________________________________________
Witajcie misie po długiej, długiej przerwie, za którą bardzo przepraszam! Miałam matury, a potem musiałam ogarnąć życie po maturach oraz odpocząć. Teraz niby wszystko mam zaplanowane, choć czekam na wyniki z uczelni. Chcę się dostać na Uniwersytet Wrocławski i mam nadzieję, że mi się uda, bo tak! Zdałam maturę! Cholernie się cieszę, że to już za mną, a najbardziej cieszy mnie myśl, że na zawsze zażegnałam matematykę. Naprawdę mam nadzieję, że mi wybaczycie za tę przerwę i zostaliście ze mną. Ja za to obiecuję, że biorę się za zaległości, które narobiłam sobie na waszych blogach. Z nowości u mnie to... No, jest rozdział trzeci i jakiś czas temu uzupełniłam zakładkę "Bohaterowie", więc serdecznie tam zapraszam! Nie pamiętam, czy miałam jeszcze o czymś napisać, chyba nie... W każdym razie no, jakby ktoś chciał o kontakt ze mną to w zakładce "Autorka" wszystko jest. Nawet takie bzdety jak instagram czy snap. Okey, kończę. Będę wdzięczna za wszystkie komentarze, bo będę wiedzieć, że ze mną jesteście! Do następnego, na pewno szybciej!
Pozdrawiam,
CM Pattzy.
Prędzej piekło by mnie pochłonęło, niźli on miałby mi się spodobać, Susannah Maxvell – deklinacja tak bardzo mroczny typ, który poza cudownym wizerunkiem Iana nie broni się niczym. Reszta historii zapowiada się na kolejne tanie romansidło na kliszach i schematach. Na pewno dobrze, że zabrałaś się za coś swojego, pewnie, ale prawda jest taka, że połowa ff w Twoim wykonaniu miała więcej sensu i wydawała się plasować o klasę wyżej niż... to.
OdpowiedzUsuń~Klara
Och, miło, blogger uciął mi pół komentarza. Pisałam o licznych błędach stylistycznych, logicznych, o mdłych postaciach, których wcale nie broni to, że mieli takich a nie innych rodziców. Jocey jest nie do zniesienia i tu wcale nie chodzi o to, że źle ją rodzice wychowali (choć to z pewnością jej nie pomogło). To po prostu pustak, którego nie da się zmienić - bo do tego musiałaby mieć coś we łbie. Zła kreacja bohaterki od początku; to jest po prostu sztuczne i tak przerysowane, jak marysujki i postacie ze "Zmierzchu".
UsuńCóż, kiedyś miałaś dużo lepszy styl. Teraz mam wrażenie, że się cofasz, jeśli chodzi o pisanie, bo tu ani pomysłu, ani dobrego warsztatu. Ot pisanina na poziomie połowy opek autorstwa gimnazjalistek. Przykre, naprawdę, ale cóż...
~Klara
Dziękuję za komentarz. Co do postaci pana nie będę nic zdradzać, więc przemilczę. Widzę dużo hejtu, ale przynajmniej uzasadniasz swoje zdanie :). W każdym razie nie będę się poddawać, bo cóż, wielu osobom podoba się to, co piszę. Akurat nie zgodzę się, że moje ff'y były lepsze, ale kto co woli.
UsuńZastanawiam się też kim możesz być, Klaro, bo w Twoich słowach wyczuwam nutkę nienawiści do mojej osoby. Miałyśmy kiedyś internetowo na pieńku czy jesteś znajomą moich eks internetowych przyjaciółek? Jeśli nie to wybacz - to tylko moje urojenia.
Pozdrawiam!
Zdajesz sobie sprawę z tego, że sobie przeczysz? Piszesz, że uzasadniam swoje zdanie, a to domena krytyki. Ale wyczuwasz hejt? Boże...
UsuńOdniosłabym się do Twojego komentarza, ale na tę chwilę wyczuwam niedojrzałe dziecko, które w każdej negatywnej opinii doszukuje się nienawiści/zazdrości/zemsty. Proponuję popracować nad dystansem do siebie, będzie Ci dużo łatwiej ;)
Również pozdrawiam.
~Klara
Pozwól CM Pattzy, że się wtrącę.
UsuńKlara, a moim zdaniem autorka wykazała dużo dystansu do siebie. W żaden sposób Cie nie obraziła, nie wygoniła, nie zaczęła się spierać, że nie masz racji, itp. To chyba Ty jesteś niedojrzałym dzieckiem, skoro w taki sposób reagujesz na tę odpowiedź.
A wtrącaj się, psze bardzo, po to są komentarze. Ja tam już zostawiłam tę sprawę, nie będę się spierać i kłócić. Klara wyraziła swoje zdanie i po sprawie. Ja właściwie nie zgodziłam się tylko z tym, że kiedyś pisałam lepiej — pisałam o wiele gorzej, bo mniej się do tego przykładałam.
UsuńPrzeczytałem i rozdział, i komentarze te powyżej. Przyznam szczerze, że dla mnie sprawa jest prosta - jeśli coś się komuś nie podoba, to niech nie czyta. Oczywiście ma prawo wyrazić swoją opinię i napisać dlaczego odchodzi, więc tu Klara zachowała się fair, tylko że to iż coś nie jest w jej guście, nie czyni tego od razu złym opowiadaniem. Nie można narzucić autorowi, by pisał o czymś innym. Jeśli chcesz przeczytać inną historię i twoim zdaniem powinno w niej być tak, tak i tak, to sprawa jest prosta - samemu ją napisz!
UsuńMuszę się jednak zgodzić, że strasznie słaba jest kreacja bohaterów. Jak dla mnie póki co są mocno przerysowani, jednolici, a tym samym to też czyni ich bez charakteru.
Mnie nie chodzi o to, że główna bohaterka jest tak mocno rozpuszczona i wywyższająca się, że jakby była moją córką, to bym ją lał chyba co dnia i jedynie patrzył czy równo puchnie, bo i tacy ludzie istnieją. Nie mam nic do złych bohaterów, których trudno poprzeć, jeśli są oni ciekawi. A tu póki co, ani ona nie jest ciekawa, ani świat który ją otacza i faktycznie jest on powieleniem tego co w opowiadaniach często spotykane. Zaczynam się nawet już obawiać, że ten syn szofera, to będzie ten co na niego wpadła w centrum handlowym ta cała Pchełka.
Ostatnio w opowiadaniach szukam inności, ciekawej, dorosłej fabuły, oryginalnych postaci, a u ciebie na chwilę obecną wszystko wydaje mi się mdłe, dla mnie, nie wiem jak dla innych, ciężko przyswajalne.
Nie przeczę, że twoje opowiadanie jest dobre, że masz na nie plan i że są na świecie ludzie, którym by się spodobało, tyle że na chwilę obecną, to ono raczej przyciągnie 11-15 latki, a nie 20-40 letnich mężczyzn. Pomimo tego jednak ciągle daje tej treści szansę, bo może wszystko jeszcze się rozwinie w takim kierunku, który mi się spodoba.
No i mam pytanie teraz takie, jak jest dialog, typu:
-... mamo
to po co dalej jest "zwróciłam się do Elizabeth", jak wiadomo, że zwróciła się do matki?
Pozdrawiam.
