piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 5

Klub znajdował się w piwnicy i również tak się nazywał. Sama nazwa sprawiła, że przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Piwnice były pod ziemią, było tam zimno, wilgotno i nieprzyjemnie. Czytaj: nie były to miejsca dla takich dziewczynek, jak ja.
Nic jednak nie wyglądało tak, jak myślałam, że będzie wyglądać. Do tego całego podziemia schodziło się po czarnych schodach, które na krawędziach miały neonowe światła płynnie zmieniające kolory. Czerwone, niebieskie, zielone. Czerwone, niebieskie, zielone. I tak w kółko. Oczywiście już na górze słyszałam muzykę, przy której bawili się ludzie. Na dole, na ceglanej utrzymanej w dobrym stanie ścianie wyryte było małe okienko, a nad nim przekrzywiony szyld z napisem: „Szatnia”, a pod tym cennik.
Zdjęłam z ramion kurteczkę, którą podałam Carterowi. Suzie zrobiła to samo. Dała mu buziaka, szepnęła coś do ucha i chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w stronę hałasu.
— Co z Carterem? — zapytałam. Nie martwiłam się tym, czemu z nami nie idzie. Jak dla mnie, to mogłoby go tu nie być. Byłam tym jednak zaciekawiona, bo to wszystko było dla mnie nowe.
— Zapłaci za szatnię, weźmie numerek i do nas dołączy — krzyczała blondynka, bo przez muzykę nic nie było słychać. — Mamy wynajętą lożę. Stwierdziliśmy, że nie dałabyś rady przetańczyć całej nocy. Nie na pierwszy raz!
Nie wnikałam, a gdy wyszliśmy z zza rogu i zobaczyłam to pomieszczenie… Zamurowało mnie. Tam było mnóstwo ludzi. Siedzieli, stali przy dziwnym, wysokim blacie, tańczyli, a raczej wili się jak jakieś dżdżownice w okresie godów. Na suficie były kolorowe światła, przez które łatwo było o atak epilepsji, a w powietrzu unosił się dziwny, ostry zapach, którego nie znałam. Większą część zajmował parkiet, a na prawo stały poustawiane sofy i kanapy obite w czerwoną skórę, która pasowała do kolorystyki klubu. Na końcu sali znajdował się podest, który chyba miał imitować scenę.
— Ale tu głośno! I duszno! — poskarżyłam się. Nagle zaczęły dopadać mnie wątpliwości. Czy ja naprawdę tego chciałam? Uciekłam z mojego pięknego, pachnącego pokoju do tego miejsca, które może i dobrze wygląda, ale jest przepełnione dziwnymi ludźmi i nie ma dobrej klimatyzacji? Odpowiedź brzmi tak, tak chciałam tego, ale nie wiem, czy nadal tego chcę.
— Widzę twoją minę — zaśmiała się Susannah. — Nie martw się, Joyce. Ja wiem, na pierwszy raz to może zmęczyć samym widokiem, ale jak się napijesz, to będzie ci lepiej.
— Napiję?
Zaśmiała się.
— Alkoholu.
— Alkoholu? — zapytałam. — Ale jakiego alkoholu?
— Słuchaj, kochanie — zaczęła rozbawiona. — Nigdy nie mówiłam ci nic, co byłoby niezgodne z twoim trybem życia. Ba, ja nawet dostałam listę od twojego ojca, jakich tematów mam z tobą nie poruszać.
Uniosłam zdziwiona brwi. Wiedziałam, że ojciec lubił wiedzieć, co się ze mną dzieje, ale nie miałam pojęcia o żadnej liście. Niemniej jednak to mi nie przeszkadzało.
— Martwi się o mnie — wyjaśniłam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
— Więzi cię — powiedziała Suzie i wyglądała na zdenerwowaną. — No nic. Stanęliśmy na alkoholu. Alkohol to nie tylko takie coś, o czym uczysz się na chemii — zaśmiała się. — To też coś, co się pije. Boże, w jakim ty świecie żyjesz — westchnęła. — Idziemy do baru!
Pociągnęła mnie w stronę tego dziwnego blatu, który wcześniej mnie zastanawiał. Kiwnęła głową do chłopaka za nim i pokazała dwa palce.
— To jakiś tajny kod? — zapytałam zirytowana jej wcześniejszym zachowaniem wobec mnie i tym całym przedstawieniem, na które, o zgrozo, sama się zgodziłam.
— Nie. Poprosiłam go o dwa shoty. Nie pytaj, zobaczysz. To paskudnie niedobre, ale po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić.
Znalazła wolną przestrzeń i oparła się o bar, a po chwili podsunięto jej dwa małe kieliszki. Podobne do takich, w których Mercy trzymała różne drobiazgi. Te jednak nie miały w środku małych, czasami przydatnych rzeczy, a zapewne ten cały alkohol. Wyglądało jak woda i na brzegu miało przyczepioną cytrynę.
— Najpierw pij — poleciła Suzie. — A potem cytryna, o tak. — Wzięła kieliszek i wychyliła jego zawartość do ust. Skrzywiła się lekko i chwyciła plasterek owocu i ugryzła go, odrywając od skórki.
No co miałam zrobić? Wzięłam kieliszek i najpierw powąchałam, co mną wstrząsnęło, ale nie mogłam wyjść na słabszą. Skoro Susannah wypiła, to ja też musiałam. Wychyliłam zawartość do ust i od razu złapał mnie odruch wymiotny, a do oczu naszły łzy.
— Cytryna, Joyce, cytryna! — krzyknęła Suzie, a ja chwyciłam plaster spanikowana i odgryzłam owoc tak, jak zrobiła to ona, ale nie za wiele to mi pomogło. Zaczęłam brać głębokie wdechy. Usłyszałam śmiechy, więc rozejrzałam się, a kilka osób zerkało na mnie rozbawionych.
— Pierwszy raz z wódką? — zapytał jakiś chłopak, stojący koło nas i obejmujący długonogą, rudowłosą dziewczynę, która trzymała w dłoni szklaneczkę z różnokolorowym napojem. Wyglądało o niebo lepiej, niż to, co przed chwilą miałam w ustach.
— Pierwszy raz z rzeczywistością — odpowiedziała Suzie.
Sama siebie nie poznawałam. Powinnam być na nią wściekła za te wszystkie uwagi, ale to miejsce mnie oszałamiało! To nie było moje środowisko i czułam się w nim źle. Głośna, dudniąca muzyka mi przeszkadzała, a ten ostry zapach… Ten ostry zapach miał woń podobną do tego, co wypiłam.
Podszedł do nas Carter z szerokim uśmiechem, a potem zerknął na dwa puste kieliszki i zmarkotniał.
— No nie! Chciałem zobaczyć jej minę! — powiedział oskarżycielsko i dźgnął delikatnie swoją dziewczyną w brzuch.
— Nie jestem jakimś widowiskiem, a na pewno nie dla ciebie! — odpowiedziałam. — Chcę do domu. — Nie prosiłam, ja rządałam. Nie mogłam zadzwonić po Philipa, bo była noc, a ja uciekłam. Byłam poza domem bez wiedzy ojca, ochrony, służby czy kogokolwiek innego! Jaka ja byłam lekkomyślna, ale byłam pewna, że ta noc naprawdę może być miła. Nic jednak takie nie było, a ja nie poznawałam mojej przyjaciółki, dla której załatwiłam sukienkę w formie cichych przeprosin! Ona powinna mnie błagać na kolanach o to, abym jeszcze kiedykolwiek chciała się z nią widzieć. To było wręcz niewyobrażalnie paskudne. Ciągle miałam w ustach ten posmak alkoholu i chciałam się go jak najszybciej pozbyć, ale moja szczoteczka do zębów była w moim domu, w moim pokoju, w moim małym świecie, w moim bezpiecznym miejscu. Tam, gdzie było moje miejsce.
Poczułam uścisk na dłoni, a potem napotkałam spojrzenie Susannah. Chciałam wyrwać rękę, ale ona mi na to nie pozwoliła. Kiwnęła głową w jakiś kąt. Na ścianie był znak toalet. Westchnęłam i poszłam tam z nią.
— Przepraszam, Joyce. Może nie powinnam tak brutalnie zaznajamiać cię z rzeczywistością — mruknęła i zmarszczyła nos. Zawsze go marszczyła, gdy się zastanawiała. Ja robiłam to samo. — Nie będzie już alkoholu, jeśli ci nie smakował. Przynajmniej czystej wódki. Poszukamy może coś, co ci przypadnie do gustu. I zatańczymy. To naprawdę jest fajne. Dobrze? Proszę?
— Jestem na ciebie…
— Zła — dokończyła. — Tak, wiem. Jednak jesteś tu, więc spróbujmy, dobrze?
Westchnęłam i naprawdę nie wiem, co to miejsce ze mną robiło, ale kiwnęłam głową na znak zgody.