Ale zwróćmy uwagę na to, że opowiadanie jest pisane z perspektywy rozpuszczonej dziewczyny, więc chyba ciężko doszukiwać się tutaj jakiś większych przesłanek, dorosłości itp.. Myślę, że sensem tego wszystkiego będzie to, jak jej podejście do niektórych spraw się będzie zmieniać, jak będą na nią wpływać poszczególne wydarzenia. A na to z pewnością trzeba poczekać ;)
UsuńAle ja nie uważam, że to jest złe, iż pisane jest z perspektywy rozpuszczonej dziewczyny. Nie mam nic do zarzucenia jeśli chodzi o kreacji jej postaci. Jednak tutaj występują też inne postacie, a one są... no jak dla mnie, martwe. Wydają mi się być mocno przerysowane, wręcz nierealne i to wszyscy, bez choćby jednego wyjątku. To od razu przywodzi mi na myśl te wszystkie FFy o gwiazdach. Jednak czekam na to aż autorka się rozkręci i nie chodzi mi tutaj tylko o akcje czy jakieś zmiany w tej małolatce co jest główną bohaterką, ale wyczekuję tego aż postacie zaczną mieć charaktery inne niż jednobarwne.
UsuńWłaściwie to poniekąd mój cel, Dariuszu. Joyce jest pękiem świata dla wszystkich, dla których musi nim być. Wszyscy zachowują się wobec niej tak samo, a ona widzi to, co zawsze — dlatego takim zaskoczeniem był dla niej owy mężczyzna i dlatego tak bardzo to przeżyła. Tylko Carter będzie traktował Joy inaczej, a to pojawi się już w następnym rozdziale.
UsuńI troszkę się uśmiechnęłam. Ja nie oczekuję, że mój romans zaciekawi dojrzałych mężczyzn. Właściwie nie znam żadnego mężczyzny, który lubuje się w słodkich czy pikantnych romansach. Nie słyszałam od faceta "O, ten "Zmierzch" jest taki fajny!" albo "Grey to dobra książka na odmóżdżenie i luźne dni", ale od kobiet już takie słowa lecą. Jeśli jesteś facetem w takim wieku, to nie zdziwię się, że opuścisz moje opowiadanie, bo nie mogę Ci obiecać, że Cię zainteresuje. Pisałam pod prologiem, że to będzie luźne opowiadanie, za które wezmę się porządnie, aby nabyć lepszego warsztatu do kolejnych projektów. To będzie po prostu romans, gatunek, który uwielbiam. Będzie ciekawie, mam nadzieję, owszem, ale na pewno nie dla każdego :).
Oczywiście, że nie da się piać dla wszystkich i tak by każdemu się podobało - tu jak najbardziej masz rację.
UsuńJa tam lubię romanse, znacznie bardziej niż fantastykę czy SF, ale pod warunkiem, że romans jest realny, nieprzesłodzony, a postanie nie są szablonowe. Tak naprawdę w opowiadaniu najbardziej doceniam postacie.
Zmierzchu nie lubię, bo był... mdły. Przeczytałem i wydał mi się taki... o niczym.
Natomiast Grey sam w sobie jako pomysł był dobry - biedna studentka i milioner, a przy tym ostry układ seksualny, tylko że tam z kolei wszystko działo się szybko, bodajże w dwa czy trzy tygodnie, nagle wielkie love, a do tego monotonność wałkowania w kółko jednego tematu, brak akcji, emocji.
Natomiast już romanse Nory Roberts, te z wątkiem kryminalnym czytałem z dużą przyjemnością, gdy byliśmy z żoną i dzieciakami na wakacjach (opalałem się przy nich).
Ja po prostu już taki jestem, że nie lubię książek na odmóżdżenie i luźne dni, to samo mam z filmami. Dla mnie coś jest dobre, jak po przeczytaniu czy obejrzeniu nadal się to czuje w sobie, pobudza do myślenia, do wyciągania jakiś wniosków, refleksji.
No i przede wszystkim ja nie lubię amerykańskiego humoru, a jest go nadmiar na blogach.
Tak więc jeśli chodzi o romanse, to jak najbardziej jestem na tak, w końcu co złego jest w miłości, relacji czy seksie dwójki ludzi? Sam się nawet ostatnio wziąłem za typowe romansidło.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarze na Raju... ;) Gratuluję zdania matury i trzymam kciuki za UWr!
Och, choć bardzo bym chciała, nie potrafię wykrzesać z siebie krzty empatii dla Joyce. Jest tym typem bohaterki, za którym nie przepadam, który strasznie mnie irytuje. Nie lubię ludzi wywyższających się, tym bardziej, jeśli do dużych pieniędzy i władzy nie doszli sami, a jedynie urodzili się w takiej rodzinie.
Nie rozumiem, jak bardzo można rozważać to, że ktoś na kogoś wpadł. Okay, chłopak był niemiły, ale żeby tak za nim psioczyć? Bez jaj.
Nie zdziwiłabym się, gdyby synem Philipa był David xD I pojawił się na urodzinach Joyce. W ogóle liczę na to, że na tej imprezie coś pójdzie nie tak i panna Snowdon będzie chodziła zła jak osa. Hue.
Czekam na nn ^^
Ściskam! :*
Cześć! Czekałam na Raj, więc od razu, gdy znalazłam czas wpadłam do Ciebie. I dziękuję!
UsuńMam nadzieję, że w ciągu najbliższych rozdziałów poczujesz nieco sympatii do Joy, choć wiem, że humorzasta mi panienka wyszła. Więcej nie zdradzę, nie mogę, no! :p
Dziękuję za komentarz i również ściskam. :*
Kolejny rozdział, a ja znowu upewniam się tylko w tym, że z Joyce rozpieszczona bogaczka. I z jednej strony mnie to dziwi, a z drugiej nie. Dziwi mnie to, bo niestety, w takich przypadkach zazwyczaj taka a nie inna „osobowość” jest zasługą rodziców i ich podejścia do dziecka. Jeśli od samego początku uczą dziecko, że może mieć wszystko i że z chęcią spełnią każde jego życzenie, to potem tak to się dzieje. Ale rodzice Joyce nie do końca wydają się tacy. Bo tak jak Joyce przyznała, matka rzadko zachwala jej pomysły i jest raczej chłodną osobą, nie w głowie jej rozpieszczanie córki. Ojciec wydaje się trochę mniej surowy, ale nie odnoszę wrażenia, by specjalnie dbał o to, żeby Joyce uważała się za nie wiadomo kogo. Ale no właśnie, jest też druga strona całej tej sprawy, otóż czasem nie da się ominąć tego, co dopadło Joyce, ona sama nauczyła się wierzyć w siebie… aż za bardzo. Patrząc na jej otoczenie i na to, jak wielkie ma możliwości, nie jest to wcale zaskakujące. Także tak zastanawiam się nad tym, co mogło ją właśnie w tę stronę dośc nieciekawej osobowości poprowadzić i na razie nie potrafię odnaleźć jakiejś jednej przyczyny czy też jednoznacznie oskarżyć jej rodziców o zbyt pobłażliwe wychowanie. Być może to mieszanina wszystkiego.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać Joyce jedno, mimo że zazwyczaj mnie bardzo irytuje, to tym razem nieźle się ubawiłam, czytając jej myśli. Jak niewiele problemów trzeba mieć, żeby aż tak przejmować się tym facetem? Nie dziwie się Suzie i jej sugestii, bo ja chyba podobnie bym pomyślała. Skoro ktoś ciągle o kimś mówi i myśli, to chyba ta osoba musiała w jakiś sposób przyciągnąć uwagę. Tyle, że ja nawet wierzę Joyce, że wygląd tego mężczyzny to akurat najmniej ją wyprowadził w równowagi. Ona nie jest po prostu przyzwyczajona do takiego traktowania. Zazwyczaj ludzie jej usługują, a jeśli się sprzeciwiają, to na pewno nie robię tego w tak raniących słowach. Joyce czego jak czego, ale dumy nie brakuje i jeśli ktoś ją urazi, to cóż, strzeż się człowiecze.
Ciekawi mnie bardzo tajemnica syna P., czemuż to z niego zły człowiek, hę?
Cieszę się, że wracasz i powodzenia w rekrutacji ;)
Pozdrawiam!
Ja już przestanę usprawiedliwiać Joy, bo wiem, że ciężko ja polubić i w sumie mało kto pisze, że dobra z niej może wyjść dziewucha! Zaś jeśli chodzi o rodziców, to potem może być małe zaskoczenie względem nich. Faktycznie, wygląd mężczyzny miała głęboko gdzieś, nie zawraca sobie głowy zwykłymi parobkami, afe! A Suzie... No, w następnym Joy miło przyjaciółkę zaskoczy. A syn zostanie tajemnicą, o!
UsuńDziękuję za komentarz i wszystko! Ściskam! :*
Zgadzam się z osobą powyżej, Joyce jest straszna. Kompletnie pusta nie jest, i całe szczęście. Przynajmniej jako tako się zachowuje w co poniektórych sytuacjach, chociaż ta jej gigantyczna złość o brak przeprosin była irytująco-komiczna xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~
Bo Joyce właśnie miała wyjść taka komiczna ;). Zagubiona księżniczka z wymyślonymi problemami w tym brutalnym świecie, którego nie zna XD.
UsuńDzięki za komentarz! :*
Tyle czekania na twój powrót kochana i było warto! Cieszę się, że już jesteś i oczywiście gratuluję zdania matury, choć wiedziałam, że Ci się uda!! :D Matematyka to zło w najczystszej postaci! xD Dość o szkole, bo mamy wakacje :P
OdpowiedzUsuńHmm Joyce tutaj jest tak wyjątkowo irytująca, że nie mogę.. Jest egoistką i dostrzega jedynie czubek swojego nosa - tak mi się z początku wydawało - być może jednak nie do końca. Mimo, że formalnie zachowuje się względem Maxa, Mercy, Philipa, Suzie i rodziców, ale jednak trochę interesuje się nimi. Joy nie jest taka zła.. Tak została wychowana i nic nie można na to poradzić. Nasza bohaterka nie ma własnych poglądów, problemów czy nawet marzeń.. Wszystko to przelewają w nią jej rodzice, swoje ambicje. Joy powinna jednak odkryć prawdziwą siebie, bo wiem, że to nie jest prawdziwa ona. Zachowuje się tak, bo tego oczekują od niej rodzice. Chcę poznać prawdziwą Joyce. Snowdon nawet sama nie zdaje sobie sprawy kim tak naprawdę jest. Potrzebuje osoby, która jej to uświadomi. Ktoś zupełnie z innego świata, który pokarze jej jak wygląda prawdziwe życie. Jeżeli chodzi o syna Philipa - chciałabym, żeby to był David, ale niestety to się nie sprawdza xD
Jeszcze do zakładki bohaterów dodałabym Maxa, Mercy, Phila i rodziców Joy xDD
Jeśli chodzi o zdanie:
"Pracował z Mercy i mnie od dawien dawna i oboje bardzo dobrze o mnie dbali, choć nie mieli takiego obowiązku. Oboje mówili, że po prostu mnie pokochali." - to tam zamiast "i mnie" to powinno być "u mnie"? Bo tak lepiej brzmi :P
Ogółem cieszę się, że już wróciłaś i z niecierpliwością czekam na kolejny bieg wydarzeń! :D
Pozdrawiam Lex May
Yup, cieszę się, że czekałaś <3! Strasznie mi miło i taaak, wszyscy wiedzieli oprócz mnie, ale udało się! Ha! xD I racja, dość o szkole.
UsuńJoy zawsze jest irytująca, ale chyba trzeba to zaakceptować, bo tego raczej nigdy w niej nie zmienię ;). Masz jednak rację z tym, że zależy jej na bliskich, jaka zła by na nich nie była. Nic nie zdradzę, co do mężczyzn, buzia na kłódkę! A bohaterów postaram się dodać niedługo. Powinno być, literówka się wkradła xD.
Dziękuję za komentarz! <3
Joyce mogłaby już odpuścić. To było jedno małe zdarzenie, a zrobiła z tego wielki problem. Z drugiej strony jak była tak traktowana to nic dziwnego, że tak się zachowała. No i chyba tak do końca zła nie jest. Musi mieć jakieś dobre cechy w sobie jak chciała po powrocie jakoś pogodzić się z Suzie. Gdyby ich nie miała to pewnie by się z nią nie pożegnała. Tylko że te dobre cechy ukrywa.
OdpowiedzUsuńCiekawe co takiego syn zrobił, że Waston nie chce go znać. Pewnie musiało to być coś bardzo złego jak nie chciał, żeby ojciec Joyce się o tym dowiedział.
Czekam na kolejny rozdział.
Gdyby sobie odpuściła, to nie byłaby sobą. Niestety, musi być takim męczącym wrzodem na tyłku, ale czasami da się ją lubić, chwilami, co nie? :p
UsuńDziękuję za komentarz!
halo, halo, melduję się.
OdpowiedzUsuńpod postem informujący o powrocie napisałam, ze nadrobię i w ogóle, ale tak jakoś wcześniej miałam to zrobić, a zrobiłam dopiero wczoraj. XD piszę to, żebyś wiedziała jak nieodpowiedzialnego czytelnika właśnie nabyłaś. wiesz, wolę upewnić, żeby nie było rozczarowania.
przechodząc do samej Joyce — ja tam ją lubię. Albo nie, toleruję ją. Jest spoko czasem, w końcu nie pomiata swoja służbą, a że tak ja wychowano to nie jej wina i dlatego właśnie nie zgadzam się z Klarą. Joy nie jest tam jakimś skończonym pustakiem bez serca/jakichkolwiek narządów. Nawet mogłabym ją polubić, poza tym kocham Phila Collinsa, a zatem i Lily Collins (bo geny dobre ma), dlatego uważam, ze Joy ma idealną twarzyczkę. Ale tak szczerze, to jak na rozpieszczone dziecko bogatych rodziców, Joyce jest zjadliwie milutka. Przynajmniej tak się odnosi do bliskich osób, jej myśli niekoniecznie są już takie ciepłe, ale przynajmniej się stara, nie?
David. Na razie to jeszcze się praktycznie nie pojawił (ten epizodzik się nie liczy, pragnę więcej), ale całkiem niezłe ma gadane. Plusuje sobie u mnie (jeden punkcik więcej, panie Jonson). Nie lubię nigdy zaglądać do zakładki z bohaterami, no, ale zawsze to robię, bo byłabym chyba chora, gdybym sobie odpuściła. Ian jest może (dla mnie) w teorii ładny, opisowo, ale gdy patrzę na jego twarz zbytnio mi nie podchodzi. Ale to nie ja muszę lecieć na Davida, tylko Joy, a więc życzę mu powodzenia.
co do tego całego przejmowania się sytuacją spotkania Davida przez cały rozdział, to ja tam nie mam nic przeciwko. Powiecie jak mało trzeba mieć zmartwień, żeby się tym obchodzić, no, ale to jest właśnie wspaniałe w życiu Joyce — nie ma prawie zmartwień. Ja swoimi nigdy się nie przejmowałam, bo wyznaję zasadę, ze jeśli nie mogę na to wpłynąć/zrobić tego teraz, to schodzi to na drugi plan i zajmuję się przyjemnymi głupotami. Joy całe życie może się nimi zajmować. Ale nie zazdroszczę jej, bo jednak rodziców ma niezbyt. O, i w tym momencie również poprę prośbę o wstawienie do bohaterów rodziców Joyce (sama sobie przeczę, bo przed chwila mówiłam, ze nie lubię tam zaglądać, ale jednocześnie ciekawi mnie twoje wyobrażenie, więc).