Dwie godziny później podskakiwałam w rytm tej bestialskiej, huczącej muzyki bez żadnego wyczucia czy kontroli swoich ruchów. Przestałam myśleć o tym, że zapewne wyglądam jak dżdżownice podczas godów albo ataków epilepsji, bo przecież sama tak nazwałam te dzikie ruchy jakiś czas temu. A dokładniej dwie kolejki przepysznego tequila sunrise wcześniej. Jak to określi Carter: „panienka nawet alkohol musi mieć wyszukany, bo zwykła wóda jej nie pasuje”. Nie pasowała mi ta „zwykła wóda” i nie pasowała mi jego obecność, ale nic nie mogłam na to poradzić. Bawiłam się z moją przyjaciółką, a on był tylko towarem dodatkowym. Traktowałam go jak pracowników w moim domu. Przynosił alkohol, wodę czy inne potrzebne nam rzeczy, pilnował godziny i numerków od szatni. Był, choć ciężko mi to przechodziło przez myśl, nawet przydatny, ale to nie wystarczyło, abym poczuła do niego nić sympatii. Może zmniejszyło moją niechęć, nic więcej, nic mniej.
Oczywiście nie zamierzałam już więcej pić pomarańczowego trunku. Czułam się już wystarczająco dziwnie i nie jak prawdziwa Joyce Snowdon. Nieco szumiało mi w uszach, czasami gadałam od rzeczy i kosmyki włosów kleiły mi się do spoconego czoła, skroni i policzków. Na początku panikowałam, że nie wyglądam idealnie, ale przestało mnie to obchodzić po pierwszym drinku, a po półtorej już nawet o tym nie myślałam. W pewnym momencie poczułam jednak się wyczerpana i potrzebowałam odpocząć od panującego w klubie hałasu i duszności.
Kazałam Carterowi załatwić mi zimną wodę i odeszłam na bok, ale to nie wystarczyło. Bez słowa ruszyłam do wyjścia.
— Panienka już wychodzi? — zapytał rosły mężczyzna, stojący koło drzwi.
— Tylko na chwilę — wyjaśniłam.
Kiwnął głową i uśmiechnął się. Podszedł do mnie i chwycił za rękę, a ja chciałam się odsunąć, ale on tylko przyłożył mi coś do dłoni. Gdy się odsunął zauważyłam papierową bransoletkę z nazwą klubu.
— Teraz droga wolna. — Mrugnął do mnie.
Na zewnątrz było chłodno, ale nie zimno. Idealnie. Oparłam się z westchnięciem o murek. Lekki wiaterek muskał moją skórę, osuszając ją z nadmiaru potu. Poczułam się zmęczona, brudna i przeciążona tym wszystkim. Alkohol w krwi nagle stracił swoje cudne właściwości i poszedł w całkowicie inną stronę. Odczuwałam lekki ból żołądka, ale nie było to nic strasznego. Znowu zatęskniłam za łóżkiem, ale ze spokojem, odszukując swój trzeźwy umysł, stwierdziłam, że to tylko reakcja organizmu na zmęczenie. Musiałam przyznać, że podobało mi się, ale nie było to coś, co chciałabym powtarzać bardzo często. Czułam, że będę potrzebowała spokoju i chwil relaksu po dzisiejszej nocy i w mojej głowie od razu zakwitła myśl o SPA i nie mogłam się doczekać, aż ją zrealizuję.
Bałam się, że przysnę, więc zaczęłam powoli iść przed siebie. Nie znałam okolicy, ale stwierdziłam, że jeśli będę szła prosto, to z dziecinną łatwością znajdę drogę powrotną. Nie myślałam też o lęku przed ciemnością, bo resztki alkoholu we krwi całkowicie odsunęły ode mnie ten strach.
Szłam sobie niewzruszona, dopóki ktoś nie zaczął mnie zaczepiać. Na początku starałam się to zignorować i bardziej skupiłam się na tym, co mnie otacza i zaniepokojona stwierdziłam, że oświetlona, zadbana ulica zmieniła się na szarą kamienicę, na której nie działała co druga lampa. Uzmysłowiłam sobie, że przecież szłam prosto, więc wystarczy zawrócić, wejść do klubu, odnaleźć Susannah i Cartera, którzy pewnie mnie już szukają, i poprosić o powrót do domu. Strasznym wydawało się jednak ponowne wdrapanie po drabince na mój balkon. Bez pomarańczowego napoju było to ciężkie, a co dopiero po nim.
Zawróciłam więc, ale nie byłam na ulicy sama.
— Hej, panienko, zgubiłaś pantofelek? — zaśmiał się jeden z mężczyzn, bo po ich postawnej sylwetce stwierdziłam, że każdy z nich jest płci brzydkiej, a było ich trzech.
Nie odpowiedziałam, chcąc ich zignorować ze spokojem. Nie miałam nastoju do zaczepiania się, ale nie czułam też strachu. Czy oni wiedzieli, kim ja jestem? Lepiej dla nich, jeśli mnie zostawią.