Uch. Pierwszy raz od kilku miesięcy napisałam komentarz i się cieszę, ze jest dosyć długi. Kapitanie, zadanie zostało wypełnione prawidłowo. Dziękujemy za współpracę. Oczekuję więc następnego rozdziału, za czym, zdrowia życzę. Weny i powodzenia z Uniwersytetem Wrocławskim!
strzałeczka.
Ahoj, kapitanie, strzałeczka! Nie ważne ile czekałam, ważne, że jesteś! Ja do Ciebie też zerkałam i już bloga zapisałam sobie w polecanych, aby nie zapomnieć przeczytać, bo cóż, zakochałam się już w samej budowie, oprawie i opisie bloga <3. Nie, że słodzę, tak jest!
UsuńO! Jedyna nieliczna, która toleruje Joyce, aż mi miło się na serduszku zrobiło. Ja wiem, że momentami ona jest paskudna, ale ogólnie się stara. Zależy jej na rodzicach, na części służby, no nie taki diabeł straszny! David ma gadane, zapewne, ale ja nic nie będę zdradzać, choć tak bardzo kusi, oj kusi! Jeśli chodzi o rodziców myślę, że w późniejszych rozdziałach też mogą trochę zaskoczyć i się rozwinie akcja, niezła, taką mam nadzieję :D. Obiecuję, że postaram się dodać do bohaterów ich, Mercy z Maxem i Phila, bo dość często będą się pojawiać!
Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że kapitan nigdzie nie odpłynie :p! Ja niedługo postaram się pojawić u Ciebie! Dzięki wielkie! Strzałeczka!
Jednakowoż, dotarłam!
OdpowiedzUsuńNie jestem pierwsza, ale też nie ostatnia, więc hellloł można się tym cieszyć XD W sumie, to nie gniewaj się na mnie, ale jest już po północy i wiesz, że mam ostatnio naprawdę niezły rozpierdol w życiu, ale czas na komentarz dla Ciebie zawsze znajdę!
Na początek - oprócz paru małych błędów gramatycznych i literówek, jest bardzo w porządku. Miło się czytało i najbardziej rozwaliło mnie zdanie - “Waston zawsze był wszędzie szybko.” - no cholera! Czy dla Ciebie ono nie brzmi dwuznacznie :D? A może to ja jestem jakaś nie teges? Pewnie to drugie XD
Ogółem, jak chodzi o Joyce… no kurna, nie lubię jej. Naprawdę - staram się być wyrozumiała! Ale wkurza mnie to jak traktuje przyjaciółkę no i jak się do niej odnosi. Poważnie, kto wytrzymałby z taką osobą więcej, niż tydzień? Nadal uważam, że jest trochę głupia w tym wszystkim i nie dostrzega swoich prawdziwych problemów - złotej klatki, w której rodzice ją zamykają (a może w której i ona daje się zamykać?); nieporadności życiowej, paskudnych relacji z tak zwaną “matką”. Z drugiej strony patrząc, to naprawdę jest mi jej żal. Kiedy w końcu się “obudzi” życie okrutnie ją rozczaruje, będzie nieszczęśliwa i na pewno będzie wymagało od niej dużo pracy, przystosowanie się do nowego środowiska.
No i co za uparta krowa! Niby nasz kochany David jej się nie podoba, ale nawet jej się przyśnił (ha!) i myślała o nim niejednokrotnie. Weź daj go już, bo może jak kopnie ją trochę w dupę, to się księżniczka obudzi!
Lubię jej relację z szoferem. Poważnie, mam wrażenie, że jest dla niej kimś w rodzaju zawsze obecnego stróża i doradcy. To samo jeśli chodzi o gosposię i jej męża - to jedyny kontakt z “jako-taką” rzeczywistością, który Joyce ma. No i jej ojciec - w sumie całkiem wporzo, prawilny tatuś, ale założę się, że jak przyjdzie co do czego, nie będzie taki milutki. No i ta wredna sucz - Elisabeth. Czy już mówiłam, że nie rozumiem oschłości jakiejkolwiek matki do swojego dziecka? Rozumiem, że mogłaby nienawidzić i nie kochać swojego męża, ale dziecko? Przecież to jej córka, część niej… Naprawdę, w ogóle nie rozumiem zachowania tej kobiety. Na tym polu Joyce jest naprawdę biedna, bo nigdy nie zaznała matczynej miłości, co sprawia, że teraz każda pochwała, jest jak “nagroda Nobla”. Paskudne uczucie dla dziecka - znaczyć dla rodzica, tyle co nic.
Ogółem, to chyba nawet może się udać jakaś przemiana jej w “normalną” osobę. Zawsze będzie nosiła znamiona tego, co przekazano jej w domu, ale o życiu może zacznie w końcu decydować ona, a nie ktoś inny za nią. Byłoby bardzo miło, gdyby tak się właśnie stało. I w sumie, to chyba nawet jej kibicuję.
No i to chyba tyle, koteńku :* Napisze Ci jeszcze tylko, że niczym nie musisz się martwić! Wszystko powoli się ułoży, nie ważne jak jest. Mamy siebie, right?
Będę z niecierpliwością czekać na kolejny :****
Kocham mocno, całuję <3!
Lady A.
Misiu, misiu, misiu <3! Moje kochanie pojawia się wyjątkowo szybko, jak na moje kochanie i też by to kochanie napisało rozdział, a nie paskuda się leni! O! :p *tu była przerwa w odpisie, bo musiałam Ci odpisać na GG*.
UsuńYch, spaczyłaś mi to zdanie. Nie postrzegałam tego tak zboczeńcu, ale jak o tym napisałaś to jednak... jednak tak, cholercia XD. Ajć, no nic, tak bywa, życie i te sprawy.
Noo, ty w ogóle to mało osób lubisz i mam szczęście, że się do nich zaliczam. Już wyobrażam, jakbyś kurwiła, gdybyś spotkała taką Joyce w rzeczywistości! Aż się łezka w oku kręci <3! Powiem ci w tajemnicy, że tatuś Joyce wcale nie jest taki wporzo, serio, rly, nie kłamię! I co do mamy też nie puszczę pary z ust, a co! Będę tajemnicza.
Right, się mamy <3. Niczym się nie martwię, bo mam Ciebie. Zostaniemy modelkami, ja Ci mówię. Będziemy jeść waciki nasączone sokiem, takie rarytasy :').
Koooocham Cię, Miśku, tak mocno, że łooo tak.
Ściskam! :*
Sama się dziwie, że to mówię, ale w tym rozdzile wyjątkowo zrozumiałam Joy i wręcz zaczynam ją usprawiedliwiać. Tutaj widać jej taką inną stronę - dziewczyny, której zależy na jej bliskich, nawet jeśli się wywyższa i taką zagubioną dziewczynkę, która się chowa za tym całym zachowaniem, żeby nie pokazać, że ona też ma uczucia i takie ignorowanie ze strony matki ją obchodzi. Teraz jest mi głupio za wcześniejsze podsumowanie bohaterki, nawet jeśli jest prawdą. Coś ty ze mną zrobiła, no xd Mam za miękkie serce chyba xD Fajnie też postąpiła w stosunku do Suzie, i do Mercy i jej męża. Nie jest taka zła jak się spodziewałam, może nawet da się ją polubić.
OdpowiedzUsuńGratuluję zadania matury! :D I życzę Ci żebyś dostała się na uczelnie na którą chcesz iść, będę trzymać kciucki :D
Serdecznie pozdrawiam i bardzo się cieszę, że wróciłaś! ;*
[dirty-breath]
Haaaa! Zrobiłam pranie mózgu, jak ufo porwałam Cię w nocy i nakazałam polubić Joy. Tak było, na 100%, mówię Ci :D. A, cieszę się, że zaczynasz ją nieco inaczej postrzegać, miło jej będzie.
UsuńDziękuję za komentarz i już nigdzie nie uciekam! ;*
Cześć, przybywam i cieszę się, że Ty też powróciłaś do blogowania.
OdpowiedzUsuńDziwię się narratorce, ze aż tak przejmuje się tym chłopakiem, wręcz chorobliwie. mam nadzieję, że posłucha swojego szofera i odpuści. w ogóle, może się mylę, ale miałam wrażenie, że syn W. to ten chłopak xD ale byłaby jazda. Ciekawe, o co dokładni chodzi z tym Złym synem.
Muszę teraz przedstawić pewne spostrzeżenie, ale będzie to trochę trudne. Spróbuję. zdaję sobie sprawę, że narratorka ma denerwować swoim podejściem do życia. I denerwuje. Dobrze pokazujesz jej dziecinnośc, obrażanie się Bóg wie o co, czy tez samouwielbienie. Podobało mi się też to, jak W. próbował jej wprost wytłumaczyć, że jej problem to żaden problem.
Jednak jednocześnie nie do końca dobrze ją kreujesz. chodzi mi o to, że czasem wydaje się, że Joyce ma rozdwojenie jaźni. nie do końca mnie przekonuje, żeby aż trzy osoby będące na dobrą sprawę pracownikami jej ojca tak bardzo ją lubiły, kochały wręcz, jak piszesz, a przecież ta dziewczyna niby nikogo nie kocha. Nie do końca mi odpowiada to, że przy M&M zachowywała się aż tak inaczej, a jednocześnie jakby to była norma. to trochę niespójne. Ponadto czasem stawiasz niepotrzebne kropki nad "i" i to jeszcze na ogół używając czasu terąźniejszego, co oznacza mieszanie czasów, a więc bład gramatyczny. Na przykład wtedy, gdy podkreslałas po raz kolejny,że Joyce nie ma realnych problemów. Cóż, myślę, że taki człowiek jak ona tak nie myśli,że ona powinna podkreslać cały czas age tego, jak wielkim problemem jest na przykład sukienka albo zachowanie tego chłopaka. A to, że to tak naprawdę żaden problem, powinnaś pokazywać pośrednio, na przykład tak, jak świetnie pokazałaś to we fragmencie w samochodzie.
Piszę te uwagi po to, żeby było jeszcze lepiej. Bo naprawdę nie jest źle. Widąć, że szykujesz dla Joyce wielką zmianę. Nie chodzi mi o to, żeby ona nie miała przebłysków dobroci albo trafnych skojarzeń, ale jednak mimo wszystko niektóre jej myśli stają wobec siebie w zbyt dużej opozycji. No i współczuję jej właściwie rodziców. przez taką relację trudno jej bedzie zrozumieć życie. Elisabeth chyba nigdy nie będzie z niej dumna.
Z niecierpliwością czekam na czwarty rozdział i zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na świeżo dodaną nowość :) Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii :)
Jest też trochę błedów interpunkcyjnych, głownie w dłuższych zdaniach. A Suzie się dziwię, że się przyjaźni z Joyce, szczerze mówiąc xd
Aaaaa, ja już się przeraziłam, że usunęłaś bloga! Serio, nie mogłam nigdzie znaleźć, ale adres zmieniony, uff, normalnie kamień z serca. Ja też wróciłam i się już nigdzie nie wybieram w sumie.
UsuńĆśśś, nie, nic nie powiem, lalala :D. By było, masz rację, by było!
Dziękuję za uwagi. Od razu powiem, że jeśli chodzi o czasy to mam z tym wielki, paskudny problem. Czytam rozdziały po dwa razy zanim je opublikuję, a i tak nie uda mi się wszystkiego wyłapać. Nie wiem, jak wyplewić to cholerstwo, grr. Zaś jeśli chodzi o postawę Joy... Chciałam, aby było tak, że Ci ludzie ją kochają, bo znają ją od dziecka i w pewien sposób chcą ją "uratować" od życia w tej klatce. Postaram się to nieco naprawić i oczywiście nadal ciężko pracować nad czasami. Będę milczeć chwilowo w sprawie rodziców, bo tam też coś szykuję ;).
Niedługo wpadnę do Ciebie i zacznę nadrabiać <3. Mam teraz masę blogowego czytania :D.
I, w następnym będzie milej między Suzie a Joy.
Dziękuję!
Cześć :) Miło, że wróciłaś do blogowania i cieszę się, że mogłam przeczytać twój nowy rozdział. Co prawda Joy nadal mnie denerwuje. Jest tak oderwana od rzeczywistości, że to aż abstrakcyjne. Wydaje jej się, że wszyscy ją kochają i będą traktować nadzwyczajnie, pomimo tego, że ona sama nadzwyczajna nie jest. Dlatego może tak bardzo polubiłam tego chłopaka, który wpadł na nią, nie przeprosił i w ten sposób sprowadził bliżej do ziemi i realności. Na dziewczynie widać, że zrobiło to piorunujące wrażenie, skoro nie potrafi o tym zwyczajnie zapomnieć i przez uwagi przyjaciółki potrafiła się na nią śmiertelnie obrazić.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ten syn szofera. Czyżby to był ten sam chłopak, który wpadł na naszą bohaterkę? Ale czemu mężczyzna wyraża się o nim tak negatywnie? Przy tym jednym spotkaniu raczej nie sprawiał wrażenie złego człowieka. No, ale też ciężko ocenić kogoś po tak krótkiej chwili. Może faktycznie nie jest zbyt pozytywną postacią.
Hmm aż nie mogę doczekać się tego przyjęcia urodzinowego. Czuję, że będzie się działo!
Pozdrawiam :)
Hej! :) Miło Cię znowu tu gościć. Szczerze bałam się, że po tak długiej przerwie ludzie o mnie pozapominali. Sama na siebie zła byłam, bo obiecałam sobie bez przerw i solidnie.
UsuńEee, no ja wiem, że Joy nie jest zbyt sympatyczna, ale zmieni się, zmieni, ja obiecuję! Potrzeba jej tylko solidnego kopniaka w dupę i właśnie lubiany przez Ciebie pan się do tego przyczyni!
Dziękuję za komentarz! ;*
Hej :)
OdpowiedzUsuńNa początku tego rozdziału Joyce przypominała mi tak pszczółkę zamknięto w słoiku, którym mocno potrząśnięto, a ona wściekła zaczyna obijać się od ściany do ściany. Podziwiam Suzie, że ma taką cierpliwość do Joy. Ja to bym odwróciła się napięcie i sobie poszła, zwłaszcza biorąc pod uwagę atmosferę podczas zakupów. Joy zdecydowanie przesadziła z tą swoją reakcją na chłopaka, który przecież nie mógł wiedzieć, na jaką zołzę trafił. Mam nadzieję, że posłucha swojego szofera.
W sumie to zabawne, że normalnie traktuje tylko tych ludzi, którym płaci. Być może dlatego, że ci nie mogą się na nią wypiąć i gdzieś podświadomie nie musi bać się odrzucenia? To by miało sens, biorąc pod uwagę jej "relacje" z matką.
No i zainteresował mnie ten syn Philipa, ciekawi mnie w jaki sposób rozwiniesz ten wątek.
Czekam na przyjęcie urodzinowe!
Pozdrawiam!
Haha, w sumie bardzo trafne porównanie. Nie pomyślałam o tym, ale faktycznie racja. Szczerze? Też bym nie wytrzymała z taką dziewczyną. Czasami aż ciężko mi się pisze, bo choć jestem wredna, to kurczę, nie aż tak. I też racja, że ma przyjaciół w pracownikach. Oni mają z tego kasę, a ona korzyści, ale z Mercy i Maxem raczej tak nie jest :D. Philip też lubi Joy, jest przyjacielem Josepha, więc wie nieco więcej po prostu.