— Chyba zapomniała języka! — prychnął drugi, bardziej ochrypłym głosem.
— Panowie, oddalcie się, a na pewno nie będziecie żałować tego, że naruszyliście mój spokój — odezwałam się jednak, bo oni ciągle do mnie podchodzili, a ja, aby się cofnąć, musiałam właściwie koło nich przejść, choć wolałabym tego uniknąć. Wokół było pełno pobocznych uliczek, gdzie mogli sobie zniknąć. Nie zrobili tego, a roześmiali się tak, jakbym opowiedziała im jakiś wykwintny żart!
— O, niezłe! — stwierdził obcy. — Stanowcza i nieustraszona, lubię takie kobietki.
Podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, mocno ściskając, a ja poczułam ten ostry zapach alkoholu i wstrząsnął mną, ponownie tego wieczoru, odruch wymiotny.
— Proszę mnie puścić — warknęłam niezadowolona. Naprawdę wyprowadzali mnie z równowagi!
— Pobawimy się. — Wzmocnił uścisk i szarpnął mnie tak mocno, że zachwiałam się, a moja szpilka utknęła między kostką na asfalcie. Wygięłam stopę w bolesny sposób i syknęłam. Upadłabym, gdyby ten mężczyzna mocno mnie nie trzymał.
— Co za sierota! — mruknął głośno, a ja dopiero zaczęłam czuć zalążki strachu, budujące się w moim ciele i obezwładniające je. Oni nie chcieli mnie puścić, choć im kazałam. Nie rozumiałam tego. Nie wiedzieli, z kim zadarli, co im zrobi mój ojciec, gdy się dowie?
Zostałam brutalnie zaprowadzona do jednej z pobocznych uliczek, mój oddech przyśpieszył, a do oczu naszły łzy. Mówiłam im ciągle o tym, aby mnie puścili, że zapomnę o całej sprawie i wszyscy wrócą do domów, ale tylko się ze mnie śmiali.
— Ucisz ją, Jack, mam dość jej skomlenia — powiedział jeden z nich. Nie mogłam ich rozróżniać jakoś bardziej, bo wszyscy mieli bluzy z kapturem, a poza tym było ciemno, a moje załzawione oczy wszystko rozmazywały. Wspomniany Jack jednak pchnął mnie na ścianę i poklepał, dość mocno, po policzku.
— Zamknij się, księżniczko, a nic ci się nie stanie — wyznał, ale nie brzmiało to szczerze. Wsunął dłoń pod moją kurteczkę i bluzkę, na brzuch. Pisnęłam, czując jego zimną, dużą, nieprzyjemną dłoń.
Zamknęłam oczy, nie wiedząc, co właśnie się dzieje. Nigdy nie zostałam tak potraktowana, nikt nie śmiał, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego ten mężczyzna mnie tak dotyka! Co mu to da? Byłam zła na nich, na siebie, że wyszłam z tego klubu i na Suzie oraz Cartera, że mnie nie przypilnowali. Nie powinnam znaleźć się w tym miejscu.
Usłyszałam jakieś chrząknięcie, a Jack puścił mnie, aby się odwrócić.
— Nudzicie się? — zapytał męski głos, którego nie słyszałam wcześniej w obecnym gronie. — Tyle razy wam mówiłem, że nie mam zamiaru bawić się w pieprzonego Robin Hooda czy inne gówno i ratować damy z opresji.
— Więc nie musisz tego robić!
— Puść ją, Jack.
Otworzyłam oczy, a nieznajomy przesunął trzymającego mnie mężczyznę i spojrzał na mnie. Wyglądał na zaskoczonego.
— Skąd tu, do cholery, wzięła się taka panienka? — gwizdnął, oglądając mnie, jak jakiś obraz na wystawie. — Jestem David, a ty właśnie uniknęłaś wielkich kłopotów — przedstawił się z lekkim uśmiechem. Zdałam sobie sprawę, że cała drżę, a potem osunęłam się po zimnej, chropowatej ścianie, tracąc przytomność. 
__________________________________________________________________________
Cześć, kochani! Ja wiem, że to wszystko nie tak miało się potoczyć, a ja miałam wrócić do regularnego bycia u Was i publikowania u siebie, ale! Ostatecznie studiuję swoją wymarzoną psychologię na UWr! Sprawa wygląda jednak tak, że nie mieszkam we Wrocławiu, muszę dojeżdżać, co mnie nieco zabija. Nie ma mnie od rana do wieczora w domu i cóż, musiałam przywyknąć do trybu: nauka. Bez bicia przyznaję, że całe liceum nic się nie uczyłam, nie licząc matmy. A teraz uczę się czegoś, co chcę robić, co ma pomagać ludziom i kujonem jestem! XD Ogarnięcie tego trochę mi zajęło, przystosowanie się do studenckiego życia i w ogóle. No i lenistwo oraz brak weny też trochę zawiniły. Mam jednak nadzieję, że ktoś tu jeszcze ze mną jest. Odezwiecie się? Ja sama bardzo, bardzo z całych sił, postaram się nadrobić rozdziały u Was.

Pozdrawiam,
CM Pattzy.

ps. założyłam wattpada, zapraszam!

29 komentarzy:

  1. Napisałaś takie zakończenie, że osobiście dopilnuję, byś szybko dodała następny rozdział. :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś :) Ogólnie wydaje mi się, że blogger nieco odżywa i to też jest powód do radości!
    Joy mocno zderzyła się z rzeczywistością. Nie jestem pewna, czy zabieranie jej do klubu, a tym bardziej spuszczanie z niej wzroku było świetnym pomysłem. Ona jest taka inna i odcięta od tego wszystkiego, że to wręcz niebezpieczne. Wystarczy spojrzeć na końcówkę. Aż boję się pomyśleć, jak mogło się to faktycznie zakończyć, gdyby nie reakcja Davida. Jestem niesamowicie ciekawa, co z tego wyniknie.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
    http://ostatnie-tango.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że wróciłam, ale mam masę nadrabiania. Boję się, że ciężko będzie mi się z tym wszystkim wyrobić!

      A zderzyła się, zderzyła. Tak myślę, że gdyby to był powolny proces, to Joyce nie za bardzo byłaby skłonna uwierzyć w istnienie tego drugiego świata, gdzie nie jest najważniejsza. Teraz jednak przeżyła ostry szok.

      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz,
      xx!

      Usuń
  3. Wracasz po tak długim czasie nieobecności i zaczynasz od rozsyłania spamu wszystkim, którzy cię czytali? Trochę to... moim zdaniem nie na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moim zdaniem normalne :). Nie zaspamowałam nikomu rozdziałów, tylko wysłałam wiadomość o powrocie w odpowiednich, przeznaczonych do tego zakładkach. Kilku czytelników odezwało się nawet prywatnie, że bardzo się cieszą, więc myślę: ile ludzi, tyle opinii. Jeśli Cię to uraziło, to wybacz, usuń mój komentarz w spamie i po sprawie :).

      Usuń
  4. Hejoooo! xD
    Tak jak już napisałam na wattpadzie, przybywam! :P
    Również się powtórzę, ale bardzo się cieszę, że wróciłaś. ;)
    Ciekawa byłam, jak będzie wyglądać spotkanie "idealnego" świata Joyce z rzeczywistością. Coś przeczuwałam, że będzie chciała, aby przyjaciółka i jej chłopak ją odwieźli. xD Nie była tam długo, a już chciała wracać - typowa Joyce. xD Jednak cieszę się, że Suzie przekonała ją do zostania. Przynajmniej raz ta pannica zasmakowała życia, które jej je obce.
    Kiedy Joy wypiła kieliszek czystej i napłynęły jej łzy do oczu, mnie również się one pojawiły, ale ze śmiechu. xDD Suzie nie powinna była jednak dawać jej czyścioszki. Wiadomo, że taka jej nie podejdzie. Joy zawsze była i będzie wybredna. xD
    Jeśli chodzi o tych kolesi... Pojawią się jeszcze? xD Może to jednorazowy wybryk z ich strony względem Joyce, ale David ich zna! Dostawiają się do wielu dziewczyn, jednak to było szczególnie śmieszne. Snowdown miała pretensje do Suzie i Cartera, że jej nie przypilnowali? Są jej niańkami czy co? Chciała wyjść z klubu na chwilę, to wyszła. Nikt jej nie kazał oddalać się. Mogła sobie chwilę ochłonąć niedaleko wejścia, a nie łazić nie wiadomo gdzie... Zawsze ma pretensje do innych, ale teraz o dziwo do siebie również! Aż przeczytałam dwa razy, bo w to nie wierzyłam: "Byłam zła na nich, na siebie, że wyszłam z tego klubu" - i dotąd nie wierzę. xD
    Teraz poznała brutalniejszy kawałek rzeczywistości. Jak jej się podoba? xD Widzę, że bardzo.. :P
    Niech się śmiało poskarży tatusiowi. Nie wie, jak wyglądają. Nie ma pojęcia, kim są. Zna tylko jedno imię, a pewnie sporo mężczyzn posiada takie. Prędzej ona zostanie ukarana za to, że uciekła. Więc wątpię, że przyleci z do niego z płaczem.
    Teraz ma inne zmartwienie. Straciła przytomność przy trzech kolesiach, którzy najwyraźniej nie mają co w życiu robić i naszym "bestią". Tak mi się wydaje, że znają się z dzielnicy, bądź nie wiem z czego. xD Może to koledzy z osiedla lub nie przepadają za sobą. xD David nie wie, gdzie Joyce mieszka, ani skąd przyszła. Nie odprowadzi jej zatem do domu, czy też do przyjaciółki. Jedyne wyjście - zabrać ją do siebie. Mmmmm brzmi ciekawie. xDD
    Nie mogę się doczekać następnego! :D
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejo! Tak się cieszę, że jesteś! Miło widzieć ładne wyjustowane teksty z akapitami — kochany blogspot! Bardzo mi tego brakuje na wattpadzie, a Tobie? :(

      Joyce chyba już nie ma całego idealnego świata XD. Zastanawiałam się, jak to zrobić, aby wyszło poważnie, ale w sumie to zabawnie! No bo ona nic nie wie, nie wiedziała nawet jak nazwać bar i czułam się jak idiotka, opisując to wszystko. Chociaż mam 19 lat i sama klub po raz pierwszy widziałam jakieś dwa miesiące temu, gdy zaczęłam studenckie życie! :D

      Nie pamiętam swojego pierwszego kieliszka czystej, ale to było coś podobnego do Snowdon! Damulka nawet alkohol musi mieć wyszukany, ale lubię tę moją Joyce, chociaż potrzebuję odpowiedniego klimatu, aby wczuć się w jej postać XD.