UsuńDziękuję za komentarz! ;*
Joyce jest strasznie upierdliwa, czasami mam nadzieję, że wreszcie odpuści, No ale wtedy nie byłaby już sobą.
OdpowiedzUsuńRacja, nie byłaby Joyce Snowdon, gdyby nagle zrobiła się milusia.
UsuńDzięki!
Dopiero trafiłam na twojego bloga. Przeczytałam wszystko i wiesz co ci powiem? Jest mega :) Fajnie piszesz i owszem, zdarzają się błędy, ale każdy je popełnia, prawda? Grunt, że wiadomo, o co chodzi ^^
OdpowiedzUsuńJakie są moje odczucia? To proste. Nienawidzę Joyce. Totalnie jej nie cierpię! Jest rozpieszczona i wydaje się być płytka! Irytuje mnie jej pogląd w wielu sprawach. Rodzice też są winni, ale bez przesady...
Szkoda mi jej przyjaciółki, bo wydaje się być normalną dziewczyną. Bardzo kibicuję Susannie (prawdopodobnie źle to napisałam, wybacz ;D) i jej chłopakowi. Mam nadzieję, że będzie ich dużo. Na tą chwilę Joyce klasyfikuje się na ostatnim miejscu w rankingu ulubionych postaci... ^^ Ale reszta jest bardzo fajna.
Nie wiem, jakie pisałaś wcześniej opowiadania, ale to jest dobre. Oby było więcej Iana. Kocham go. Szukałam opowiadań z nim, ale nie mogłam znaleźć. Na Twoje trafiłam przypadkowo.
Uważam, że odniosłaś wielki sukces, ponieważ bohaterka, którą wykreowałaś wywołuje u ludzi negatywne uczucie. To ważne, że porusza nas - czytelników. Pozdrawiam i życzę weny. Przepraszam za ten chaotyczny komentarz... tak jakoś wyszło :)
Zapraszam również do siebie na miwpzr.blog.pl
Pozdrawiam i zyczę weny
Martyna :)
No witaj nowa duszyczko <3. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej. Na pewno w wolnej chwili do ciebie zajrzę (już zapisałam w polecanych, aby nie zapomnieć, no).
UsuńOjj, kolejna osóbka, która nie lubi Joy. Ja się nie dziwię, ale mam też nadzieję, że niedługo to się zmieni, bo ona nie jest taka zła, choć czasami zachowuje się paskudnie. I Suzie z Carterem pojawią się w większej ilości w następnym rozdziale, więc mam nadzieję, że Ci się spodoba! Iana, a raczej Davida, też będzie ogrom, nie w następnym, ale w całym opowiadaniu, bo to jednak jedna z głównych postaci będzie :D.
Dziękuję! ;*
Jestem tu nową czytelniczką, głównie dlatego, że komentowałaś mojego bloga za co niezmiernie ci dziękuję :) To dopiero trzeci rozdział - na szczęście - bo nie musiałam za wiele nadrabiać XD Bardzo spodobała mi się twoja historia. Jak dotąd zdążyłam zauważyć, o życiu zadufanej w sobie dziewczyny z wyższych sfer. Ciekawy pomysł na temat. Zainteresował mnie ten syn Philipa. Na pewno (i oby) będzie miał coś wspólnego z dalszymi wydarzeniami. Też jestem bardzo ciekawa tego balu urodzinowego. A tak poza tym to ta nagła zmiana Elizabeth mnie trochę zastanawia. Skoro najpierw miała sprzeczne zdania z córką, a teraz bez dyskusji zgadza się z pomysłem Joyce. Może doszukuję się spisków w normalnych wydarzeniach, ale jakoś bardziej wierzę, że w tym wszystkim jest jakiś twój zamysł.
OdpowiedzUsuńNo cóż, jak to już było powiedziane, Joy ma paskudny charakter, ale mam nadzieję, że zdarzy się coś co ją diametralnie zmieni. Poza tym, to co sprawia, że jest taka irytująca, robi z niej odmienną i oryginalną postać.
Co do notki na końcu i twojej radości z zażegnania matmy, dokładnie to samo myślałam o fizyce i chemii wybierając liceum humanistyczne XD
To tyle z mojej strony. Życzę weny na kolejne rozdziały i pozdrawiam! :)
Cześć! :) Taak, wiem, co to za uczuć, gdy trafia się na bloga, który ma mało rozdziałów i nie trzeba wiele nadrabiać. Też wtedy się cieszę XD. I miło mi też, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu. Joy nie tyle co zadufana, ale okropnie rozpieszczona jest, paskudnie wręcz i to przez ojca. Matka ma w tym swoje cztery grosze, ale to na razie jest tajemnicą. Syn szofera też się pojawi, a jak! Ciekawie będzie, mam nadzieję, Joyce na pewno z krzesła spadnie, bo to za wiele jak na jej światek będzie.
UsuńMatma to zło, serio, zło! Dziękuję i również pozdrawiam! :)
Kurde, w końcu. Ileż mogłaś nas tak jeszcze torturować tym wyczekiwaniem?
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić,szkoda mi Suzie. Nie wiem co ona wciąż robi przy tej Joyce. Wątek z synrm Philipa bardzo fajny. Tym saynem jest zapewne Ian ale jestem słaba w domysłach. Ogòlnie nie mogę się już doczekać tego balu więc pisz szybko! Tylko jedna rzecz mnie nurtuje. Joyce jest okropna a cały personel tak ją uwielbia?
Pozdrawiam i czekam na next,
Sleepka
Ps: w ten wtorek na moim blogu w końcu pojawi się CM Punk :p
To samo pomyślałam, jak opublikowałam. W końcu! Więcej się to nie powtórzy, aj promis.
UsuńEh, szkoda, ale w następnym będzie lepiej. Joyce wysili się nawet na miły gest, serio :p. Nic nie zdradzę, nic nie zdradzę, bo będzie o wszystkim więcej.
The best in the world <3.
Przeczytałam skarbie.
OdpowiedzUsuńSuzie i Joyce, dziwne to połączenie, Joyce jest walnięta -,-
Bal Bal Bal, chyba wszyscy na niego czekamy, co? :D <3 Cudo! Piszesz fantastycznie <3 :**
Super! <3 Przeciwności się przyciągają, czyż nie? Chyba tak jest tym razem.
UsuńDzięki!
Pewnie, że jestem;) Długo kazałaś na siebie czekać, ale dobrze, że już jesteś. Ostatnio z blogów ludzie tylko odchodzą i niezmiernie mi miło, że chociaż ty wróciłaś;D
OdpowiedzUsuńChyba jestem dziwna, ale bardziej od tego chłopaka, który na nią wpadł, tajemniczego syna Philipa, przebiegu przyjęcia itp, ciekawi mnie coś zupełnie innego. Zastanawiam się, co Ci wszyscy ludzie w niej widzą! Ja odbieram Jo jako rozpuszczoną dziewczyneczkę, która uważa, że jest pępkiem świata i może zrobić wszystko, co jej się tylko podoba. Na tą chwilę nie widzę w niej żadnej cechy, która mogłaby mi się spodobać albo za którą mogłabym ją szanować. A mimo to ma przyjaciółkę, Max i Mercy są dla niej szalenie mili i... to mnie intryguje. Serio, nie rozumiem tego;D Podejrzewam, że Sus widzi w niej coś, czego ja na razie nie dostrzegam i dzięki temu nie kopnęła ją jeszcze w dupę. Myślę też, że przy Maxie i Mercy zachowuje się inaczej (trochę to już bylo widać) niż przy innych osobach. Ale to w dalszym ciągu za mało, żeby mój mały rozumek przyjął do wiadomości, że taka pusta dziołcha (moim zdaniem) mogła zyskać taką sympatię.