      Hm, co do tych kolesi, to nie miałam takich planów, ale chyba podsunęłaś mi pewien pomysł. Dzię-ku-je! <3 Może ich teraz gdzieś tam wcisnę! Co do winy... To specjalnie tak pisałam, bo przecież ona jest idealna, więc to nie mogła być jej wina, no what the hell? :D Chociaż tam coś jej dzwoniło, że może jednak troszkę jej!

      Tatusiowi się nie poskarży. No gdzie, to by było straszne! Uciec z domu, a potem się do tego przyznać. To jak samobójstwo, strzelanie do bramki swojej drużyny i w ogóle!

      Ćśśś, gdzie do siebie. Nic nie wiesz!
      Dziękuję za komentarz! :*
      xx

      Usuń
  5. Dla Joyce było to mocne zderzenie z rzeczywistością.
    Tak coś myślałam, że w klubie jej się może nie spodobać, ale nic dziwnego jak wcześniej nie była w takich miejscach.
    Mało by brakowało, a to wyjście mogłoby się dla niej źle skończyć. Dobrze, że David tam był i zareagował na to co się dzieje.
    Ciekawe jak to wszystko rozwinie się dalej.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, to było jak mocny policzek. W klubie nawet się jej spodobało, gorzej z innymi atrakcjami, które ją spotkały. A co do Davida, to na razie milczę!

      Bardzo cieszę się, że dalej jesteś i dziękuję za komentarz,
      xx!

      Usuń
  6. Jestem w szoku, że ktoś może być tak zamknięty w hermetycznym świecie, by nie wiedzieć, że alkohol pija się w klubach dla rozluźnienia i lepszej zabawy. Jo wyszła tu na skończoną idiotkę i całkowitego dzieciaka co nie widzi nic poza swoim pałacykiem rodzinnym oraz czubkiem własnego nosa. Nadal nie rozumiem jak może taki człowiek istnieć, dla mnie uczyniłaś z tej postaci totalną karykaturę i przez to realność tego opowiadania jest zachwiana.
    Zaskoczyły mnie shoty z czystej wódki z dodatkiem cytryny. Gdzie tak podają? Wódkę podaje się na setki, a cytrynę daje się do tequili wcześniej podając sól. Nie mówię, że nie może być tak jak napisałaś, ale zastanawiam się skąd to wzięłaś, gdzie panuje taki zwyczaj?
    Naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego po co ten mężczyzna w taki sposób ją dotyka? Jest aż tak naiwna, aż tak głupia, czy aż taki z niej dzieciuch?
    David? Mężczyzna, którego spotkała w galerii i syn szofera? Jeśli tak, to muszę przyznać, że liczyłam na znacznie więcej. Jeśli więc się nie mylę, to opowiadanie jest ciągnięte mocno utartym szlakiem, dobrze znanym, powszechnym schematem, przez co traci na oryginalności i zyskuje na przewidywalności.

    Muszę też przyznać rację Darkowi, bo o ile ja cię prosiłam o informację, jak odwiesisz opowiadanie i nie mam pretensji, że zostawiłaś u mnie spam, o tyle przyglądając się twojemu podejściu do blogowania, gdzie zaczęło to polegać na ciągłym znikaniu, następnie pojawianiu się, rozsyłaniu spamów i obietnicy "postaram się nadrobić", to jak dla mnie nie robi tobie dobrej reklamy. Być może mam do tego takie podejście, bo sama od siebie wymagam dużo, tak więc po takiej nieobecności i napisaniu rozdziału u siebie, chyba zrobiłabym coś ponad rozesłanie wszędzie reklam. Nie wydaje mi się też, by szkoła/studia były dobrą wymówką. Sama piszesz, że dojeżdżasz, być może nie swoim samochodem a pociągiem czy autobusem. Poza tym sama mam dużo obowiązków, a jednak potrafię znaleźć czas, nawet gdy sama nie piszę, na przeczytanie u kogoś czegoś od czasu do czasu i zostawienie nawet kilku słów, to naprawdę czasami jest pięć-dziesięć minut przed snem i nie zajmuje jakoś niebotycznie dużo czasu (czytaj: całego dnia), by było niemożliwe.

    Nie chcę jednak byś sądziła, że mój chyba raczej negatywny komentarz dotyczący rozdziału wynika z twojego podejścia do blogsfery, bo tak nie jest. Opowiadanie po prostu jest przewidywalne, brakuje mi w nim elementów zaskoczenia, jakieś dorosłości i zapowiada się, póki co, na nudne, bez ciekawej fabuły. Podobał mi się pomysł, bo spotkanie dwóch światów to zawsze ciekawy zabieg, ale u ciebie jest to tak przejaskrawione, podzielone na czerń i biel, postacie są tak jednolite, że momentami odnoszę wrażenie jakbym czytała opowiadanie znacznie młodszej osoby, na dodatek takiej, która pisałaby dopiero pierwsze z opowiadań i był to fanfik o jakimś znanym muzyku typu jeden z członków 1D czy Justin. Naprawdę jest to tak podobne do tych wszystkich ff, że aż sama jestem tym mocno zaskoczona, negatywnie. Liczyłam po tobie naprawdę na coś więcej, po opisie samego opowiadania także liczyłam na więcej. Liczę, że to się jakoś rozkręci i dalej nie będzie podróżował ten pociąg takim utartym torem i znanymi wszystkim blogowiczom schematami (Belfer Migotki się rozkręcił, a zakończenie mnie zaskoczyło, więc i w twoim przypadku pozostaje mi nadzieja).

    „Się nie zdarza taka miłość...”
    „Prawdziwa Legenda”
    „Samotna Królewna”
    „Na kartkach pamiętnika...”
    „Zostaw uchylone...”
    „Polecam co przeczytałam” – recenzje
    „Taka Miłość, czyli moja twórczość” – blog autorski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym polega sens opowiadania, że Joyce jest tak bardzo zamknięta, że nie wie, co to kolory. Jej świat jest czarny albo biały. Jest tak pilnowana, że nie zna rzeczy, której nie może znać. Gdybym zrobiła inaczej, to cały mój pomysł na te opowiadanie byłby niespełniony.
      Co do wódki, to tak, piłam w klubiewódkę z cytrynką i nie uważam tego za coś dziwnego. Ludzie lubią naprawdę dziwne rzeczy.
      Widzę, że nikt się nie zorientował jeszcze. Mężczyzna, którego Joy spotkała w centrum handlowym nie był Davidem. Spotkała Davida teraz i to było dość oczywiste, że tak go spotka :). Piosenka Kali - Piękna i Bestia, czyli poniekąd inspiracja tego opowiadania.