Rzuciło mi się w oczy, że ona często używa słowa "profesjonalnie". Myślę, że to celowy zabieg i też świadzy o jej wykonaniu. Wszystko ma być profesjonalne, dopięte na ostatni guzik, idealne... A to jest chore;/ I jej matka też jest chora. W sumie to właśnie ją trzeba chyba obwiniać o sposób zachowania córki. Jak się komuś ciągle wmawia, że miłości nie ma i wszystko trzeba robić 'profesjonalnie', jak się dziecko tresuje na zimną zołzę, to potem wyrasta taka denerwująca Jo...
Ale opowiadanie zaczyna się ciekawie i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;*
I powtórzę jeszcze raz, dobrze, że wróciłaś ;)
Cześć <3! Świetnie Cię tu widzieć. Mam nadzieję, że więcej nie zniknę. To wszystko przez matury, głupie matury! :D
UsuńCiężko byłoby wytrzymać z taką Joyce, co? Ja dawno bym jej pojechała jakimś wrednym tekstem, bo ja ogólnie wredna bardzo bywam. Mercy i Max są z nią od niemowlaka, więc widzieli to, co się działo w domu i jak wychowywana była Joy. Ona sama ma do nich inne nastawienie, bo sama Mercy nazwała swoją drugą mamą :). Zaś Philip jest przyjacielem jej ojca i też wie nieco, ociupinkę więcej. Wszystko się wyjaśni.
Bo Snowdon jest taka profesjonalna, a przynajmniej się stara. Właściwie jej ideałem i celem jest bycie takim, jak jej matka. Nie mówię, czy to dobrze czy źle. Właściwie o Elizabeth na razie nic nie mogę zdradzić.
Też cieszę się, że wróciłam i cieszę się, że jesteś! :* Do następnego u mnie i u Ciebie, bo powolutku nadrabiam!
Nic specjalnego w tym rozdziale się nie działo, a szkoda, bo tyle trzeba było czekać na niego... Joyce przez pół rozdziału przeżywa wielce nieprofesjonalne zachowanie 'dupka', który na dobrą sprawę nie zrobił panience nic złego. Tylko że ona wszystkich traktuje z góry, uważa za gorszych od siebie i takie są właśnie tego efekty. Potem przez kolejne pół rozdziału narzeka jaką to ma nieczułą, ponurą matkę, ale ja mam na to też pewne wyjaśnienie - pieniądze, bogactwo, szmal. Niesamowite, co pieniądze potrafią zrobić z człowiekiem - pozbawić miłości, jakichkolwiek uczuć, a nawet zwykłego uśmiechu. To strasznie smutne.
OdpowiedzUsuńJedynymi pozytywnymi bohaterami są wg mnie kochający ogrodnik i jego urocza żona :-) Zaciekawiła mnie ta sprawa z synem Joshepa i będę czekać na rozwój tego wątku :-)
Pozdrawiam.
Pomyliłam imiona... standard u mnie, ale chyba nic się nie stało, co?
UsuńTrzeba było czekać, ale zawsze zostawiałam jakieś informacje, więc nie zniknęłam bez słowa :). Właściwie rozdział wyszedł tak, jak chciałam. Wiem, że był nieco nudnawy, ale musiałam myślami i zachowaniem Joyce pokazać jak mało ona ma problemów, że przejmuje się czymś takim. Każdy z nas zapomniałby o tym w sekundę. A co do Elizabeth... Nieco się mylisz, ale nie mogę nic zdradzić, bo to tajemnica :D.
UsuńDziękuję za komentarz!
Fajnie, że jednak wróciłaś i mam nadzieję, że już teraz będę mogła częściej czytać twoje rozdziały :)
OdpowiedzUsuńJa się zastanawiam, co by było, gdyby Joy któregoś razu była zmuszona jechać komunikacją miejską (choć wiemy, że w jej przypadku to mało prawdopodobne, ale jednak) i spotkała takiego typowego mohera z laską. Ja nie wiem, ale przecież to by się mogło co najmniej bójką skończyć :P
Atak serio, to ona robi z igły widły. Bo to jednemu człowiekowi się coś takiego przytrafi. Wpadł na nią, nie przeprosił, w dodatku był dość złośliwy. Bo to jeden taki chodzi po ziemi? No, ale w sumie chodziło o NIĄ! Nikogo innego, tylko Joyce! A przecież za coś takiego powinno się iść siedzieć! Serio, mówią, że to moja bohaterka jest irytująca, ale chyba wysiada przy twojej :P A serio, to dobrze, że Philip ją trochę ostudził. No i jej stosunek do Susan (mogę skracać ich imiona? Są strasznie trudne i sztywne xD) którą niby traktuje jak przyjaciółkę. Ja nie wiem, ale gdybym ja tak traktowała swoich kumpli, to już dawno kopnęli by mnie w tyłek. Nawet jeśli jesteśmy z innych warstw społecznych. Ona biedna jest jak taka służąca i nawet, jak Joy chciała się z nią pogodzić, to Sus musiała odezwać się pierwsza. Ja na miejscu dziewczyny miałabym gdzieś taką „przyjaciółkę”.
A co do tego chłopaka, to chyba tak do końca nie dała sobie z nim spokoju, bo cały czas o nim myślała. Czyli co? Susan miała trochę racji? Miała, ale Joy nie mogłaby tego przyznać. W sumie ciekawa jestem, jak to wszystko się dalej potoczy, bo jakoś musisz doprowadzić do ponownego spotkania Joy i „pana dupka” :P
Lecę, pozdrawiam i czekam na następny :*
Hej! Postaram się, aby rozdziały były częściej. Na pewno nie będzie już takiej przerwy!
UsuńHaha, o jeju, co to by się działo. Joy pewnie rozniosłaby cały autobus. Za dużo ludzi, o których mogłaby niechcący się otrzeć. Nawet ja nie lubię autobusów, a co dopiero ona!
No pan został w jej pamięci, ale starała się już tak nie złościć. Nawet jeśli zapomni, to potem koleś sam się przypomni i tyle z tego będzie. A imiona sobie skracaj, proszę bardzo xD. Z Suzie sprawa też się wyjaśni i to niedługo.
Dziękuję!
Dzień dobry! :D Wracaj do mnie jak najszybciej! <3 Ja tam zawsze się wcisnę, taka ze mnie istotka paskudna :D Przybywaj w te pędy, a ja się biorę za czytanie Twojego dzieła :D
OdpowiedzUsuń<3
Łiiii <3
UsuńZauważyłam, że dodałaś kolejny rozdział, to postanowiłam wpaść i przeczytać. Póki co nadal widzę w opowiadaniu podążanie tym pewnym schematem, na który natrafiam tak bardzo często, że idzie się tym znudzić. Cały czas jednak liczę na to, że opowiadanie nagle zmieni bieg tej rzeki schematu i czymś mnie zaskoczy. Póki co wszystko wydaje mi się tutaj do przewidzenia i o ile to przewidywanie mnie nie irytuję, o tyle bohaterów ciężko mi znieść. Właściwie tylko główna bohaterka wzbudziła moją sympatię, choć widzę po komentarzach, że jestem wyjątkiem. Jako osobę, gdybym taką spotkała w życiu, to pewnie bym się nawet nią nie przejęła i nie powiedział o niej niczego dobrego, ale jako postać jest ciekawa, nietuzinkowa, widnieje w niej pewna sprzeczność. Natomiast jej otoczenie jest cholernie puste i głupie. Jeszcze matka jest takim wyjątkiem, bo ona ma jakiś charakter, a reszta to tacy słodcy statyści, których charaktery nie są jakoś szczególnie poskładane. Jednak wracając do matki, to byłoby miło, gdyby miała też jakieś dobre cechy, bo nie ma ludzi z podziałem na czarnych i białych, a twoje opowiadanie póki co tak właśnie klasyfikuje bohaterów.