      Co do spamu u innych, to nie będę się rozwodzić, bo napisałam, co o tym sądzę pod komentarzem Dariusza. Blogowanie jest moją pasją, a nie obowiązkiem. Robię to, jeśli lubię, jeśli mam czas i ochotę. Co miałam zrobić więcej? Szanuję moich czytelników, ale tak naprawdę ich nie znam. Nie będę tłumaczyć obcym ludziom, dlaczego pojawiam się i znikam. Nie będę też się kajać i przepraszać milion razy. Napisałam: przepraszam, mam swoje powody. Być może dla niektórych są one błahe, ale każdy jest inny.

      Co do opowiadania, znowu, piszę je z perspektywy Joyce. Joyce jest małą, głupią i rozkapryszoną księżniczką i jej świat jest przewidywalny. Widzi ludzi jednolicie i na razie się to nie zmieni, bo ona taka jest.

      Pozdrawiam,
      xx!

      Usuń
    2. Ale ludzie w wieku Jo nie zdobywają doświadczeń życiowych tylko w domu i nie tylko z domu wynoszą wiedzę. Przecież ona ma dostęp do mediów, takich jak internet czy TV, ma też kolegów, koleżanki, chodzi do szkoły. Widzi na czym świat stoi, nie jest zamknięta w jakieś klatce, skąd nie ma wyjścia nigdy i donikąd, dlatego jej zachowanie jest dziwne i nierealne. Nawet jeśli postrzega świat jako czarny i biały, to przedstawiłaś to w sposób strasznie przejaskrawiony, a z ludzi zrobiłaś papierowe kreatury bez charakterów. Brakuje mi w opowiadaniu po prostu realności i postaci, w których istnienie mogłabym uwierzyć. Póki co są kwadratowi i tacy... powycinani z tektury (jak to się mówi). Jedynie chłopak jej koleżanki jakoś się broni, ale i tak nie rozumiem dlaczego toleruje taką Jo i akceptuje to, że jego dziewczyna się z nią przyjaźni. Przecież każdy normalny facet, nawet jeśli nie zrobiłby o to awantury, to jakoś by zareagował i z pewnością nie chciał brać udziału w spotkaniach tych dwóch dziewczyn. Brakuje mi w opowiadaniu takich ludzkich odruchów, typowych dla człowieka zachowań.

      Usuń
    3. Poruszyłaś wątek, do którego jeszcze nie doszłam. Joyce nie ma dostępu do mediów. Nie samodzielnego, bardzo okrojony. Nie może usiąść i włączyć sobie TV. Do szkoły chodzi prywatnej i płatnej, o czym też będzie w dalszych rozdziałach. Do tej pory nie opisywałam jej szkolnych dni.
      Carter... No nie wiem, może ja taka jestem, ale zerwałam z chłopakiem, ponieważ zabronił mi spotkać z przyjaciółmi. A mimo tego, jaka jest Joyce, to Susannah jest jej prawdziwą przyjaciółką i chce jej pokazać ten prawdziwy świat.

      No nic, może mi być tylko przykro, że Tobie się nie podoba i być może w przyszłych rozdziałach coś Ci przypadnie do gustu :).

      Usuń
  7. W końcu nadrobiłam wszystko! Uff :D Mam nadzieję, że teraz wena będzie łaskawsza, a i na uczelni trochę świątecznego luzu Ci przypadnie. Też zaczęłam teraz studia więc łączę się w bólu. Również wena mnie zawodzi ostatnio, chociaż w przeciwieństwie do Ciebie mam mało nauki, bo studiuje typowo artystyczny kierunek i wszystko muszę robić ręcznie :D
    Co do rozdziału to, o dziwo nie straciłaś tego flow i gdyby nie data, to nikt by się nie zorientował, że zniknęłaś. Myślałam, że ta historia potoczy sie inaczej w powyższym rozdziale, a tu niespodzianka. Fajnie :) Zastanawiam się tylko, czy ten David = pan nie wychowany, który wpada na damy w galerii, czy jednak to ktoś w ogóle inny XD Pożyjemy, zobaczymy :)

    Buziole xx
    http://nie-szukaj-siebie.blogspot.com/

    PS. Pisałam pod którymś rozdziałem temu, ale nie wiem, czy odczytasz, wiec napisze jeszcze raz, że zapraszam Cię na moje starsze opowiadanie Oczy w Ogniu. Kiedyś je czytałaś, ale potem zniknęłaś i przestałaś, więc jeśli będziesz miała czas i ochotę, to zapraszam do nadrobienia :)
    http://oczy-w-ogniu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ASP, tak? Zajrzałam na Twojego ig! A, tak w ogóle to pamiętam Cię z graficznego świata. Ja też tam urzęduję jako Mrs.Punk na unfaithful-heaven XD. Grafikosfera trochę podupadła ostatnio, ale... Chyba cała blogosfera ma gorsze dni. Trzeba ją podbudować!

      Bardzo dziękuję! Starałam się, aby ten rozdział nie był oderwany od pozostałych. Przypomniałam sobie to i owo. Pomógł mi mój magiczny zeszyt, gdzie zapisuję wszystkie ważne fakty.

      Na "Oczy w Ogniu" wpadnę, gdy znajdę garstkę wolnego czasu. Mam akurat masę nadrabiania :p.

      Ściskam,
      xx!

      Usuń
  8. Hej :)
    Miło, że jesteś z powrotem, gratuluję UWr.
    Czy jeśli napiszę, że Joyce nadal mnie wkurza, zdziwisz się? Nadal jest księżniczką, a winę za swoje problemy zrzuca na innych. Miała zakosztować życia nastolatków, nawet przy tej szansie zachowuje się jak wielka pani, którą przecież nie jest. Grr, po tym rozdziale mam ochotę porządnie nią potrząsnąć albo ją uderzyć w twarz, by wreszcie zobaczyła, że świat nie kręci się wokół niej, że koneksje i wysoko postawiony ojciec nie zawsze przyjdą na ratunek. Jedyny plus to pojawienie się Davida. W związku z nim błagam Cię tylko o jedno: niech nie zakocha się w niej od razu, bo go znielubię.
    Czekam na nn ^^
    Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że wróciłam! Tęskniłam za tym blogowym światkiem, a tak cichutko ostatnio się tu zrobiło, że aż serduszko ściska.

      Wkurza, wkurza. Samą mnie wkurza i nie dziwię się, że to piszesz. Zanim do niej to wszystko dotrze, to zdążymy się jeszcze nawkurzać. Co do Davida, nie martw się! Nie zamierzam z niego zrobić szablonowego bad boja i miłości od pierwszego wejrzenia!

      Dziękuję za komentarz i również Wesołych Świąt! I udanego Nowego Roku!

      Usuń
  9. Hej :) Domyślam, że studia zwłaszcza na początku są ciężkie i nawet nie chcę myśleć o tym, że w przyszłym roku sama będę musiała się z tym zmierzyć. Brrr...

    W każdym razie w tym rozdziale Joy nawet mnie nie wkurzyła. Nie będę ukrywać, że trudno mi jest uwierzyć w to, że nawet nie wiedziała, czym jest alkohol. Jasne, żyła w klatce (serio, ojciec dający przyjaciółkom listę "zakazanych tematów"??? to wręcz obrzydliwe), ale wydaje mi się, że nawet w prywatnej szkole są inni ludzie. I właściwie to zawsze wyobrażałam sobie, że takie zepsute dzieciaki to dopiero umieją zabalować. Już nie wspominając o tym, że na takich bankietach czy kolacjach często pije się szampana/wino (nie jest to wódka, ale jednak xD). Ups, zbaczam z tematu. Chciałam napisać, że jeśli odsunąć na bok te wszystkie "Serio, Joyce, serio??", to pozostaje bardzo urocza scenka dziewczyny, które pierwszy raz idzie do klubu. Była naprawdę słodka i wydawała się nieco zagubiona i nawet nie wykazywała przejawów typowego dla siebie bitchyzmu xD Nawet to dogryzanie Carterowi było takie normalne :D

    Co do zakończenia... Dobrze, że pojawił się David i obronił Joy i ogólnie czekam na to, co się z tego wykluje ;)

    Pozdrawiam i życzę więcej weny w 2017!

    [http://iskra-duszy.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Mimo tego, że ciężkie to całkiem miłe, jeśli uczy się tego, czego naprawdę się chce! Ja jestem bardzo zadowolona.

      Mnie też nie! Znaczy śmiałam się z tego, co pisałam i wydawało mi się nieco idiotyczne, ale doskonale pasowało mi do Joy. Głupiutka jest, nie ma co ukrywać. Nie poruszałam jeszcze kwestii szkoły, mam zamiar zrobić to w przyszłych rozdziałach. Na razie jakoś tak skupiłam się na jej dniach wolnych.
      Taaak, w końcu pojawił się David, ale tu też nie będzie łatwo :D.

      Dziękuję i również pozdrawiam! ;)

      Usuń
  10. Sus uważa, że ojciec więzi córkę, a ja tak nie uważam. Bo ona sprawia wrażenie, jakby wcale jej to nie przeszkadzało. I z pewnością nie dzieje się to bez jej zgody. Ale rozumiem, że z perspektywy Susanne tak to może wyglądać i nie dziwię się, że chce pokazać Jo trochę innego życia.
    Bardzo podobał mi się sposób w jaki pokazałaś niezadowolenie Joyce i jej zdziwienia na wszystko, co tam widziała, No cóż, dla takiej księżniczki jak ona klub o nazwie "Piwnica" i ten tłum ludzi musiały być naprawdę dużym zaskoczeniem :D Śmiać mi się chciało jak się tak rozglądała i wszystko bylo dla niej takie nowe xD Ciężko mi sobie wyobrazić, że można być AŻ tak zaskoczonym czymś, co w tych czasach jest tak łatwo dostepne i powszechne. Ale to dobrze pokazało różnice między Jo a współczesnymi nastolatkami. Śmiać mi się też chciało jak zaczęła rozkazywać tym chłopakom. To było takie naiwne i żałosne z jej strony. Przykre, że rodzice w ogóle nie nauczyli jej życia. Ciekawa jestem jak to się zakończy ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle trafnie! Joyce podoba się takie życie. Wszystko ma pod nosem, nie musi się o nic martwić, szczęśliwa jest i nie ma pojęcia o tym, że jest jak porcelanowa laleczka. Kijowa z niej współczesna nastolatka. Byłaby zawiedziona tym, że całkowicie nie radzi sobie bez tatusia :D.

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  11. Wróciłam i pewnie na dobre. Jeśli mnie nie kojarzysz to ja - dawna Gloria Virgo, wraz z nowym nickiem zaczynam blogowanie na nowo. Jeszcze niczego nie ma, ale planuję. I nie, nie odezwałam się tu, żebyś potem do mnie wpadła, czy coś w tym stylu. Po prostu nie miałam czasu nie dość, że dla siebie to i czytanie niektórych blogów. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? Ale i tak widzę, że do nadrobienia mam jeden rozdzial :)

    Joyce... nie wiem, czy mam się powtarzać, ale kurde ona mnie drażni -,- Taka panienka oh ah -,-
    Wie, że zawsze z pomocą przyjdzie tatuś...
    Ufff David w porę zareagował, matko już myślałam, że stanie się coś... No wychowania to ona nie ma raczej, to jej dyrygowanie innymi i pokazywanie jaka to z niej jest najważniejsza osoba to śmiech xD Jestem ciekawa jak to się dla niej skonczy... hmmmm weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się staram na dobre! Mam wielką nadzieję, że w końcu nam się uda. Ja tylko nicków nie zmieniam, bo Ciebie to jeszcze pamiętam przed Glorią. Jak coś będzie, to daj mi znać i na pewno wpadnę. Oczywiście, że nie mam za złe. Cudownie, że ludzie wracają do blogowania, bo ostatnio takie pustki w tej blogsferze.

      No ja wiem, drażni i nie wiem, co dalej napisać, bo nie będę już jej tłumaczyć! Ja, Joyce by ich chciała poustawiać, a tu nie ma tak łatwo.