OdpowiedzUsuńHej, miło że wpadłaś. Już to wyjaśniałam wyżej, więc pozwolę sobie skopiować: "Joyce jest pękiem świata dla wszystkich, dla których musi nim być. Wszyscy zachowują się wobec niej tak samo". Opowiadanie jest z jej perspektywy, ona wszystkich postrzega tak samo. Dla niej są czarni i biali, bo nie zna innych barw, że tak to ujmę. Dopiero wraz ze zmianą Joyce będzie ona poznawać innych, których powinna już znać :). Mam nadzieję, że nieco wyjaśniłam.
UsuńPozdrawiam!
Dzień dobry! <3
OdpowiedzUsuńJeju, w końcu udało mi się przybyć z komentarzem. Pomińmy całkowicie fakt, że przeczytałam ten rozdział już tydzień temu, a dopiero teraz komentuje. Nie wiem, czy skojarzyłaś, ale poprzednie rozdziały skomentowałam już dość dawno temu, bo czytam Twoje opowiadanie od samego początku. :)
Przechodząc do treści - kiedy czytam staram się kompletnie nie zwracać uwagi na to okropne zachowanie Joyce, ale ciężko mi z tym idzie. Nie potrafię pojąć, jak wszyscy mogą być dla niej tacy mili, zwłaszcza Suzie, która ustępuje jej we wszystkim, jakby była jakąś rozkapryszoną dwulatką. -.- Nigdy w życiu nie pozwoliłabym się traktować tak jak Susannah, dostałabym jakiejś głębokiej nerwicy.
Bardzo zaciekawiło mnie to, co Philip jej powiedział... Ciekawe, co takiego zrobił jego syn. To jest w ogóle dziwne, że Joy się tym w jakikolwiek sposób zainteresowała, skoro nie widzi nic innego poza czubkiem własnego nosa.
Szkoda mi jej z jednego powodu - jej mama jest naprawdę dziwną osobą. Taką chłodną, w ogóle bez uczuć, całkowitym przeciwieństwem ojca dziewczyny. Jestem ciekawa, czym to jest spowodowane, przecież to okropne nie okazywać uczuć własnej rodzinie. o.O
Może się powtórzę z poprzedniego komentarza, który napisałam kilka miesięcy temu, ale z niecierpliwością czekam aż w życiu tej zarozumiałej panny stanie się coś, co nakaże jej patrzeć na życie n o r m a l n i e, a nie jak księżna świata, traktująca wszystkich z góry. -.-
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwanie na czwarty rozdział i życzenie mnóstwa weny! :*
Pozdrawiam! <3
PS. Zapraszam do siebie na nowy rozdział, o którym nie informowałam wcześniej ze względu na to, że sama miałam u Ciebie zaległości. :)
for-one-more-chance.blogspot.com
Hej. Dość późno odpowiadam, ale zabiegana jestem. Różne wyjazdy, a teraz kolejny przede mną! Oczywiście, że Cię pamiętam i miło, że jesteś ze mną od początku! <3
UsuńJa wiem, że Joy jest okropna i obiecuję, że w jej życiu coś się wydarzy ;D. A z Suz i jej matką się wyjaśni, obiecuję!
Dziękuję i na pewno do Ciebie przyjdę! Tylko czas mnie zawsze goni.
Hej! Nie wiem jak to jest z powiadomieniami i dawno tu nie zaglądałam, więc i o niczym nie wiedziałam. Wybacz mi moje opóźnienie :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem i długości i ... lekkości z jaką piszesz. Czyta się błyskawicznie.
Joyce jest nietypową, zapatrzoną w siebie osobą, która sprawia wrażenie, że nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa, choć już nie raz pokazała, że w środku ma jednak jakieś "ludzkie" reakcje :D
Przynajmniej jej przyjaciółka jest dość fajną osobą, która woli ustąpić i zupełnie inaczej podchodzi do niektórych spraw.
Taaak, poszukiwanie idealnej sukienki to nie lada wyzwanie. Mierzę się z nim przed każdym weselem! :D Bardzo bym chciała, żeby moim jedynym zmartwieniem było to jaką sukienkę wybrać...
Rozdział jest świetny :) A teraz przejdę do mniej przyjemnej części, otóż dopatrzyłam się dwóch błędów! (nie wiem, czy ktoś już o nich wspomniał, ale nie poprawiłaś ich więc napiszę :P)
"Nie wiem, czy w tej sprawie będę najlepszym profesjonalistą, ale nie pewno się postaram" --> NA pewno
"niejednokrotnie opowiadała mi, że jak się poznali był tylko w tych ogrodniczką" --> ogrodniczkach
Do niczego więcej nie mogę się przyczepić. Wybacz mi trochę drętwy komentarz, ale tak dawno nie byłam na blogu, że chyba wyszłam z wprawy :)
Mknę do nowszego rozdziału :*
http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com
Dziękuję za komentarz! I za wskazanie błędów, poprawię!
UsuńHej :3
OdpowiedzUsuńKurczę, coraz bardziej mnie drażni Jo, ale skoro ją taką stworzyłaś, to na pewno nie przez przypadek. Zastanawiałam się, co takiego może być w niej, że Suzie w ciąż z nią jest i chyba doszłam do wniosku. Gdyby odwróciła się od bogatej panienki, to Joseph nie dałby jej spokoju i jeszcze cała wina spadłaby na nią. Myślę, że ojciec Jo jest przy okazji jej tarczą, przez co mała księżniczka może mówić każdemu co jej się podoba, a nikt nie może powiedzieć jej prawdy w oczy.
No i ciekawi mnie to, czemu tak bardzo przeszkadza jej zachowanie chłopaka, ale bardzo dobrze, że ją olał. Takie rzeczy jak ona się omija. Nie wiem czemu, ale jakoś sobie dorobiłam, że może syn szofera i tajemniczy chłopak mają ze sobą coś wspólnego. Może to tylko taka teoria, ale kto wie :D
Im bliżej tych urodzin jakoś czuję, że coś się nie powiedzie. W końcu to takie ważne osobistości, wszystko musi być pięknie i w ogóle, ale mam przeczucie, że coś nie wypali :D W sumie, to bym się nawet chichotała :P
Pozdrawiam serdecznie :*
Dziękuję!
UsuńTo smutne, że być może istnieją ludzie, którzy mają taki drętwy kontakt z rodzicami. Nie wyobrażeń sobie siebie w takiej sytuacji. Fajnie, że Joyce ma chociaż z tatą jakąś pozytywną relację. Nie wiem jak ja wytrzymałabym taki klimat w domu. Gdy czytałam końcówkię, aż miałam wrażenie, że bolą mnie plecy od prostowania pleców w tej napiętej atmosferze. :D
OdpowiedzUsuńObstawiam, że ten tajemniczy Pan nie wychowany, to w rzeczywistości zły syn szofera. Jestem pewna na 99% :D I juz wyobrazilam sobie , że wbiega na hej urodziny i robi jakąś aferę.
Ok, lece dalej :D
http://nie-szukaj-siebie.blogspot.com/
http://oczy-w-ogniu.blogspot.com
Oj, zgadłaś, ale ćśśśś, nikt nie może nic wiedzieć!
Usuń