      Dziękuję!

      Usuń
  12. Jeśli mam być szczera, Joyce jest w tej chwili tak męczącą postacią, że trochę odechciewa mi się o niej czytać. Ja rozumiem, że ona pochodzi z takiej, a nie innej rodziny, ale jej nieobeznanie z życiem wydaje mi się już mocno naciągane. Mam wrażenie, że trochę za bardzo przesadzasz. Jej postać dla mnie robi się coraz mniej wiarygodna.
    Mam nadzieję, że niedługo nastąpi taki punkt, w którym coś w niej się zacznie zmieniać, bo w tej chwili jest tak nieżyciowa...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, gdybym to czytała, to sama uważałabym, że przesadzone to wszystko. Ja wiem i rozumiem, ale chodzi mi też o to, że wszystko jest pisane z perspektywy Joyce i nie mogę jej zrobić jakoś bardzo ogarniętej. Potrafię się to już niedługo zmienić, aby łatwiej i przyjemniej to wszystko było odbierane. Niemniej, dziękuję, że dajesz jej jeszcze szansę.

      Również pozdrawiam!

      Usuń
  13. Jestem, wróciłam! Zbierałam się z tym już od dłuższego czasu i jakoś nie miałam okazji. Doskonale rozumiem Twój brak czasu, bo sama jestem na studiach i mam go równie mało co Ty, a w wolne dni od nauki wypadałoby też zrobić coś innego niż siedzieć i myśleć nad nowym rozdziałem (w tym momencie żałuję, że nie pisałam ich z wyprzedzeniem i na zapas). No ale w końcu się uda to ogarnąć i damy radę! :)
    Ale może przejdę teraz do rozdziału, bo w końcu po to tu jestem!
    To zabawne "przyglądać się", a właściwie czytać o pierwszych krokach damy w podrzędnym klubie. Czytam kika opowiadań na razi i Twoje jest tak różne od nich wszystkich, tak specyficzne i charakterystyczne, że jest jednym z moich ulubionych. Bardzo dobrze idzie Ci pisanie z perspektywy rozpieszczonej, rozkapryszonej, skupiającej się tylko i wyłącznie na sobie dziewczyny. Ja na pewno prędzej czy później bym poległa :D Cała sytuacja w klubie dość zabawna, jak już wcześniej wspomniałam, ale to co działo się potem... Nie mogę uwierzyć, że Joy była aż tak nieświadoma tego, co może ją czekać! Tu daje o sobie znać wychowanie w domu i trzymanie "pod kloszem". Nie wie, co ją czeka za murami własnego domu i nie jest świadoma niebezpieczeństwa, jakie niosą inni ludzie...
    Na szczęście dla niej pojawił się bohater, który ją uratował przed strasznym :) Mam tylko nadzieję, że jemu nie przyjdzie nic głupiego do głowy i grzecznie odstawi zgubę do "piwnicy". Swoją drogą, całe szczęście, że miała tą bransoletkę z nazwą klubu.
    Cieszę się, że wróciłaś i mam nadzieję, że niedługo znowu coś wstawisz. Pewnie będzie to najwcześniej po sesji, więc życzę Ci powodzenia i czekam na nowość! :*

    http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powroty są miłe <3. Ja teraz dodałam sobie do tego wszystkiego pracę, bo jednak muszę zarabiać i nie wiem w co ręce wsadzić :D, ale tak! Damy radę! :)
      Ow, to takie miłe! Na pewno nie spocznę na laurach i będę pracowała nad tym, aby było jeszcze lepsze, bo jednak wiele rzeczy mogłabym poprawić! :D
      Co do klubu to miałam "świeże" wrażenia, bo sama całkiem niedawno byłam w takim pierwszy raz w życiu XD. Byłam bardziej świadoma, ale tak ogólnikowo dało się to jakoś połączyć.
      Taak, sesja is coming, niestety, a ja mam masę nauki i masę pracy. Jak żyć, jak żyć!

      Dziękuję za komentarz i czekam na nowości u Ciebie!

      Usuń
  14. Witam!
    Cieszę się, że wróciłaś z rozdziałem i przepraszam, że tak długo musiałaś na mnie czekać!
    Podobało mi się to zderzenie Joy z rzeczywistością. Bo, to w czym żyła do tej pory, to bynajmniej z rzeczywistością nie miało nic wspólnego. Aż się śmiałam do monitora, jak Susannah tłumaczyła jej że alkohol to nie tylko to, o czym uczyły się na chemii. Nie wiem, w jakim środowisku trzeba się obracać, żeby w wieku tych kilkunastu lat nawet nie wiedzieć, czym jest wódka (nie mówię tu o jej piciu, ale po prostu, to chyba wie każdy nastolatek)! Naprawdę, ten rozdział był chyba najbardziej zabawny, ale też pokazał, jak Joy jest kompletnie nieprzygotowana do życia, bo widzę, że jej ojciec przez tę chęć ochrony jej wyrządził jej straszną krzywdę (swoją drogą lista tematów, których nie należy z nią poruszać? To jakieś żarty?!)! Poza tym denerwuje mnie to, jak Joy myśli o Carterze. Może go nie lubić, ale traktowanie go jak służbę jest naprawdę słabe i tylko pokazuje, jak dziewczyna jest zapatrzona w siebie. Ja mam nadzieję, że ktoś jej w końcu uświadomi, że nie jest pępkiem świata i będzie mi się naprawdę fajnie to czytać, jak jej świat legnie w gruzach.
    A teraz końcówka, bo zaskoczyłaś mnie nią, naprawdę! Myślałam, że skończy się na poszukiwaniach przyjaciół przez pijaną dziewczynę, a wydarzyło się wiele więcej. Chociaż to, że się zgubiła, jest poniekąd winą Sush i Cartera, bo skoro wzięli ją na imprezę i jeszcze upili, to tak jakby wzięli za nią odpowiedzialność, a potem nie upilnowali. I sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie, bo widać było, jakie intencje mieli co do niej ci kolesie. Ale całe szczęście, że pojawił się ten chłopak i mam cichą nadzieję, że to ten z centrum handlowego!
    Czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie, bo niedługo i u mnie powinno pojawić się (w końcu) coś nowego :D
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń